Hej!
Post był gotowy już dwa tygodnie temu, ale nie miałam jak wstawiać, bo byłam u koleżanki. Wracam do domu, sprawdzam i już miałam wstawiać, a tu... Dupa. Usunął mi się na amen. Musiałam posać go od nowa, ale szczerze powiem, że to nawet chyba lepiej, bo ta wersja podoba mi się dużo bardziej, niż poprzednia.
Opowiadanie jest ponad dwa razy dłuższe od 15 rozdziału Kwiatów. Tak jak obiecałam : ) Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustów. Nad drugą, ostatnią częścią już pracuję i powinna pojawić się na początku września :3
Co do tytułu... Było to pierwsze słowo, jakie powiedziałam, po naisaniu opowiadania i tak też postanowiłam je nazwać czy pasuje, czy też nie ^π^
Pozdrawiam Was serdecznie!
~Rena
- Otwierać, policja!
Kiedy tylko usłyszałem krzyk dobiegający zza drzwi, natychmiast zrozumiałem, o co chodzi.
Położywszy dłoń na klamce, wymyślałem tysiące głupich scenariuszy, jak dalej może potoczyć się właśnie rozpoczęta, nowa historia w moim życiu. A zaczynało się tak pięknie... Kto by pomyślał.
Pierwsze, o czym pomyślałem, to Sasuke. Skoro jest tu policja, wytłumaczenie było tylko jedno: wkopał mnie. Albo planował to od dawna, albo coś mu nagle odbiło... Szczerze, stawiałbym na to drugie. Od dziecka był narwańcem, egoistą, który zawsze osiągał swój cel. Ale co ja mówię? Sam nie byłem lepszy... Udowodniłem to wczorajszej nocy. A co jest w tym najśmniejszniejsze? Mój młodszy braciszek okazał się mądrzejszy i wiele przebieglejszy ode mnie...
Nie miałem pojęcia, że wiadomość, którą miałem za chwilę usłyszeć, zwali mnie z nóg.
- Jesteś zatrzymany w związku ze śmiercią swojego młodszego brata, Sasuke Uchiha.
Po co ja się na to wszystko zgadzałem? Nadal się nie nauczyłem, że ten dzieciak jest o wiele bardziej niebezpieczny od wrzuconej do wody suszarki. Szedł po trupach do celu... Nie raz miałem przeczucie, że wziął sobie te przysłowie na serio i wprowadzał je w życie... Jednak po chwili ten pomysł zawsze wydawał mi się groteskowy. Nie, Sasuke nie potrafił by...
Zamrugałem zaszokowany oczami, gdy doszedł do mnie sens słów gliniarza. Śmiercią...?
Kiedy poczułem, a raczej przestałem czuć nogi, przytrzymałem się drzwi, aby nie upaść. Jak na zawołanie, dwóch pachołków złapało mnie pod ramiona, jakby bali się, że chcę zwiać. Śmieszne, nie? Nawet jakbym w tamtej chwili pomyślał o takim czymś, nie miałbym sił uciekać. Byłem pomiędzy życiem, a śmiercią, analizując tak bardzo niezrozumiałe, pozbawione sensu słowa mężczyzny.
- Pójdziesz z nami. - Usłyszałem, kiedy wyprowadzali mnie z własnego mieszkania. Nie miałem sił stawiać oporu... Ba. Nawet nie pomyślałem, aby to zrobić. Moje myśli zajmowała tylko ta jedna wiadomość, w którą i tak nie potrafiłem uwierzyć.
- To pomyłka. - Powiedziałem, kiedy samochód stanął pod komendą policji, a do mnie zaczęło powoli docierać, że świat wcale się nie skończył, a ja nadal żyję i jestem oskarżony o... sam w sumie nie miałem pojęcia, o co.
- Co jest pomyłką? - Zapytał mężczyzna. Podniosłem głowę, przy okazji dopatrując się na jego kamizelce plakietki z danymi.
Nadkomendant Kakashi Hatake. Nigdy o nim nie słyszałem, ale co się dziwić? Nie siedzę w prawie. Z resztą nie siedzę w niczym.
- To nie może być prawda... Przecież wczoraj w nocy... Nie. Nie tak szybko... - Zacząłem się plątać i nieświadomie pogarszać swoją i tak pożałowania już godną sytuację. W tym momencie jednak nic mnie nie obchodziło. Mimo tego, że myślalem całkiem realnie, jakimś cudem trafiłem do rzeczywistości, nie potrafiłem pozbierać tego wszystkiego w całość tak, aby wyrazić to słowami.
- Po prostu się przyznaj i będzie po sprawie. Może kiedy będziesz współpracować, dostaniesz krótszy wyrok... I oszczędzisz mi kłopotu. Jest wiele ważniejszych spraw do rozwiązania. - Westchnął, a we mnie zaczął zbierać się gniew. Mówił to tak... Mój brat umarł, a on mówił o tym tak, jak o rozjechanym przez samochód psie. Nie potrafiłem tego znieść, jednak... Nie potrafiłem też wyrazić swojego gniewu.
- Do czego mam się przyznać? - Zapytałem po chwili milczenia, wpatrując się w niego jak w obraz. Nie rozumiałem jego słów... i chyba nie chciałem rozumieć.
- Nie udawaj głupiego. Mamy wystarczająco wiele dowodów, aby wsadzić Cię do kicia na pół wieku. - Powiedział, jednak ja w dalszym ciągu wpatrywałem się w niego, nie rozumiejąc, o co chodzi. - Zgwałciełeś go.
Zamrugałem z niedowierzaniem oczami, czując jakby ktoś dał mi w twarz, a potem oblał lodowatą wodą. Zacząłem się krztusić, nie potrafiąć przełknąć słów, które usłyszałem.
- Zgwałciłem? - Zapytałem, słysząc we własnym głosie szok. Spodziewałem się wszystkiego, oprócz tego, chociaż jakby się temu przyjrzeć, chyba było to najbardziej rzeczywiste wyjaśnienie.
- Nie wywiążesz się z tego. W jego ciele znaleźliśmy Twoją spermę, a pod jego paznokciami Twój naskórek. Jak to wytłumaczysz? - Zapytał, a ja poczułem, jak rany na plecach, które Sasuke zrobił mi paznokciami, zaczynają piec. Nie sądziłem, że to się tak potoczy.
W jednej chwili najpiękniejszy dzień mojego życia, najcudowniejsza noc, którą przeżyłem i te słodkie wspomnienia, stały się koszmarem. Sasuke, jedyna osoba, którą kochałem i nienawidziłem, osoba, której poświęciłem wszystko, nie żyje, a ja siedzę na komendzie, oskarżony o spowodowanie jego śmierci. To było tak straszne, że doskonale wiedziałem, że musi być prawdą, mimo, iż nadal nie chciało to do mnie dojść.
- Nie zgwałciłem go. Kochaliśmy się, ale... To nie był gwałt. Nie zrobiłbym tego... - Powiedziałem łamiącym się głosem. Nie mogłem uwierzyć. Więc to był mój zarzut? Gwałt? To było gorsze, niż oskarżenie o morderstwo.
- Ah, tak... Więc powiesz mi, że osiemnastoletni chłopak chciał kochać się z własnym bratem? - Zapytał, a ja nie wiedząc, co odpowiedzieć, pokiwałem głową, bo rzeczywiscie tak było. - Nie rozśmieszaj mnie. Gdyby tego chciał, nie odebrałby sobie życia, nie sądzisz?
Te słowa zabolały mnie mocniej, niż można to sobie wyobrazić. Mimo iż doskonale wiedziałem, że mój brat popełnił samobójstwo, wolałem się oszukiwać, myśleć, że to był jedynie przypadek. Że wcale się nie zabił, że to tylko fatalny zbieg okoliczności... Jednak teraz nie było o tym mowy.
- Chciał tego... Nie wpadłbym nawet na pomysł, aby to... abyśmy to zrobili. - Wytłumaczyłem, uporczywie mając nadzieję na to, że w końcu mi uwierzy i zostawi w spokoju. Teraz było to jedyne, czego chciałem. Musiałem sobie to wszystko poukładać... wytłumaczyć, postarać się w końcu sam w to uwierzyć. Nie było mi to jednak dane.
- Czyli twierdzisz, że to jego wina? Że to on Cię do tego zmusił?
Te słowa mnie rozśmieszyły. Sasuke miałby mnie zmusić do seksu? Niedoczekanie.
- Nie. Twierdzę, że to on to wymyślił... a ja na to przystałem. - Powiedziałem, nie wiedząc, jak ubrać to wszystko w słowa. Bądź co bądź, były to bardzo... intymne przeżycia. Nie uśmiechało mi się nimi dzielić, nawet pod zagrożeniem więzienia. Szczerze mówiąc, nie obchodziła mnie już za bardzo moja wolność. W ciągu tej jednej nocy zyskałem, po czym straciłem wszystko, co miałem. Mogłem iść do więzienia za pedofilię, uszkodzenie ciała, zniewagę czy zgorszenie społeczne... ale nie za gwałt. Takie coś przekreśliłoby wszystkie uczucia, jakie w końcu dopuściłem do siebie, po tych cudownych chwilach, jakie dane mi było wczoraj przeżyć.
- Jak mniemam, z wielką chęcią. - Usłyszałem. Czyli teraz nie tylko gwałciciel... Zostałem także pedofilem. Tyle dobrze, że chociaż ten zarzut był prawdziwy.
- Czy to ważne? - Westchnąłem, nie widząc powiązania.
- Ja tu zadaję pytania. - Zgromił mnie, a ja załamałem się jeszcze bardziej.
- Tak, cieszyłem się. Podobał mi się. Kochałem go od dawna, ale kogo to obchodziło? Nikt o tym nie wiedział, nikomu nie wyrządzałem tym krzywdy. Widocznie nie tylko ja to czułem. Więc kiedy przyniósł alkochol...
- Upiłeś się i go zgwałciłeś. - Dokończył za mnie, a mnie trafił szlag. Gdyby nie to, że nie miałem sił ani nie myślałem jeszcze do końca trzeźwo, rzuciłbym się na niego i kazał to odszczekać.
- Nie zgwałcilem go. Nigdy bym tego nie zrobił. Życie było mi miłe. - Powiedziałem, opierając głowę o dłonie. Nie miałem już do tego sił.
- Więc jak to wszystko wytłumaczysz? Chyba nie sądzisz, że ktokolwiek uwierzy Ci w bajki o wielkiej, zakazanej miłości. - Powiedział z czystą kpiną w głosie, jednak ja nie odczuwałem już wstydu. Nie miałem nikogo, przed kim mógłbym się wstydzić. Rodzina? Matka z ojcem zginęli w wypadku, szmat czasu temu. Opinia publiczna? Nie byłem znany nawet w szkole, którą z resztą skończyłem cztery lata temu, więc co mogliby mi zrobić?
- Właśnie tak to wytłumaczę, jak zrobiłem to wcześniej. Nie obchodzi mnie, czy mi wierzycie. Było tak, jak mówię. Nie skłamałem ani razu. Powiedziałem wszystko. Nie przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłem. Wsadźcie mnie za wszystko... ale nie wmówicie mi gwałtu. Za mocno go kochałem... kocham... aby zrobić coś takiego, zgodzić się na takie zarzuty. - Powiedziałem, nie mając już do tego wszystkiego psychiki. Nie łudziłem się, że mi uwierzą... To było bez sensu.
- Skoro go nie zgwałciłeś, to jak wytłumaczysz siniaki i zadrapania na jego ciele? Sam je sobie zrobił w ciągu jednej nocy? - Westchnął, każąc dla jednego z pachołków przynieść szklankę wody. Po chwili chłopak postawił ją przede mną, a ja pokręciłem zrezygnowany głową. Chyba oboje byliśmy już zmęczeni tą rozmową.
Z jednej strony go rozumiałem... Był w pracy. Zapewne miał na karku wyżywienie rodziny, zapewnienie im jakieś przyszłości, jakiegoś domu, jakiejś szkoły i jakiegoś bezpieczeństwa. Potrafiłem to pojąć... Czułem, że i on w jakiś sposób rozumie mnie, jednak w tym fachu empatia nie była wskazana. Zdawałem sobie z tego sprawę.
- Lubił... Czuć. - Powiedziałem w końcu, mając wrażenie, że powoli zostaję obdzierany z resztek godności, które mi zostały. Nie było prostym mówić komuś o czymś takim... Szczególnie, jeżeli to wszystko ogół ludzi uważał za brak moralności, a nie jakiekolwiek uczucia.
- Prosił Cię o to? - Zapytał prosto z mostu, jakby była to najnormalniejsza rzecz w życiu. Przed oczy znów rzucił mi się obraz z wczorajszej nocy. Nigdy nie miałem w rękach cudowniejszego ciała... Nigdy nie słyszałem cudowniejszego głosu od niego. Jak miałem komukolwiek o tym mówić?
- Prosił. - Wydusiłem z siebie, starając się trzymać prosto. Nie mogłem teraz o tym myśleć. Musiałem to wszystko puścić w niepamięć... Ale jak mogłem to zrobić? Przecież nie tego chciałem. Nie po to go kochałem, aby teraz wyrzec się tego wszystkiego... To byłby całkowity bezsens.
- Wiesz, że nikt Ci w to nie uwierzy? - Zapytał, a ja pokiwałem jedynie głową, bliski płaczu. Chyba w tamtym momencie zrozumiałem w końcu, że to wszystko jednak jest prawdą. Dotarło do mnie, że straciłem go na zawsze. Że już nigdy na niego nie nawrzeszczę, nigdy już nie powiem mu, że jest idiotą, nigdy więcej nie przyjdzie do mnie, aby prosić o pomoc, a ja już nigdy mu nie pomogę, narzekając uprzednio, że jest fałszywy i przychodzi tylko wtedy, kiedy czegoś chce.
- Mówisz, że przyszedł do Ciebie z alkocholem. Upiliście się i zaczęliście kochać, a on chciał, abyś go bił, na co Ty zgodziłeś się bez słowa. - Podsumował.
Nie do końca tak było... Ale po prostu nie chciało mi się już zaprzeczać.
- Tak.
Nastała długa cisza, podczas której zapewne miałem czas na przemyślenie wszystkiego, jednak nie potrafiłem skupić się na żadnej z myśli. Usłyszałem dźwięk odpalanej zapalniczki, by chwilę później wyczuć w powietrzu duszący zapach dymu papierosowego.
Nawet to przypominało mi Sasuke.
Dzieciak nie odrósł jeszcze od ziemi, kiedy zaczął palić. Nie wiedziałem nigdy, co na to poradzić. Byłem sam, bez rodziców, bez kogoś, kto nauczyłby mnie wychowywać zbuntowanego nastolatka. Sam dopiero wchodziłem dorosłość. To cud, że sąd zgodził się, abym to ja był jego prawnym opiekunem. Na początku sądziłem, że wystarczy dać mu w pysk, aby się ogarnął, jednak bicie go odnosiło odwrotny skutek. Rozmowy nie pomagały- przez moje zachowanie, śmierć rodziców i swój charakter wpadł w to gówno, odciął się praktycznie od świata. A kiedy wszystko zaczęło się już układać... Kiedy znalazł znajomych, pracę, mieszkanie, skończył szkołę i zaczął żyć... Umarł. Tak po prostu odszedł.
- To moja wina. - Powiedziałem w końcu, podnosząc wzrok na siwowłosego policjanta.
Mężczyzna wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów. Pierwsze, co chciałem zrobić, to odmówić, jednak po chwili wyjąłem jednego, razem z zapalniczką.. Miałem problem z zapaleniem, ponieważ ręce drżały mi niemiłosiernie, jakby w pomieszczeniu było bardzo zimno. Z resztą, takie też miałem wrażenie.
Pierwszy raz w życiu zaciągnąłem się, po chwili jednak zacząłem kaszleć, a papieros prawie wypadł z moich rąk. Wziąłem głęboki wdech, po czym spróbowałem jeszcze raz. Nie poszło mi lepiej niż uprzednio, jedynie zakręciło mi się jeszcze mocniej w głowie. Nie zwróciłem na to uwagi, a po kilku razach miałem już szczątkową wprawę. Nie zwracałem uwagi na mężczyznę, jednak czułem na sobie jego wyczekujący wzrok. Nie poganiał mnie, co mnie w pewnym stopniu uspokajało. Starałem się zebrać myśli, a on mi na to pozwalał.
- Wczoraj w nocy... - Zacząłem powoli, starając się poukładać to w krótką, zwięzłą wypowiedź. - Po tym wszystkim... Chciałem z nim pogadać. Powiedzieć wszystko, że go kocham... Ale wyszedł. - Przerwałem, aby znów zakosztować obrzydliwego dymu. Pomimo niezbyt przyjemnych skutków, musiałem przyznać, że cholerstwo wciągało. - Myślałem, że spędzimy razem resztę nocy, ale stwierdził, że lepiej będzie, jeżeli sobie pójdzie. Mówił coś... że musi to przemyśleć. Że mnie przeprasza, żebym mu wybaczył... Szarpaliśmy się chwilę. Złapałem go za włosy, aby na mnie spojrzał. Całowaliśmy się... Gdy spytałem się, czy żałuje, milczał chwilę. Nie byłem wtedy pewny, czy pójście z nim do łóżka było dobrą decyzją. Jego wzrok... Czułem się, jakbym patrzył na mgłę. Niby wszystko widziałem, ale nie byłem pewny, co jest dalej.- Wyrzuciłem z siebie jednym tchem i podniosłem wzrok. - Zaśmiał się. Powiedział tylko 'Nie żartuj sobie' i wyszedł.
Mówienie o tym wszystkim przyszło mi łatwiej, niż myślałem. Może to papieros tak działał albo po prostu było mi już wszystko jedno. Sasuke nie ma. Nic na to nie poradzę.
Kakashi milczał, zapewne analizując moje słowa, a ja byłem prawie w stu procentach pewny, że mi wierzy. Mimo iż na jego twarzy zalegała maska znudzenia i pewien rodzaj spokoju, miałem wrażenie, że jego stosunek co do tego wszystkiego się zmienił. Już nie uważał mojego brata za rozjechanego psa, a mnie za pozbawionego moralności pedofila.
Mówiłem? Empatia w tym zawodzie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nawet, jeżeli osoba naprzeciwko mówi najszczerszą prawdę.
Po pół godzinie bezczynnego myślenia, do pomieszczenia wszedł chłopak, który wcześniej przyniósł mi wodę.
- To Twoje zeznania. Przeczytaj czy wszystko Ci się zgadza, czy chcesz coś zmienić... i podpisz na każdej stronie w wyznaczonym miejscu. - Powiedział Kakashi, wstając z krzesła. - Przyjdę za pół godziny i zabiorę Cię do aresztu. Spędzisz tam trzy dni. - Powiedział, patrząc się na dokumenty. - Nakaz sądu. - Dodał po chwili, zapewne nie chcąc, abym myślał, że to jego pomysł. Czy mi się wydawało, czy Kakshi oprócz empatii zaczął częstować mnie litością? Nie potrzebowałem żadnego z tych uczuć.
- Będę mógł go zobaczyć? - Zapytałem w ostatniej chwili, kiedy mężczyzna zamykał już drzwi. Patrzył na mnie przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy napewno tego chcę. Ja byłem pewny w stu procentach.
- Będziesz. - Powiedział, zostawiając mnie samego z plikiem kartek do podpisania.