piątek, 17 stycznia 2014

10. Test.

Siemaneczko.
No co... Pół roku już za nami, jak i dziesiąty rozdział tuż przed nami... Szybko to zleciało : )
Fanpage ma jak na razie 8 lajczyków, na blogu dwa tysiące sto pięćdziesiąt wejść, sześciu obserwatorów... Dziękuję Wam bardzo C:
Co jeszcze mogę powiedzieć... Będzie trzeba to jakoś uczcić, nie? Hmmm...
Tylko nie mam pomysłu, jak. A Wy?
Przepraszam, że rozdział taki krótki... Mam strasznie dużo pisania, akurat na dodatek zaczęłam pracę na mangowe.pl. Kiedy tylko stronka ruszy, dam link C:
Założyłam dodatkowo bloga o Japonii, nie wiem czy wspominałam... Więc wybaczcie.  Postaram się dawać Wam z siebie jak najwięcej.
Jak Wam się podoba nowy wystrój bloga?
Nie będę już ględzić. Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję i pozdrawiam.
~Rena




Szli jasnym korytarzem, w którym ani po jednej, ani po drugiej stronie nie było drzwi. Sasuke zastanawiał się, gdzie idą. Że niby Nagato na nich czeka. To ten szef, o którym Itachi tyle ględzi. Więc czego ma się spodziewać? Będzie to młody facet w skórze, z nogami zarzuconymi na biurko, patrzący na nich wzrokiem rodem z bilbordu pod tytułem "Spierdalaj, bo marnujesz tlen.", czy może raczej niski, łysiejący elegancik z problemem związanym z tkanką tłuszczową, fałszywym uśmiechem i znakiem dolarów  zamiast źrenic?
Skręcili w lewo, gdzie ściany znów były puste, jedynie tą na przeciw zdobiły drewniane, eleganckie wyczyszczone na picuś-glancuś drzwi w kolorze soczystego mahoniu.
Itachi wszedł bez pukania, a Sasuke z nim. Zanim zdążyli je zamknąć, rozległ się znany, bo tak często przez młodego Uchihę stosowany, wyprany z wszelkich przejawów emocji i znikomej egzystencji ducha głos.
 - Kiedy nauczysz się pukać?
Itachi prychnął w odpowiedzi, śmiejąc się pod nosem.
 - Raczej tego nie dożyjesz. - Odpowiedział, usadawiając się na krześle.
Sasuke stał na środku a'la gabinetu, z założonymi na piersi rękami.
Facet siedział tyłem do nich, w fotelu tak wielkim, że zasłaniał go całego. Tuż za jakże cudownym widokiem oparcia mebla do użyteczności codziennej, roztaczał się... Las.
Okno, zajmujące praktycznie całą tylną ścianę, dawało możliwość patrzenia na rzadko rozstawione drzewa, które z każdym metrm sięgającym w głąb, stawały się coraz gęstsze i ciemniejsze, na samym końcu zlewając się w jedną, ciemną plamę.
 - Może siądziesz? - Usłyszał, dopiero po chwili rozumiejąc, że słowa te skierowane są do niego.
 - Nie, dzięki, pos...
 - Siądziesz. - Powiedział stanowczo Nagato, obracając się w ich stronę. Miał marchewkowe włosy, rozsypane na głowie jak stado chwastów, co sprawiało, że wyglądał dosyć młodo. Cerę miał typowo europejską, przystrojoną w... złom?  Sasuke zapewne uśmiechnąłby się, widząc kolczyki powtykane w jego nos, brodę i uszy, jednak broń trzymana w ręku ubranego w garniak mężczyzny, sprawnie mu to uniemożliwiała.
Zapewne, gdyby nie fakt, że studiuje aktorstwo, wybiegłby z przerażoną miną z pokoju, jednak twardo stał w miejscu, nie zmieniwszy ani o krztynę wyrazu twarzy ani postawy ciała.
 - Nie, dzięki, postoję. - Dokończył swoją odpowiedź, przerwaną przez faceta i spojrzał mu w oczy. Raczej się nie polubią, o ile w ogóle wyjdzie stąd w jednym, niepodziurawionym kawałku.
Nagato wstał i nadal trzymając spluwę w ręku, podszedł do krótkowłosego bruneta. Itachi zerknął niewzruszony na Sasuke, jakby cała sytuacja go nie obchodziła.
 - Masz się słuchać. Rozumiesz? - Powiedział rudy, przykładając lufę do jego policzka. Brunet uśmiechnął się szyderczo.
Musiał grać, tym razem najlepiej, jak potrafi. Serce waliło mu szybko w piersi, obijając się boleśnie o żebra, a twarz nieznacznie pobladła. Bał się. Cholernie bał się przyłożonej do twarzy broni, jego wzroku, pachnącego miętą oddechu, który czuł. Ale nie chciał wyjść na pomiota. Dziecko, którym można rządzić. Nie. Był Sasuke, nienawidził takich typków i nie klęknie przed nim, choćby uciął mu nogi.
No dobra, trochę się zapędził. Nikt mu nie będzie kazał klękać, a tym bardziej nie utnie mu nóg. Chyba...
 - Sory, ale muszę zrezygnować z tego przywileju... Jestem tu tylko dla niego. - Wskazał dłonią na brata. - I nawet nie wiem, o co tu chodzi. Więc może najpierw mi wytłumaczysz, a potem pogadamy o posłuszeństwie? - Zapytał, bezczelnie udając kulturalny ton. W sumie,  nie dał mu powodów do pociągnięcia za spust, nie licząc jedynie nieposłuszeństwa, szyderstwa, bezczelności... Taak...
Zastanawiało go jedno. Czemu Itachi go olewa? W takiej sytuacji... czy to jakaś gra, której zasad nie zna? Czy tutaj każdemu jego pokroju przystawiają lufę do głowy, z uśmiechem? Coraz bardziej się denerwował. A jeżeli to jakaś zasadzka? Już nie wiedział, co myśleć...
 - Nie bądź taki pyskaty, bo...
 - Bo co, wpakujesz mi kulkę w łeb? - Zapytał. Serce powoli mu się uspokajało, a do głowy uderzyła podniecająca adrenalina, kiedy złapał za pistolet i skierował sobie na skroń. Nie wiedział, czy to się dzieje na prawdę, czy nie, ale złość powoli uderzała mu do głowy. Ten debil mu grozi? Nie wiedział już, czy ma się śmiać, płakać, czy zemdleć. A może raczej wszystko na raz, ewentualnie po kolei.
 - Pyskaty jesteś. - Powiedział Nagato, dociskając lufę do jego głowy.
 - Nie, na imię mi Sasuke. - Powiedział, z iskierką lubieżności w głosie. - Strzelisz w końcu, czy nadal będziesz grał? - Zapytał po chwili ciszy, w której strach z powrotem zaczął uderzać mu do głowy. Nie był pewny, czy to gra, czy nie. Jego życie wisiało nad ogniskiem, a on tylko podsycał palący się pod nim ogień. Z natury był wygadany. Powinien teraz siąść i nie dawać mu powodów do odpalenia broni, ale... Nie potrafił. Jego ego chyba lekko wykraczało poza granice normalności, a fakt, że był padnięty, nie ułatwiał mu logicznego myślenia. No, w ogóle nie ułatwiał myślenia, bo logiczność zniknęła z toru zaraz po wpakowaniu się na pokład samolotu.
Oj, przykre.
 - Strzelę. - Odpowiedział Nagato, znudzonym tonem i pociągnął za spust w chwili, gdy Itachi odwrócił się w ich stronę.

***

Do najstarszego Uchihy doszedł odgłos naciskanego spustu. Spojrzał na nich znudzonym wzrokiem, po czym wstał, podszedł do biurka i zaczął w nim szperać.
 - Kto Ci pozwolił? - Warknął rudy, odwracając się od Sasuke.
 - Ja. - Rzucił, wyciągając z szuflady paczkę LD i zapalniczkę. Oparł się o biurko, frontem zwrócony ku swojemu szefowi, po czym spojrzał na brata, który ostatnimi siłami starał się udawać względny spokój.
 - Zdrajca. - Wysyczał, patrząc na Itę.
 - Przepraszam, taka była umowa. Nagto chciał Cię... Przetestować. - Powiedział Itachi, zaciągając się dymem, po chwili patrząc bratu w oczy przepraszająco.
 - A pocałujcie Wy mnie wszyscy w dupę. - Rzucił Sasuke i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Nagato zerknął za nim, wsłuchując się w dźwięk porcelany, brzęczącej pod wpływem złości najmłodszego, ukazującej się w sposób maltretowania drewna pod postacią drzwi wejściowych do gabinetu.
 - Zajmę się tym. - Westchnął Itachi, patrząc na szefa. Zgasił papierosa na jego biurku, wypaliwszy go tylko do połowy.
 - I lepiej, aby jego odpowiedź była pozytywna. Chcę go. - Powiedział rudowłosy, kiedy Uchiha zamykał za sobą drzwi.

sobota, 11 stycznia 2014

Fanpage dla Kwiatów, zawsze spoko!

No i stało się!
Oto przedstawiam Wam fanpage tego bloga!
~<klik>~
Mam nadzieję, że trochę Wam posłuży i przez to rozwiąże się wiele problemów.
Możecie zadawać tam pytania, na wszystkie odpowiem, jako że odpowiadanie na komentarze nie zawsze leży w mojej mocy... :C
Tak więc, powodzenia i miłej niedzieli!
Pozdrawiam,
Rena~

piątek, 10 stycznia 2014

9. Zdjęcie

Przedstawiam Wam dziewiąty rozdział naszych Kwiatów... A tymczasem...
Planuję małe zmiany w grafice i ogółem na blogu. Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie... postaram się. Myślę też nad założeniem fanpaga, i chyba to zrobię... na pewno, jak coś, dam Wam znać.
Pracuję teraz nad pewnym opowiadankiem... Ale nie ItaSasu. Jak skończę, a może raczej, jeżeli skończę, wrzucę je na drugiego bloga. Dokończę również zaczęte SasuNaru.
Będę miała dla Was coraz mniej czasu, jednak do końca stycznia powinny się pojawić jeszcze dwie, trzy notki. Mama zapisała mnie na kurs angielskiego- ponieważ kompletnie nie radzę sobie z tym językiem. Niby raz w tygodniu, ale... no, znam metody nauczania tego nauczyciela. Więc przepraszam z góry.
A teraz, zapraszam do czytania i pozdrawiam, Rena ~
Dedyk dla Yuuki, dziękuję że mi pomagasz : ) Już zaczynam wznawiać czytanie Twojego bloga yuuki-yaoi-the-gazette.blogspot.com



Sasuke spojrzał w przepełnione bólem oczy swojego brata. Zawsze mówił o kilka słów za dużo, lecz nigdy tego nie żałował. Trzeba być szczerym, a może i nie trzeba... Ale można. Mało ludzi korzysta z tego przywileju, a on do nich, stety lub niestety, ale należał. Czy ta sytuacja była wyjątkiem? Czy raniąc jedną z najbliższych osób w swoim życiu, na dodatek taką, którą dopiero odzyskał, czuł jakieś szczególne uczucie żalu, skruchy? Nie.
Podniósł się i oparł o ścianę, czekając na obiecane wyjaśnienia, które jednak nie potrafiły przejść długowłosemu przez gardło. Chciał do niego podejść, spojrzeć w oczy i poczuć, że na prawdę go ma, że to nie żart.
Na prawdę odzyskał Itachi'ego.
Rysy jego twarzy znacznie złagodniały i zjechał po ścianie w dół, siadając na podłodze. Zgiął nogi, po czym ułożył na kolanach splecione ręce, a na nich głowę.
Czekał.

***

Itachi widząc, że jego młodszy brat zdołał się uspokoić, odetchnął głęboko. Zaciągnął się mocno powietrzem, następnie wypuścił je z płuc. Nie spuszczając z niego swego wzroku, otworzył usta, aby wszystko mu powiedzieć, jednak nie miał pojęcia, od czego zacząć. Sasuke znów był daleko. Nie tak daleko jak wcześniej, ale nadal daleko. Przez ten czas w ogóle się nie poznali, nie spędzili ze sobą czasu. I niby jak mają nadrobić te dwanaście lat, skoro od początku marnowali przeznaczony na to czas? Marnowali? Nie. On zmarnował.
- Jak już wiesz, o ile w ogóle mi wierzysz, rodzice przechwytywali nasze listy. - Powiedział i spojrzał na brata, który potwierdzająco przymknął powieki. - Ale pisałem. Przysięgam.
Starał się wlać w swój głos całą stanowczość, jaką posiadał, ale też spokój i opanowanie. Chciał wypaść przekonująco. Mimo, że wszystko, co zamierzał mu powiedzieć, było prawdą, albo jego opiniami, wiedział, że najmniejsza gafa może zrujnować cząstki prowizorycznego zaufania, które zdołał sobie zaskarbić od brata.
- Przestałem pisać, gdy tylko domyśliłem się prawdy.
- W jaki sposób? - Przerwał mu Sasuke, czekając na wyjaśnienia.
Itachi podniósł swoje zacne cztery litery z fotela na którym siedział i podszedł do nierozpakowanej walizki leżącej na łóżku. Zaczął w niej grzebać, szybko wertując wzrokiem i dłońmi znajdujące się tam rzeczy, bibeloty, papierki, ubrania i inne potrzebne ludziom pierdoły. Przeklął pod nosem, gdy przeszukawszy całą objętość przypomniał sobie, że włożył to do bocznej kieszeni. Szybkim ruchem odpiął zamek i wyjął z wnętrza ramkę ze zdjęciem. Podszedł do Sasuke i uklęknął przed nim, podając mu jedną z najcenniejszych pamiątek w swoim życiu.

***

 Sasuke spojrzał na rzecz którą podał mu Itachi. Obrócił ramkę szybką w swoją stronę, aby zobaczyć, co znajduje się pomiędzy nią, a plastikowym denkiem.
 - Oh. - Szepnął i zamknął oczy. To, co właśnie ujrzał, przypomniało mu wiele wspomnień, które chciał zobaczyć pod przymkniętymi powiekami. Niestety, widział tylko niektóre fragmenty, mniej lub bardziej zamazane. Jednak ważne było jedno: jeszcze wtedy byli razem.
Znowu spojrzał na starą fotografię, na której razem trzymali kota. Kot był prezentem dla Sasuke na siódme urodziny.
 - To jedyna pamiątka po Tobie, jaką posiadałem. - Powiedział Itachi, łapiąc Sasuke za lewą dłoń. - Dopóki nie doszedł jeden, jedyny list.
 - Pierwszy, który wysłałem sam... - Powiedział po chwili krótkowłosy i spojrzał na niego. - Sześć lat temu.
Itachi pokiwał głową. Data się zgadzała. Nacisnął metalowe zaczepki na tyle zdjęcia, a denko odskoczyło od szklanej części. Sasuke podniósł szkiełko, a następnie zdjęcie. Na plastiku leżała koperta, na której nie widać było ani jednego zagięcia. Spojrzał na swoje dziecięce, ukośne pismo, stary znaczek i pieczątkę tokijskiej poczty, a następnie wziął ją w ręce.
 - Jak mogłem się nie domyślić... - Powiedział, wyrzucając sobie swoją głupotę i naiwność względem rodziców.
 - Później już nie pisałem... Z resztą, Nagato mi zabronił. - Powiedział starszy, podczas gdy Sasuke wyciągał z koperty cienki papier, na którym zapisał wszystkie swoje wyrzuty i żale względem brata. Pamiętał dokładnie moment, w którym pisał. To był jeden z jego ostatnich listów.
 - A ja wysłałem jeszcze kilka listów. Czemu tamtych nie dostałeś? - Zapytał podejrzliwie, jakby nadal mu nie wierząc.
 - Skończyłem szkołę, znalazłem... "Pracę". - Powiedział, myśląc chwilę nad ostatnim słowem. - Zmieniłem adres. - Dodał po chwili, widząc, że Sasuke nadal nie rozumie. - Nie mogłeś go dostać, bo nikt go nie zna. Od tamtej pory mieszkam tutaj.
 - Więc kim jest Nagato? Tym całym szefem? I czemu Ci zabronił? - Zaczął zadawać pytania i pewnie by nie skończył, gdyby Itachi nie dał mu ręką znaku, aby przestał.
 - Niedługo sam go poznasz. I sam będziesz musiał wybrać...
 - Co wybrać? - Zapytał od razu, jednak został skarcony wzrokiem, jak małe dziecko.
 - Dasz mi skończyć? - Zapytał, w odpowiedzi starszy, dostając w odpowiedzi ciche westchnięcie.
Sasuke po obejrzeniu listu schował go z powrotem do koperty i położył na denko ramki. Na tym równo przycięte zdjęcie i szkiełko, które Itachi zaczepił z tyłu o plastik. Postawił ramkę na szafce obok i przyglądał jej się chwilę.
 - Nasza "grupa" jest i musi pozostać tajna... - Zaczął po jakimś czasie, siadając po turecku  tuż pod fotelem, na jaki przeniósł się jego brat, kiedy odstawiał ramkę. - Nagato bał się, że niepełnoletni dzieciak może wszystko spieprzyć. Kazał mi czekać do Twojej dwudziestki. Chciałem wcześniej się z Tobą skontaktować, próbowałem, do osiemnastki... Potem stwierdziłem, że to nie ma sensu. Z ludźmi węszącymi z tyłu i rodzicami... Stwierdziłem, że zrobię Ci taką małą niespodziankę, na urodziny. Jako pełnoletni, możesz się już wyprowadzić. Tak chciał Nagato. Pracować oczywiście nie musisz... Ja się tym zajmę. A...
 - Co? - Przerwał mu zdezorientowany chłopak, słysząc to wszystko. - Proponujesz mi... Mieszkanie z sobą? Tutaj? Z tą całą mafią? - Zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała niedorzeczność.
 - Nie chcesz? - Zapytał starszy, patrząc w jego oczy, które zmieniały powoli swój wyraz z politowania, w niepewność.
A może... Skoro Itachi tu mieszka... I robi to dla niego...
 - Mam studia. Nie za bardzo mi się widzi je zawalać. - Powiedział po chwili. - Przemyślę ten pomysł... Ale nie teraz. Na razie nic nie wiem... Nawet nie mam pewności, czy chcę mieć z tym wszystkim do czynienia... - Zaczął po chwili i już miał się rozkręcić, kiedy przerwało mu jedno słowo.
- Ok.
Zerknął na długowłosego. Siedział, wpatrując się w niego nieodgadnionym wzrokiem, a jego twarz nieskalana była żadnym odczuciem.  Znów zaczął się zastanawiać, czy mu na prawdę zależy. A może ma w tym jakiś cel dla tej swojej mafii? Tylko jaki?
 - Kocham Cię, otouto. - Usłyszał i zamrugał oczami.
 - Jesteśmy za starzy na takie słowa. - Powiedział po chwili, gdy jego chwilowy szok minął.
 - Nigdy nie jest za późno. A moje pokłady czułości nie zostały wyczerpane. - Zaśmiał się cicho, patrząc na lekko poróżowiałe policzki brata.
 - To sobie znajdź laskę. - Zaproponował po chwili ciszy Sasuke, gdy z twarzy odpłynęła mu z powrotem niechciana krew. Itachi pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem.
 - Co w tym śmiesznego? - Zapytał zirytowany Sasuke po czym spojrzał mu w oczy. Okazało się to błędem, ponieważ starszy wpatrywał się w niego od dłuższej chwili.
 - Nic. Nadal masz w sobie coś z dziecka, otouto. - Powiedział spokojnie, najnaturalniej w świecie dotykając jego bladego policzka.
Irytacja zniknęła. Miomo, iż teraz on narzucił na twarz zobojętniałą maskę, jego oczy wyrażały czystą radość. Z każdą minutą coraz bardziej czuł, że go odzyskał. Kiedy drzwi się otwarły, miał wrażenie, że spędzili razem poprzednie kilka lat, jednak zegarek uporczywie wskazywał, że odkąd przyjechali, minęły jedynie niecałe dwie godziny.
 - Itaaaachi... Brata też chcesz usidlić? Wstydził byś się. - Zaśmiał się jakiś facet w białych włosach, bez krempacji wchodząc do pokoju i przerywając im chwilę przeznaczoną tylko dla nich.
Odbiorca wiadomości westchnął i obrócił głowę w stronę nowej osoby zalegającej w ich pokoju. To samo zrobił Sasuke, a jego policzki znów przybrały blado-różowy kolor, stwierdzając w głowie fakt, że sytuacja, w której się znalazł nie jest zbyt kolorowa. Korzystając z okazji, przyjrzał się mężczyźnie. Włosy miał prawie że mokre od żelu i zaczesane w tył. Karnację miał śniadą i wyglądał bardziej na chińczyka. Na ciało zarzucił do połowy zapiętą, czarną koszulę w cienkie, pionowe, czerwone linie i czerwone spodnie- nie zbyt obcisłe, męskie rurki. Stopy miał bose, co zdziwiło Sasuke, bo w domu wydawało mu się cholernie zimno.
 - Oh, jaki słodki uke z Twojego braciszka. - Mrugnął do Itachiego, na co wyraz twarzy starszego raptownie zmienił się w niewzruszony kamień, z którego wnętrza emanowała złość. Sasuke uśmiechnął się kpiąco, a lekkie rumieńce zeszły z jego policzków.
 - Tak się składa, że jestem seme, kochany. - Powiedział. Jasnowłosy zaśmiał się, a Itachi spojrzał na niego wymownie, jednak nic nie powiedział.
 - Nie przy mnie, złotko, a teraz sio. Nagato wzywa. - Rzucił i wyszedł, przymykając za sobą drzwi.
 - Kto to był? - Zapytał po chwili Sasuke, czując jak Itachi wpatruje się w niego nieprzerwanie. Zerknął na niego, ale nie potrafił odgadnąć jego myśli.
- Hidan. - Powiedział po chwili Itachi, czując natężenie złości i zazdrości, jednak nie dał tego po sobie poznać. - Nie radzę się z nim zadawać... Ale rób co chcesz. - Dodał po chwili rozważnie, nie chcąc denerwować go swoimi rozkazami. Poznał mniej więcej temperament swojego brata i dobrze przeczuwał jego reakcje, więc starał się uważać.
 - A to czemu? - Zapytał zaciekawiony i uśmiechnął się ironicznie, przypominając sobie zagrywki mężczyzny, które go wręcz śmieszyły, jak i intrygowały.
 - Po prostu daję Ci dobrą radę, jako starszy brat. Znam go trochę dłużej i wiem, jaki jest. - Odparł po chwili rozważania, udając rozbawienie i podniósł się z podłogi. Nie ukrywał przed sobą swoich uczuć. Bał się o Sasuke... I był zazdrosny. Sprowadził go tu dla siebie, dla nikogo innego.
 - Okej... Się zobaczy. - Powiedział młodszy, przyglądając mu się uważnie. Po chwili wstał i skierował się za bratem, który zaczął iść w stronę drzwi, jednak zatrzymał się przy nich i odwrócił w stronę brata. On też przystanął, ze zdziwiona miną.
 - Jesteś gejem? - Usłyszał po chwili i uśmiechnął się rozbawiony.
 - Brawo, mistrzu. - Zaśmiał się twierdząco. - Ty też, jak mniemam? - Bardziej stwierdził, aniżeli zapytał. Słowa Hidana były raczej jednoznaczne. Rozbawienie jednak szybko zniknęło z jego twarzy, widząc zimną minę brata.
 - Więc uważaj. W Akatsuki lubią nowych. - Powiedział Itachi i wyszedł, nie pozwalając dla Sasuke zadać żadnego pytania, ani nie racząc go odpowiedzią.




Pozdrawiam i przepraszam za błędy, staram się je redukować. : )

piątek, 3 stycznia 2014

Dzieci Podziemia 1

No hej. Tak miałam się zabrać za kolejny rozdział, jednak spod moich palców wyszło... To. Jest to opowiadanie umieszczone w klimacie fantasy, więc nie wszystkim się spodoba. Część pierwsza jest bardzo tajemnicza, pełno w niej niedopowiedzeń, zagadek, wiem, wiem, wiem. Nie krzyczcie, wszystko wyjaśni się w części drugiej i trzeciej. Przewiduję jakieś sześć części, może opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Mam nadzieję.
Coś mało Was komentuje... No cóż. Blog i tak będzie prowadzony nadal, dopóki będę widzieć, że ktoś na niego wchodzi. Więc dziękuję Wam, bo mimo, że nie ma komentarzy, wiem, że jesteście. Może dwie osoby, trzy, ale dla mnie to wystarczy.
Dobra, koniec ględzenia, bo Was przynudzam. Miłej lektury !)




Dwie, odziane w ciemne płaszcze postacie biegły przed siebie. W momencie, gdy mniejsza z nich wyciągnęła w stronę drugiej bladą dłoń, przestrzeń przeszył upiorny pisk krzywdzonego zwierzęcia, kiedy strzała przebiła jedną z nich na wylot. Z rany poleciało kilka kropel jasno-czerwonej krwi, krwawienie jednak nie trwało długo- ustało po kilku sekundach, kiedy ostatnie krople krwi uleciały z ciała.
 - Sasuke! – krzyknęła druga, zdecydowanie wyższa postać, uchylając się przed strzałą, która świsnęła tuż przy jej uchu.
 - Itachi! Uciekaj! – zraniona postać zaskowyczała przeraźliwie, patrząc zbolałym wzrokiem w oczy odbiorcy swojej prośby.
 - Chyba sobie kpisz! – odpowiedź była krótka i zdecydowana. Osoba zwana Itachim zatrzymała się gwałtownie, podniosłą leżącego i wbiegła w ciemność.

***

 - To chyba jakieś żarty. - usłyszeli dwaj bracia, zwracając zdezorientowany wzrok w kierunku głosu swojego ojca. Sytuacja w której się znaleźli nie należała zapewne do najbardziej komfortowych w ich życiu, zważywszy na fakt, że ręce starszego z nich znajdowały się na klatce piersiowej młodszego, a jego codzienne kimono odsłaniało gładki tors i różowe sutki siedemnastoletniego młodzieńca. Tuż pod lewym obojczykiem Sasuke widniał świeżutki, różowawy ślad, który blaknął z każdą chwilą.
 - Pytam się, czy to jakieś żarty!? – pokojem wstrząsnął krzyk coraz bardziej wściekłego ojca, patrzącego na swoich wychowanków.
Fakt, że jego najmłodszego syna ktoś dotykał, był wielkim szokiem. Sasuke? Ten Sasuke, który z każdym dniem coraz bardziej przypominał niewinną córkę, który w dzieciństwie bawił się lalkami, nigdy nie przyprowadził do domu kobiety ani nie wodził za żadną z nich wzrokiem, dawał się dotykać? To było zbyt wiele jak na jego nerwy.
Jednak świadomość, że ciało jego najmłodszego syna jest pozbawiane czystości przez starszego z nich... Ten fakt kategorycznie sprawił, że gorycz w czarze wściekłości zaczęła wylewać się z jej brzegów potokami.
 - Tato, to nie tak, to ja go... - Zaczął Itachi, podnosząc się z łóżka i zasłaniając ciało Sasuke swoją posturą.
 - Zamilcz, psie! - krzyknął Fugaku, podchodząc do niego i odpychając go w bok. Itachi poleciał na cienką, gipsową ścianę salonu, robiąc w niej wyrwę wielkości swojego ciała. Zajęczał, czując ból w plecach, na które upadł. - Ty szmato! Ile Ci zapłacił, że się tak poniżyłeś?! - znów ryknął przywódca rodu Uchiha, tym razem w stronę swojego młodszego syna, chwytając go za włosy i podnosząc na wysokość swojej twarzy. Spojrzał mu gniewnie w oczy, jednak młodzieniec zdołał je zamknąć.
 - Patrz na mnie, jak do Ciebie mówię i odpowiedz na moje pytanie! - lekko ściszył głos, wlewając weń jeszcze więcej jadu i gniewu niż uprzednio, jednak najmłodszy z synów nadal milczał z zamkniętymi oczyma. Mimo bólu zadawanego przez ojaca nawet nie drgnął, nie chcąc psuć sytuacji, która i tak była wystarczająco popsuta. Poczuł, jak ojciec puszcza jego włosy, i upadł bezwładnie u jego stóp, nawet nie usiłując zgłuszyć upadku rękami.
 - Ty dziwko... A myślałem, że mam godnego syna! Byłem z ciebie dumny! A Ty co? Tak mi się odpłacasz?! - wrzasnął, chwytając dzbanek z wodą ze stolika i rozbijając go na jego plecach. Sasuke zawył z bólu, zasłaniając twarz rękami.
 - Ojcze, zos... - zaczął Itachi, lecz jego słowa przerwała kolejna salwa gniewu rodzica.
 - Nie masz prawa tak się do mnie zwracać! Ja nie mam synów! - ryknął, przewracając stolik z pionkami i planszą do szachów.
 - Fugaku! – krzyknęła czarnowłosa kobieta, wbiegając do pokoju. Spojrzała przepełnionym histerią wzrokiem na swoe dzieci. Jej dzieci... - Fugaku! Przestań, błagam! - zaniosła się szlochem i chwyciła jego dłoń, spoglądając mu w oczy, po czym opadła na kolana przed Sasuke.
 - Mamo... - wyszeptał, unosząc wzrok i spojrzał na nią zawstydzony. Piękne oczy jego matki, teraz wylewały nad nim łzy, nie wiedząc, co się dzieje. - Nic mi nie jest, matko. To moja wina...- powiedział cicho, całując jej dłoń. Była ich wybawieniem... Oboje dziękowali w duchu, że się pojawiła.
Awantura znikła tak nagle, jak tylko się pojawiła. Fugaku klęknął przy żonie, głaszcząc jej policzek.
 - Spokojnie, kochanie. - szepnął opanowany, gdy tylko dłonie kobiety wylądowały na mocno zaokrąglonym brzuchu. - Nic się nie stało. - szepnął, przytulając ją. - Wściekłem się, bo moi synowie chcą wyprowadzić się z rodzinnego domu. - skłamał Fugaku, dobitnie oznajmiając braciom, co mają robić. - Ale już ochłonąłem. Chyba najwyższy czas, aby pisklęta w końcu wyfrunęły z gniazda.
 - To prawda? - zapytała kobieta, patrząc tym razem na starszego syna, który zdążył podejść i stanąć tuż nad młodszym. Itachi po chwili skinął głową, nie potrafiąc spojrzeć w jej oczy.
 - Byście się wstydzili. Tak denerwować matkę, kilka dni przed rozwiązaniem. - rzucił Fugaku, nie musząc udawać tonu zawiedzionego ojca. Tylko pomiędzy słowami dało się usłyszeć sączący się gniew i obrzydzenie. Wyszedł z pokoju, prowadząc obok ciężarną kobietę.

***
 - Sasuke... - szepnął Itachi, klękając przed bratem. Chwycił jego zapłakaną twarz w poranione dłonie, na których widać było nikłe ślady krwi. Ból, który czuł w sercu, przewyższał jednak każdy inny. Patrząc w zapłakane oczy młodszego brata, jego dusza, o ile taką posiadał, rozsypywała się na drobne kawałki.
 - Nic mi nie jest. - powiedział Sasuke, wlewając w głos tyle spokoju, ile tylko zdołał. Plecy piekły i promieniowały bólem, jednak widząc rany na ciele brata, nie ważył się nawet o tym myśleć. - Twoje ręce... - szepnął, biorąc jego dłonie w swoje i całując je delikatnie, nie chcąc sprawić mu dodatkowego bólu.
 - Wszystko w porządku. - powiedział Itachi, mrużąc oczy i przykładając usta do jego głowy. – Sasuke, my…
 - Wiem. Mamy mało czasu. - młodszy potwierdził jego obawy i wstał, nie bez trudu. Krew jego żyłach płynęła powoli, a jej ilość nieubłaganie spadała ku zeru dzięki ranom na plecach, przez co zakręciło mu się w głowie. Nie minęła nawet setna część sekundy, kiedy ramiona ukochanego brata otuliły jego drobne ciało, nie pozwalając mu upaść. Oparł głowę na jego ramieniu. Zawsze był podatny na ból. Nigdy na niego nie zważał, nie bał się go, jedynie ciało reagowało na to raptownym osłabieniem. Kwestia przyzwyczajenia.
 - Musimy iść do lasu. - powiedział po chwili Itachi, a w jego głosie pojawiła się nuta, którą potrafili zrozumieć jedynie członkowie ich rodu.
Pożądanie.
Nie ciała, nie miłości. Jedzenia.
 - Itachi... - szepnął Sasuke, bijąc się z myślami. Powinni czym prędzej się spakować i opuścić dom, tak, jak kazał ojciec. Nie powinni "wystawiać się na słońce", jak głosiło stare przysłowie, wpajane wszystkim potomkom od ich najmłodszych dni. Nie powinni kusić losu.
Po kilku chwilach niemych namów, ust, które czuł na swoim karku i własnemu głodowi, zacisnął oczy i złapał jego dłoń.
 - Chodźmy. - zadecydował cicho, jednak nawet po przekroczeniu granicy lasu, nie potrafił wyzbyć się łomoczącego uczucia, bezczelnie twierdzącego, że popełnili najgłupszy błąd, jaki w tej sytuacji mogli popełnić.