Coś mało Was komentuje... No cóż. Blog i tak będzie prowadzony nadal, dopóki będę widzieć, że ktoś na niego wchodzi. Więc dziękuję Wam, bo mimo, że nie ma komentarzy, wiem, że jesteście. Może dwie osoby, trzy, ale dla mnie to wystarczy.
Dobra, koniec ględzenia, bo Was przynudzam. Miłej lektury !)
Dwie, odziane w ciemne płaszcze postacie biegły przed siebie. W momencie, gdy mniejsza z nich wyciągnęła w stronę drugiej bladą dłoń, przestrzeń przeszył upiorny pisk krzywdzonego zwierzęcia, kiedy strzała przebiła jedną z nich na wylot. Z rany poleciało kilka kropel jasno-czerwonej krwi, krwawienie jednak nie trwało długo- ustało po kilku sekundach, kiedy ostatnie krople krwi uleciały z ciała.
- Sasuke! – krzyknęła druga, zdecydowanie wyższa postać, uchylając się przed strzałą, która świsnęła tuż przy jej uchu.
- Itachi! Uciekaj! – zraniona postać zaskowyczała przeraźliwie, patrząc zbolałym wzrokiem w oczy odbiorcy swojej prośby.
- Chyba sobie kpisz! – odpowiedź była krótka i zdecydowana. Osoba zwana Itachim zatrzymała się gwałtownie, podniosłą leżącego i wbiegła w ciemność.
***
- To chyba jakieś żarty. - usłyszeli dwaj bracia, zwracając zdezorientowany wzrok w kierunku głosu swojego ojca. Sytuacja w której się znaleźli nie należała zapewne do najbardziej komfortowych w ich życiu, zważywszy na fakt, że ręce starszego z nich znajdowały się na klatce piersiowej młodszego, a jego codzienne kimono odsłaniało gładki tors i różowe sutki siedemnastoletniego młodzieńca. Tuż pod lewym obojczykiem Sasuke widniał świeżutki, różowawy ślad, który blaknął z każdą chwilą.
- Pytam się, czy to jakieś żarty!? – pokojem wstrząsnął krzyk coraz bardziej wściekłego ojca, patrzącego na swoich wychowanków.
Fakt, że jego najmłodszego syna ktoś dotykał, był wielkim szokiem. Sasuke? Ten Sasuke, który z każdym dniem coraz bardziej przypominał niewinną córkę, który w dzieciństwie bawił się lalkami, nigdy nie przyprowadził do domu kobiety ani nie wodził za żadną z nich wzrokiem, dawał się dotykać? To było zbyt wiele jak na jego nerwy.
Jednak świadomość, że ciało jego najmłodszego syna jest pozbawiane czystości przez starszego z nich... Ten fakt kategorycznie sprawił, że gorycz w czarze wściekłości zaczęła wylewać się z jej brzegów potokami.
- Tato, to nie tak, to ja go... - Zaczął Itachi, podnosząc się z łóżka i zasłaniając ciało Sasuke swoją posturą.
- Zamilcz, psie! - krzyknął Fugaku, podchodząc do niego i odpychając go w bok. Itachi poleciał na cienką, gipsową ścianę salonu, robiąc w niej wyrwę wielkości swojego ciała. Zajęczał, czując ból w plecach, na które upadł. - Ty szmato! Ile Ci zapłacił, że się tak poniżyłeś?! - znów ryknął przywódca rodu Uchiha, tym razem w stronę swojego młodszego syna, chwytając go za włosy i podnosząc na wysokość swojej twarzy. Spojrzał mu gniewnie w oczy, jednak młodzieniec zdołał je zamknąć.
- Patrz na mnie, jak do Ciebie mówię i odpowiedz na moje pytanie! - lekko ściszył głos, wlewając weń jeszcze więcej jadu i gniewu niż uprzednio, jednak najmłodszy z synów nadal milczał z zamkniętymi oczyma. Mimo bólu zadawanego przez ojaca nawet nie drgnął, nie chcąc psuć sytuacji, która i tak była wystarczająco popsuta. Poczuł, jak ojciec puszcza jego włosy, i upadł bezwładnie u jego stóp, nawet nie usiłując zgłuszyć upadku rękami.
- Ty dziwko... A myślałem, że mam godnego syna! Byłem z ciebie dumny! A Ty co? Tak mi się odpłacasz?! - wrzasnął, chwytając dzbanek z wodą ze stolika i rozbijając go na jego plecach. Sasuke zawył z bólu, zasłaniając twarz rękami.
- Ojcze, zos... - zaczął Itachi, lecz jego słowa przerwała kolejna salwa gniewu rodzica.
- Nie masz prawa tak się do mnie zwracać! Ja nie mam synów! - ryknął, przewracając stolik z pionkami i planszą do szachów.
- Fugaku! – krzyknęła czarnowłosa kobieta, wbiegając do pokoju. Spojrzała przepełnionym histerią wzrokiem na swoe dzieci. Jej dzieci... - Fugaku! Przestań, błagam! - zaniosła się szlochem i chwyciła jego dłoń, spoglądając mu w oczy, po czym opadła na kolana przed Sasuke.
- Mamo... - wyszeptał, unosząc wzrok i spojrzał na nią zawstydzony. Piękne oczy jego matki, teraz wylewały nad nim łzy, nie wiedząc, co się dzieje. - Nic mi nie jest, matko. To moja wina...- powiedział cicho, całując jej dłoń. Była ich wybawieniem... Oboje dziękowali w duchu, że się pojawiła.
Awantura znikła tak nagle, jak tylko się pojawiła. Fugaku klęknął przy żonie, głaszcząc jej policzek.
- Spokojnie, kochanie. - szepnął opanowany, gdy tylko dłonie kobiety wylądowały na mocno zaokrąglonym brzuchu. - Nic się nie stało. - szepnął, przytulając ją. - Wściekłem się, bo moi synowie chcą wyprowadzić się z rodzinnego domu. - skłamał Fugaku, dobitnie oznajmiając braciom, co mają robić. - Ale już ochłonąłem. Chyba najwyższy czas, aby pisklęta w końcu wyfrunęły z gniazda.
- To prawda? - zapytała kobieta, patrząc tym razem na starszego syna, który zdążył podejść i stanąć tuż nad młodszym. Itachi po chwili skinął głową, nie potrafiąc spojrzeć w jej oczy.
- Byście się wstydzili. Tak denerwować matkę, kilka dni przed rozwiązaniem. - rzucił Fugaku, nie musząc udawać tonu zawiedzionego ojca. Tylko pomiędzy słowami dało się usłyszeć sączący się gniew i obrzydzenie. Wyszedł z pokoju, prowadząc obok ciężarną kobietę.
***
- Pytam się, czy to jakieś żarty!? – pokojem wstrząsnął krzyk coraz bardziej wściekłego ojca, patrzącego na swoich wychowanków.
Fakt, że jego najmłodszego syna ktoś dotykał, był wielkim szokiem. Sasuke? Ten Sasuke, który z każdym dniem coraz bardziej przypominał niewinną córkę, który w dzieciństwie bawił się lalkami, nigdy nie przyprowadził do domu kobiety ani nie wodził za żadną z nich wzrokiem, dawał się dotykać? To było zbyt wiele jak na jego nerwy.
Jednak świadomość, że ciało jego najmłodszego syna jest pozbawiane czystości przez starszego z nich... Ten fakt kategorycznie sprawił, że gorycz w czarze wściekłości zaczęła wylewać się z jej brzegów potokami.
- Tato, to nie tak, to ja go... - Zaczął Itachi, podnosząc się z łóżka i zasłaniając ciało Sasuke swoją posturą.
- Zamilcz, psie! - krzyknął Fugaku, podchodząc do niego i odpychając go w bok. Itachi poleciał na cienką, gipsową ścianę salonu, robiąc w niej wyrwę wielkości swojego ciała. Zajęczał, czując ból w plecach, na które upadł. - Ty szmato! Ile Ci zapłacił, że się tak poniżyłeś?! - znów ryknął przywódca rodu Uchiha, tym razem w stronę swojego młodszego syna, chwytając go za włosy i podnosząc na wysokość swojej twarzy. Spojrzał mu gniewnie w oczy, jednak młodzieniec zdołał je zamknąć.
- Patrz na mnie, jak do Ciebie mówię i odpowiedz na moje pytanie! - lekko ściszył głos, wlewając weń jeszcze więcej jadu i gniewu niż uprzednio, jednak najmłodszy z synów nadal milczał z zamkniętymi oczyma. Mimo bólu zadawanego przez ojaca nawet nie drgnął, nie chcąc psuć sytuacji, która i tak była wystarczająco popsuta. Poczuł, jak ojciec puszcza jego włosy, i upadł bezwładnie u jego stóp, nawet nie usiłując zgłuszyć upadku rękami.
- Ty dziwko... A myślałem, że mam godnego syna! Byłem z ciebie dumny! A Ty co? Tak mi się odpłacasz?! - wrzasnął, chwytając dzbanek z wodą ze stolika i rozbijając go na jego plecach. Sasuke zawył z bólu, zasłaniając twarz rękami.
- Ojcze, zos... - zaczął Itachi, lecz jego słowa przerwała kolejna salwa gniewu rodzica.
- Nie masz prawa tak się do mnie zwracać! Ja nie mam synów! - ryknął, przewracając stolik z pionkami i planszą do szachów.
- Fugaku! – krzyknęła czarnowłosa kobieta, wbiegając do pokoju. Spojrzała przepełnionym histerią wzrokiem na swoe dzieci. Jej dzieci... - Fugaku! Przestań, błagam! - zaniosła się szlochem i chwyciła jego dłoń, spoglądając mu w oczy, po czym opadła na kolana przed Sasuke.
- Mamo... - wyszeptał, unosząc wzrok i spojrzał na nią zawstydzony. Piękne oczy jego matki, teraz wylewały nad nim łzy, nie wiedząc, co się dzieje. - Nic mi nie jest, matko. To moja wina...- powiedział cicho, całując jej dłoń. Była ich wybawieniem... Oboje dziękowali w duchu, że się pojawiła.
Awantura znikła tak nagle, jak tylko się pojawiła. Fugaku klęknął przy żonie, głaszcząc jej policzek.
- Spokojnie, kochanie. - szepnął opanowany, gdy tylko dłonie kobiety wylądowały na mocno zaokrąglonym brzuchu. - Nic się nie stało. - szepnął, przytulając ją. - Wściekłem się, bo moi synowie chcą wyprowadzić się z rodzinnego domu. - skłamał Fugaku, dobitnie oznajmiając braciom, co mają robić. - Ale już ochłonąłem. Chyba najwyższy czas, aby pisklęta w końcu wyfrunęły z gniazda.
- To prawda? - zapytała kobieta, patrząc tym razem na starszego syna, który zdążył podejść i stanąć tuż nad młodszym. Itachi po chwili skinął głową, nie potrafiąc spojrzeć w jej oczy.
- Byście się wstydzili. Tak denerwować matkę, kilka dni przed rozwiązaniem. - rzucił Fugaku, nie musząc udawać tonu zawiedzionego ojca. Tylko pomiędzy słowami dało się usłyszeć sączący się gniew i obrzydzenie. Wyszedł z pokoju, prowadząc obok ciężarną kobietę.
***
- Sasuke... - szepnął Itachi, klękając przed bratem. Chwycił jego zapłakaną twarz w poranione dłonie, na których widać było nikłe ślady krwi. Ból, który czuł w sercu, przewyższał jednak każdy inny. Patrząc w zapłakane oczy młodszego brata, jego dusza, o ile taką posiadał, rozsypywała się na drobne kawałki.
- Nic mi nie jest. - powiedział Sasuke, wlewając w głos tyle spokoju, ile tylko zdołał. Plecy piekły i promieniowały bólem, jednak widząc rany na ciele brata, nie ważył się nawet o tym myśleć. - Twoje ręce... - szepnął, biorąc jego dłonie w swoje i całując je delikatnie, nie chcąc sprawić mu dodatkowego bólu.
- Wszystko w porządku. - powiedział Itachi, mrużąc oczy i przykładając usta do jego głowy. – Sasuke, my…
- Wiem. Mamy mało czasu. - młodszy potwierdził jego obawy i wstał, nie bez trudu. Krew jego żyłach płynęła powoli, a jej ilość nieubłaganie spadała ku zeru dzięki ranom na plecach, przez co zakręciło mu się w głowie. Nie minęła nawet setna część sekundy, kiedy ramiona ukochanego brata otuliły jego drobne ciało, nie pozwalając mu upaść. Oparł głowę na jego ramieniu. Zawsze był podatny na ból. Nigdy na niego nie zważał, nie bał się go, jedynie ciało reagowało na to raptownym osłabieniem. Kwestia przyzwyczajenia.
- Musimy iść do lasu. - powiedział po chwili Itachi, a w jego głosie pojawiła się nuta, którą potrafili zrozumieć jedynie członkowie ich rodu.
Pożądanie.
Nie ciała, nie miłości. Jedzenia.
- Itachi... - szepnął Sasuke, bijąc się z myślami. Powinni czym prędzej się spakować i opuścić dom, tak, jak kazał ojciec. Nie powinni "wystawiać się na słońce", jak głosiło stare przysłowie, wpajane wszystkim potomkom od ich najmłodszych dni. Nie powinni kusić losu.
Po kilku chwilach niemych namów, ust, które czuł na swoim karku i własnemu głodowi, zacisnął oczy i złapał jego dłoń.
- Chodźmy. - zadecydował cicho, jednak nawet po przekroczeniu granicy lasu, nie potrafił wyzbyć się łomoczącego uczucia, bezczelnie twierdzącego, że popełnili najgłupszy błąd, jaki w tej sytuacji mogli popełnić.
- Nic mi nie jest. - powiedział Sasuke, wlewając w głos tyle spokoju, ile tylko zdołał. Plecy piekły i promieniowały bólem, jednak widząc rany na ciele brata, nie ważył się nawet o tym myśleć. - Twoje ręce... - szepnął, biorąc jego dłonie w swoje i całując je delikatnie, nie chcąc sprawić mu dodatkowego bólu.
- Wszystko w porządku. - powiedział Itachi, mrużąc oczy i przykładając usta do jego głowy. – Sasuke, my…
- Wiem. Mamy mało czasu. - młodszy potwierdził jego obawy i wstał, nie bez trudu. Krew jego żyłach płynęła powoli, a jej ilość nieubłaganie spadała ku zeru dzięki ranom na plecach, przez co zakręciło mu się w głowie. Nie minęła nawet setna część sekundy, kiedy ramiona ukochanego brata otuliły jego drobne ciało, nie pozwalając mu upaść. Oparł głowę na jego ramieniu. Zawsze był podatny na ból. Nigdy na niego nie zważał, nie bał się go, jedynie ciało reagowało na to raptownym osłabieniem. Kwestia przyzwyczajenia.
- Musimy iść do lasu. - powiedział po chwili Itachi, a w jego głosie pojawiła się nuta, którą potrafili zrozumieć jedynie członkowie ich rodu.
Pożądanie.
Nie ciała, nie miłości. Jedzenia.
- Itachi... - szepnął Sasuke, bijąc się z myślami. Powinni czym prędzej się spakować i opuścić dom, tak, jak kazał ojciec. Nie powinni "wystawiać się na słońce", jak głosiło stare przysłowie, wpajane wszystkim potomkom od ich najmłodszych dni. Nie powinni kusić losu.
Po kilku chwilach niemych namów, ust, które czuł na swoim karku i własnemu głodowi, zacisnął oczy i złapał jego dłoń.
- Chodźmy. - zadecydował cicho, jednak nawet po przekroczeniu granicy lasu, nie potrafił wyzbyć się łomoczącego uczucia, bezczelnie twierdzącego, że popełnili najgłupszy błąd, jaki w tej sytuacji mogli popełnić.
Fajnie się czyta, ciekawie dobierasz słowa. Poza kilkoma drobnymi błędami ortograficznymi (żadnej, nie rzadnej,przewyższał, nie przewyrzszał) i brakiem akapitów nie ma się do czego przyczepić. Życzę powodzenia i weny, czekam na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuńMi się podoba. Szczególnie ten fragment : ,, - Musimy iść do lasu. - Powiedział po chwili Itachi, a w jego głosie pojawiła się nuta, którą potrafiło zrozumieć jedynie drugie Dziecko Podziemia. Pożądanie. Nie ciała, nie miłości. Jedzenia. " To jest po prostu magiczne. Aż się uśmiechnęłam =) fajnie by było jak byś napisała kolejne części.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpoczątek ciekawy, ojciec bardzo się wściekł, i tak szybko znalazł wymówke...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia