wtorek, 30 lipca 2013

1. Pożegnanie.

No to lecimy z tym koksem...
Oddaję w wasze łapki rozdział pierwszy, choć można go potraktować jako prolog, nie bronię.
Za wszelakie błędy przepraszam, będę wdzięczna za wytknięcie mi ich.
Co prawda, rozdział ukazał się już na poprzednim blogu dawno, dawno temu, dlatego w tym tygodniu dodam drugi.
I proszę- nie patrzcie na grafikę bloga. Nie ma jej, po prostu. Wiem. Dopiero pracuję nad tym... Dziękuję z góry za wyrozumiałość , )




- Ale mamo... Mamo... Ja nie chcę! Chcę tutaj! Mamo!
Itachi od rana darł i tak obolałe struny głosowe, jednak niezbyt efektywnie. Nie zgadzał się na to! Ale co on tam może? Kto go słucha?
- Itachi, nie udawaj tępego. Jesteś bardzo mądry, a w takich warunkach nie dasz rady się rozwijać. Wiesz przecież – Powiedziała spokojnym głosem matka, pakując do walizki potrzebne rzeczy. Zdawała się skałą niewzruszoną przez nic.
Bo jak ich syn mógł się rozwijać, mając przy boku ciężar w postaci młodszego, głupiutkiego brata, który tylko przeszkadza?
- Boje się, mamusiu. Nie chcę. Chcę zostać. Proszę…
Itachi osunął się po otapetowanej ścianie w dół. Przegrał. Jutro, już nieodwołalnie, wylatuje do Londynu, do najlepszego gimnazjum prywatnego w całej Europie.
Bał się... To daleko... Daleko od domu, od rodziców, których tak kocha, od przyjaciół.. Od Sasuke.
Oni go tu zniszczą. Zrobią pranie mózgu. Sasuke był za mały, zbyt naiwny, zbyt kochał rodziców, aby poradzić sobie w tej chorej rodzinie.
- Nie marz się, synku. Jesteś już duży, nie ma czego się bać, zaopiekują się tam tobą, wszystko będzie dobrze. – Obiecała miłym tonem Mikoto, głaszcząc małego po orzechowych włoskach.
- Mamo.. Przylecę na wakacje ? Na święta ? Na ferie ? – zapytał z niemą nadzieję w głosie.
- Nie Itachi. Zostaniesz tam, do końca liceum. Nie będziesz miał czasu ani chęci by tu wracać. Zobaczysz, jak tam jest pęknie, Musisz tam być, musisz się wybić i dać nam powód do dumy. – ogłosiła tak przesłodzonym tonem, że młody Uchicha nawet nie dał do siebie dojść sensowi tych słów, wtulając się w matczyną bluzkę i wdychając jej słodki zapach. Jego malutki, choć już nieskromnie rozwinięty umysł nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że już nigdy w swoim dzieciństwie nie ujrzy swoich rodziców, a co najgorsze brata.

***
- Sasuke-chan. Gdzie jesteś ? – Zapytał Itachi wchodząc do pokoju malca, którego w środku jednak nie było. Rozejrzał się. Nigdzie go nie widział, słyszał jedynie cichy szloch, dochodzący z szafy.
Podszedł do niej i uchylił drzwi.
- Aniki.. – Usłyszał zapłakany ton malca i spojrzał w dół, na jego zasmarkaną twarzyczkę.
- Ja nie chcę byś wyjeżdżał! Zostań! Aniki! – Wyskomlał chowając buźkę w łapkach.
- Sasuke... Spokojnie. Nie płacz. – Kucnął przed nim i pogłaskał jego główkę. – Przylecę jak tylko będę mógł. – Szepnął.
- Ale mamusia mówiła... Że... Że ty już nie wrócisz. Że ja będę ci przeszkadzał. – rozpłakał się.
- Sasuke, nawet tak nie myśl. Jesteś moim braciszkiem. Jak mógłbyś mi przeszkadzać? Chodź tu... – wyciągnął ku niemu ramionka, by za chwilę pochwycić wątłe ciałko w czuły uścisk.
- Aniki, mogę dzisiaj spać z tobą ? – Zapytał cichutko pociągając noskiem. Otarł rękawem łezki z policzków. Nie może płakać, bo Itachi uzna go za małe dziecko! A przecież jest już duży, sięga do włącznika światła w łazience i nie musi stawać na stołku, by umyć ręce w umywalce.
- Możesz, możesz. – Uśmiechnął się do niego Itachi głaszcząc po główce.
Mały, biedny, głupiutki. Naiwny, kochający, ufny we wszystko. Jak sobie poradzi w tym świecie?
Z całych sił starał się zrozumieć, że to dla jego dobra. Że rodzice robią to z miłości do niego, że go kochają...
Jednak te argumenty nie chciały za bardzo wejść do jego serduszka. Czuł się krzywdzony, ale wiedział, że musi być posłuszny.
- Aniki, usiądź ze mną. – Z ponurych rozmyślań wyrwał go proszący głosik otouto. Pokiwał główką i przysiadł na dole szafy. Usadził się wygodnie i oparł główkę o ścianę mebla. Gdy młodszy zamknął drzwi, pociemniało, zapanował mrok. Rozległo się szuranie materiału o podłoże, a po chwili z małej, kwadratowej lampeczki wydobyło się nikłe, przyciemnione światło.
- Masz tu lampkę? – zapytał zdziwiony.
- Mmm.. Ale nie mów tatusiowi, bo mnie zbije. – Szepnął Sasuke.
Itachi pokiwał głową ze zrozumieniem. Znał ojca i jego skłonność agresji, w największym odniesieniu do najmłodszego członka rodziny.
- Itachi, kochasz mnie? – Z ust malucha wyszło pytanie, którego starszy się nie spodziewał.
- Co to za pytanie? – Powiedział niemile zdziwiony. – To oczywiste, że cię kocham. Jesteś moim małym otouto.. – Uśmiechnął się i pogłaskał go po główce.
- Bo mama mówiła że ty mnie już nie potrzebujesz, że zapomnisz o mnie, że jestem niegrzeczny i znajdziesz sobie lepszego otouto.. – szepnął. W jego wielkich oczkach widać było tylko niemą rozpacz. Taką, jaką widzi się tylko przy śmierci kogoś bliskiego.
- Ty jesteś moim jedynym braciszkiem, na zawsze. Nie słuchaj mamy. – szepnął i starł mu z policzka pojedynczą łzę. – Nie płacz, Sasuke. Kocham cię, najmocniej na świecie i to się nigdy nie zmieni. Obiecuję. – Szepnął.
Utulił do siebie jego lśniącą czernią główeczkę i głaskał po włoskach. Szczyt bezczelność mówić takie bzdury małemu dziecku. A może.. Może tak by było lepiej ? Aby Sasuke go znienawidził i wtedy...
Wtedy będzie mu łatwiej...? Mały, biedny Sasuke. Nie, Itachi, nie zrobisz mu tego.
W małym serduszku toczyła się właśnie wojna o miejsce na podium podpisanym „Dobra decyzja”, gdy coś, a raczej ktoś zdołał mu przerwać i wszystko odeszło w zapomnienie.
- Aniki, opowiesz mi bajkę ?
- Opowiem – odpowiedział z uśmiechem. – Ale postaraj się zasnąć.
Maluch pokiwał główką i oparł się o starszego, który oplótł go łapkami.
- O czym będzie bajka? – Zapytał zaciekawiony Sasuke odchylając główkę w tył i spoglądając na brata.
- O pewnym chłopcu, który strasznie kochał swojego braciszka. – powiedział gasząc lampkę na drewnianej ścianie szafy. Po chwili, gdy siedzieli już wygodnie, zaczął swoją opowieść.
- Dawno, dawno temu był sobie piękny kraj, nazywali go Konoha. Panował wtedy król, Sarutobi. Była tam pewna rodzina, klan, najsilniejszy w kraju. Kiedyś, kiedyś, była Wielka Wojna, pomiędzy klanem króla, a tą rodziną. Zginęło wielu ludzi, więc postanowiono podpisać pokój. Jednak teraz rodzina znów chciała być tak ważna jak przed Wielką Wojną, więc postanowiła rozpętać drugą. W tej rodzinie było pewne rodzeństwo. Tacy jak my, Sasuke. Dwaj bracia, jeden kilka lat starszy od drugiego. Ten starszy..
- Jak miał na imię ? – Przerwał Sasuke.
- Madara.
- A młodszy?
- Izuna.
Maluch pokiwał główką i słuchał dalej.
- No więc, Madara nie chciał już wojny, ponieważ jak był malutki, sam był na wojnie. Widział straszne rzeczy i nie chciał, by Izuna też je widział. Postanowił pójść do króla i powiedzieć o zasadzce. Król podziękował mu i poprosił, aby Madara szpiegował dla niego swoją rodzinę. Chłopak się zgodził, a po kilku dniach tata poprosił go by szpiegował króla dla rodziny. Madara nie miał wyjścia i musiał zostać podwójnym szpiegiem..
- Ile Madara miał lat? – Przerwało kolejne pytane młodszego.
- Trzynaście. – Odpowiedział spokojne i zabrał się do kontynuowania opowieści. – Minęło kilka lat, Madara stał się dorosły, teraz jego braciszek miał trzynaście lat. Wojna zbliżała się nieustannie, więc król zarządził że cały klan musi zostać zabity. – Powiedział poważnie. Nie wiedział jaka będzie reakcja Sasuke. Wyczuwając jedynie przyspieszony rytm serca, kontynuował. – Madara błagał króla, aby jego otouto mógł żyć. Król się zgodził. Wiedział jak bardzo bracia się kochają. Madara musiał wykonać rozkaz, zamordował cały klan, a potem uciekł z wioski, jako szpieg złej mafii i wszyscy go znienawidzili. Tak samo mały Izuna, który widział jak Madara zabija rodziców. Madara zrobił wszystko, aby Izuna przestał go kochać. Dzięki pewnej mocy, Tsukuyomi, pokazał małemu to wszystko...
Po tych słowach zatrzymał się na chwilę i wsłuchał w ciszę. Skąd ta okropna opowieść? Czemu mu ją mówi? Tak, wie dlaczego. Po to, aby Sasuke zadał to okropne pytane. By sam przed sobą wyspowiadać się z tej nędznej odpowiedzi.
- Co było dalej? – Zapytał cicho Sasuke. Czuć było, że rozumie. No tak, nie jest tępy jak reszta dzieciaków w jego wieku, myśląca, że każdy człowiek ma kilka żyć, jak w cholernej grze komputerowej.
Nie. Sasuke, jego mały braciszek, wie dokładnie co to śmierć. Jest taki dojrzały. Czemu? Cholerny ojciec. Zniszczone dzieciństwo. Po co te wszystkie książki na półkach? Powinien czytać Harry’ego Pottera, lub inne, równie beznadziejne książki, a nie „Encyklopedię powszechną” czy „Teorię ewolucji.”. Sasuke, teraz mnie nie będzie. Będziesz miał czas by przejść przez swoje dzieciństwo.
- Madara zachorował. Bardzo, nieuleczalnie. Śmiertelnie. Wiedział, że umrze, więc chciał jeszcze raz spotkać się z Izuną. Miał świadomość, że jego otouto od kilku lat go szuka i chce go zabić, dlatego postanowił, że da mu się pokonać. Pewnego dnia spotkali się, i Madara umarł. Izuna myślał, że go zabił, ale Madara umarł przez chorobę. Kilka dni później, szef mafii spotkał Izunę i opowiedział mu, o tym jak Madara go kochał. Izuna był strasznie zły, postanowił, że zniszczy cały kraj... Chciał się zemścić, znowu. I tak zniszczył się sam. Umarł, w Drugiej Wielkiej Wojnie, którą sam rozpętał, ale wygrał.
Wioska upadła, król umarł. Widzisz Sasuke, czasem jest tak, że dla tego co jest dla nas ważne, potrafimy nawet oddać życie, nie tylko swoje. – Powiedział na koniec.
-A ty byś dla mnie zabił? – Zapytał Sasuke.
W końcu.. W końcu padło to pytanie.. Tyle nad tym myślał.. Co teraz odpowie? Od dawna chciał się przekonać..
- Tak, Sasuke. – Odpowiedź sama wylała się z jego ust. Nawet się nie zastanawiał. To sprawiło mu taką radość.. Czemu? Nie mógł tego pojąć. Ale teraz był na sto procent przekonany, że dla Sasuke jest w stanie zrobić wszystko.
- Co to znaczy zabić? – zapytał cicho mały. - Te całe formułki z książek... Co to? „Pozbawić kogoś życia”, ” Zamordować”, ” Popełnić samobójstwo”. Co to wszystko znaczy? Jak można pozbawić życia? Nie „W jaki sposób?”, tylko „Jak?”.
-Nie myśl o tym, Sasuke. Jesteśmy zbyt mali na takie głupoty. To są sprawy dorosłych.
Młodszy pokiwał głową. Skoro Itachi tak mówi, oznacza to że jest prawdą.
-Chodź, Sasuke, pójdziemy spać. – Powiedział i otworzył drzwi od szafy. Ciekawe, jak mógł nigdy nie połapać się, że Sasuke chowa się w takim miejscu? Eh. To i tak już mu nie potrzebne.
Wyszli z szafy i poszli do pomalowanego na jasną zieleń pokoju starszego z rodzeństwa. Sasuke zdjął spodenki, w których latał na co dzień po domu i wślizgnął się pod kołdrę swojego kochanego aniki. To samo zrobił Itachi, klapnął obok i dał dla małego wtulić się w swoje trzynastoletnie ciałko. Zasnął, słysząc miarowy oddech Sasuke, oznaczający, że młodszy dał już się porwać ciepłym ramionom zdradzieckiego snu.
Nastał nieszczęsny, następny dzień. Rodzice zdawali się zapomnieć o tym wszystkim, jednak dzieci od rana przeżywały następstwa dzisiejszego dnia.
Jak wielką krzywdę można wyrządzić własnym dzieciom? Gdzie podziała się wszechpożądana sprawiedliwość?
-Aniki… Już jedziemy… – Szepnął Sasuke wychylając kruczo-czarną główkę przez uchylone drzwi.
Itachi pokiwał głową z uśmiechem. Z całych sił starał się, aby wygięta w górę podkówka nie znikła z jego twarzy, mimo ze łzy nie chciały przestać ciec.
-Itachi, nie płacz. Nie płacz, nie płacz, nie płacz. – Szepnął mały podchodząc do brata i wycierając mu kościstymi paluszkami słone krople z policzków. – Przecież sam powiedziałeś, że niedługo przylecisz, że się zobaczymy! – uśmiechnął się cudownie.
-Wiem, Sasuke, wiem. – Skłamał i jakimś cudem przemógł łzy. Popatrzył młodszemu w oczka i pogłaskał jego różowiutki policzek.
Czemu ten maluch go pociesza? Przecież powinno być na odwrót..
-Napiszesz mi list? – Zapytał cicho wtulając się w jego koszulkę z nadrukiem wachlarza. O słodka ironio!
-Obiecuję. – Szepnął i potargał mu włoski pieszczotliwie. – A teraz chodźmy, bo rodzice będą źli.
Sasuke pokiwał głową i pociągnął Itachiego za łapkę, wyciągając z pokoju, w którym zostały już same meble.
- Chodźmy. – Powiedział starszy, ostatni raz spoglądając na jasno-zielony pokoik, który wcześniej należał do niego i zamknął drzwi.
Podróż ze schodów na dół była chyba najdłuższa w jego życiu. Wydawała się ciągnąć… Ciągnąć… I tak ciągle ciągnąć w nieskończoność…
Przy każdym schodku towarzyszyło mu to przedziwne uczucie, ze zaraz stopa mu się skręci, z spadnie na sam dół, skręci sobie kark, nogę lub się zabije. Może to nawet i lepiej. Dla niego.
Ale nie jest tu sam.
Ponad wszystko musiał uważać, aby tej maleńkiej istotce, która tak ufnie patrzyła teraz na niego, ze smutnym uśmiechem na pucatej buźce, ściskając jego rękę z całej dziecięcej siły. Aby tej kochanej istotce nic się nie stało. To było dla niego najważniejsze. Sasuke.
Nie mógł przecież myśleć tylko o sobie, narażać go na cokolwiek złego.
Jak przez mgłę pamiętał, jak wsiadali do samochodu, jak zapinał pasy dla Sasuke.
Czuł wtulone w siebie, chłodne ciałko otouto. Czemu jest taki chłodny? Czemu dopiero teraz się nad tym zastanawia? Ten dziwny chłód skóry, który sprawia że w każdej chwili może przypomnieć sobie dotyk małego braciszka.
-Itachi! Itachi! Aniki! – Usłyszał ciche wołanie przy swoim uchu. Czuł wszystkie emocje w tym głosie, mógł je spokojnie wszystkie nazwać. Ból, smutek, podekscytowanie, żal, strach. Otworzył swoje ciemno-oliwkowe oczka i spojrzał na braciszka.
-Słucham? – Zapytał, tak samo cicho, zauważając, że jego głos drży identycznymi emocjami.
- Kocham cię. Bardzo cię kocham, aniki. – Poczuł jak Sasuke przyciska główkę do jego niebieskiej koszulki, zostawiając dwa, małe, mokre ślady. Płacze...-Nie bój się, Itachi. Ja będę na ciebie czekał. Będę bardzo tęsknić, braciszku. Bardzo cię kocham. Mama i tata będą z ciebie bardzo dumni. Ja też. – uśmiechnął się do niego najpiękniej jak potrafił. Tak bardzo pragnie, by Itachi się też uśmiechnął. Aby już nie płakał... Chciał tak bardzo dodać mu otuchy...
-Ja też będę tęsknił, Sasuke. – Szepnął głaszcząc jego aksamitne włoski. Więcej nie był w stanie wykrztusić.

***

-Sasuke, pamiętaj o mnie.
-Nie zapomnę, obiecuję.
-Kocham cię, otouto.
-Ja ciebie też kocham, aniki.
Takie ciche szepty rozległy się, nim Itachi zniknął w wielkim samolocie.

5 komentarzy:

  1. Cholera no... Zaraz się chyba porycze TT-TT
    Przecudowne opowiadanie! Mało kto potrafi samymi słowami wywołać u mnie tyle emocji a tobie się to udało!
    Ahh... Czekam na więcej *-*
    Weny, weny i jeszcze raz weny! \(^^)/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh, Jika-san, ciesze sie ze ci sie podobalo. Wielkie arigato za zyczenia, przydadza sie, gdy wena mnie opusci... Pozdrawiam, Rena~

    OdpowiedzUsuń
  3. Rena jak mogłaś T-T ja tu przez ciebie płaczę T-T ~Uchi

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, powiem krótko. Postanowiłam po raz drugi przeczytać całe twoje opowiadanie od początku i napisać do każdego zajebczastego rozdziału jako taki długi komentarz. Po co ? Bo ten blog jest tego warty. Tak więc, co do pierwszego rozdziału, to jak i za pierwszym razem po prostu się pobeczałam. Za każdym razem jak to czytam to myślę ,,Ja bym takich rodziców wypierdoliła w cholerę ". Serio, bracia są super, nie kłócą się, rozumiejąc się nawzajem jak nikt inny. To wszystko jest wspaniałe. Bo prostu boskie.

    OdpowiedzUsuń