czwartek, 1 sierpnia 2013

2. Koperty.

Dobra, robaczki. Bez zbędnego biadolenia dodaję drugi rozdział.
Jika-san, dzięki za koment !p mam nadzieję, że i ten rozdzialik Ci się spodoba. To do zobaczenia za tydzień i zapraszam na drugi ,)
DEDYK: JIKA-SAN


   Blady chłopak siedział na łóżku trzymając komórkę przy uchu. W idealnej ciszy, która panowała w pomieszczeniu, dało się słyszeć słowa wydobywające się z głośnika telefonu.
 -Strasznie mnie ciekawi, ile ona tak wytrzyma! Nie rozumiem, jak można mieć czterech facetów w ciągu tygodnia? Taka szmata z tej Sakury-chan, nee, Sasuke-kun?- Usłyszał brunet, wlepiając czarne ślepia w zegarek na bladym nadgarstku.
Osiemnasta pięćdziesiąt cztery. Rozmawiają już trzy kwadranse. Ileż można?
 - Halo, Sasuke, jesteś tam?
Cisza.
 - Sasuke?!
 - Mhm. - Padła jakże rozbudowana odpowiedź, nie ukrywająca znużenia jej autora.
 - Przeszkadzam? - Zapytał głos po drugiej stronie, słysząc kolejną, wysoce polisylabową wypowiedź.
Rozmowa, ku wielkiej uciesze chłopaka, zakończyła się niedługo potem.
Sasuke odłożył "diabelskie urządzenie", klapnął swoim młodzieńczym cielskiem na szkarłatną pościel i popatrzył w biały sufit. Należało by dodać, że ostatnimi czasy stało się to jego ulubionym zajęciem.
Po kilku minutach ''nic-nie-robienia'' wstał, z zamiarem pójścia do kuchni i zrobienia sobie cudownego, kofeinowego trunku, jednak czynność ta została brutalnie przerwana przez bezczelny dźwięk dzwonka bezczelnej komórki i bezczelnej osoby, usiłującej dodzwonić się do Jego Królewskiej Bezczelności.... przepraszam. Idealności.
''Znowu?"- pomyślał zirytowany i spojrzał na wyświetlacz telefonu.
Dzwoni: Lolo
"Lolo?"- Pomyślał usiłując sięgnąć pamięcią wstecz, jednak okazało się, że ta czynność jest ponad jego możliwości. Wyszedł więc z pokoju zchym "się.", rzuconym w stronę telefonu.
Ruszył schodami w dół, prowadzącymi do kuchni, po drodze zaglądając w wielkie lustro, zawieszone naprzeciw nich. Co tam zobaczył?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziesięć lat wstecz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 - Aniki, spójż, Aniki!
Mały, na około sześcioletni  chłopczyk zbiegł po drewnianych, lakierowanych schodach w dół, trzymając w bladych rączkach niebieską różę z papieru. W końcu udało mu się zrobić kwiatka, którego obiecał sobie dać jutro, w Dzień Ojca, dla swojego tatusia.
Ale najpierw pokaże dla braciszka, bo jeżeli Itachi uzna, że jest brzydki, to zrobi nowy! Nie chce, by tatuś znów tak źle się patrzył... Musi wyjść idealnie!
Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, z przykrością stwierdzając fakt, że nikogo nie ma. Pobiegł więc na górę, odwiedzić tak bardzo mu znany, pokój swojego ukochanego aniki, jednak tam też nie było śladu jakiegokolwiek życia, nie licząc muchy, która z tylko sobie znanych powodów latała po pokoju, brzęcząc upierdliwie. Dopiero teraz Sasuke zdał sobie sprawę, że w domu jest straszliwie cicho... Nikogo nie ma.
Zrezygnowany usiadł na schodach i popatrzył naprzeciw nich, trafiając wzrokiem w dwa okrągłe węgle. Jest tak podobny do niego... Czemu nie może być tak samo dobry? Zamachnął się i rzucił origami w lustro, jednak papier nie doleciał i upadł tuż przed nim.

***

Niedziela. Ulubiony dzień każdego, szanującego się Japończyka. Czarnowłosy chłopak leżał na łóżku, jak zawsze patrząc się w sufit.
Która godzina?
Spojrzał na podświetlany, elektryczny zegarek na szafce nocnej. Dziewiętnasta.
Przekręcił się na bok i wbił spojrzenie swoich onyksowych ślepek w ścianę. Jaki to kolor? Ciemny niebieski. Dla niektórych jasny granat. Sam nie wiedział i zrezygnował z tej czynności, na rzecz  zrobienia sobie krótkiego spaceru. W tym celu zszedł z łóżka, na którym zalegał już dobre kilka godzin i skierował się do pokoju, by poinformować rodzicielkę o swoim zamiarze.
 - Mamo, ja wych...
Jego słowa utknęły mu w gardle, gdy ujrzał na szklanym stoliku pełno kopert. Zdecydowana większość była biała, jednak dało się zauważyć też kilka w innych kolorach. Czerwone, niebieskie, zielone, żółte. Na kanapie siedziała mama i czytała jakiś list, w ręku trzymając pustą kopertę.
 - Oh, Sasuke. Ty nie u Naruto? - Zapytała Mikoto. Na jej twarzy widoczne było zdenerwowanie, ale ukrywała to za maską niezbyt szczerego uśmiechu.
Zaczęła zbierać koperty w stosik, który okazał się dosyć wysoki. Włożyła kartkę do papierowego opakowania i położyła na wierzch, wszystko przewiązawszy dwa razy gumką recepturką.
 - Nadal nie ma żadnej wiadomości? - Zapytał z małą nadzieją, jednak w odpowiedzi dostał tylko lekkie pokręcenie głowy. Westchnął.
 - Wychodzę. - Rzucił i zniknął za drzwiami.

***

Nie miał pojęcia czemu, ale coś nie dawało mu spokoju.
Koperty.
Co w nich było?
Widział jedynie stare znaczki, takie sprzed kilku lat. Pokazywały jakiś wieżowiec na tle nocnego nieba. Pamiętał je, bo zawsze chodził do pobliskiego sklepu, gdy wysyłał listy do... Do niego. Sama myśl o nim napawała go smutkiem.
Kiedy to było? Z pięć lat temu... Pięć długich lat...
Więc rodzice czytają stare listy... Od kogo?
Znowu kolejne pytanie, na które nie zna odpowiedzi... Eh.
Siadając w parku, na ławce, dopiero zarejestrował w swoim umyśle myśl, gdzie się znajduje.
W oddali jeszcze słychać było krzyki bawiących się na pobliskim placu zabaw smarków, czyli nie było tak późno. Ze smutkiem stwierdził, że nie zabrał z domu komórki, jednak jakimś cudem w kieszeni swojej ukochanej, skórzanej kurtki odnalazł MP3 i poplątane słuchawki. Bez zastanowienia wetknął kabelki w uszy i oparł się wygonie o ławkę.
Na pewno przesiedział tak sporo czasu, bo gdy został wybudzony ze słodkiego letargu przez upierdliwego komara, dzieciaków nie było już słychać. Nie tylko ich z resztą. Nawet roboty drogowe zdały się ucichnąć, jak i samochody, choć jedynie z tej części miasta, sporo oddalonej od hałaśliwego centrum. Jakby z daleka dochodziło do uszu jedynie irytujące cykanie świerszczy.
Sasuke spojrzał na niebo. Słońca już nie było widać, jedynie koniec horyzontu jarzył się jeszcze rudą, gasnącą już łuną.  Uśmiechnął się sam do siebie i poszedł do domu. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, po przekroczeniu progu spowitego w ciemności pokoju, był zegarek.
22:31

***

Dwudziesta druga dwadzieścia dziewięć.
Dwudziesta druga trzydzieści.
Dwudziesta druga trzydzieści jeden.
Długowłosy chłopak wstał z fotela obitego szkarłatnym pluszem.
 - Itachi, skarbie, przeziębisz się! - Do jego uszu dobiegł świergot siedzącego na łóżku blondyna, patrzącego na jego bose stopy.
Huh?
 - Nie pamiętam, abym pozwalał Ci wejść. - Powiedział, lustrując intruza zimnym wzrokiem.
 - Ja też nie. Sam sobie pozwoliłem. - Wzruszył ramionami chłopak, z perfidnym uśmiechem na ustach.
 - Jesteś bezczel... - Zaczął Itachi, miażdżąc rozmówcę wzrokiem, jednak nie było dane mu skończyć.
 - Zanim dokończysz, spytaj się może najpierw po co tu jestem, a wtedy oceniaj, czy jestem bezczelny, czy nie. - Powiedział, wstając z łóżka. Popatrzył mu w oczy twardo.
 - Więc? Czego chce Twoja osoba w moim pokoju? - Zapytał, siląc się, nie wiadomo czemu, na jakiś miły ton. Nie chciał go wkurzać, choć bardzo miał na to ochotę, czuł jednak, że Dei ma mu coś do powiedzenia.
 - Sasori dojechał właśnie do Tokio.
Rozległ się cichy trzask otwieranych i zamykanych drzwi, a brunet został sam na sam w swoim pokoju i z cieniem radosnego uśmiechu na ustach.

1 komentarz:

  1. Chyba ludzie powariowali, że do tej pory, nie ma tutaj żadnego komentarza. Jak tak cholerwa można ? Co prawda, nic szczególnego się nie dzieje, po za tymi kopertami, ale mimo to nie daje to spokoju. widzisz jaki ze mnie wierny czytelnik *^* Siedząc w domu w sylwestra czytam to po raz kolejny aby wszystko idealnie zrozumieć, co piszesz, chodź jak zawsze przyjemnie się czyta. Szkoda, że Sasuke nie zobaczył od kogo są te koperty. Ja właśnie pewnie bym tak napisała, ale wtedy popsuła bym ciąg dalszy. Cholercia, nie nadaję się ewidentnie do pisania opowiadań a i tak to robię, co ze mnie za człowiek... ;_; no, twoje pisanie urzeka mnie i mniej więcej dzięki temu chce mi się pisać i u mnie. Mam nadzieję, że weny Ci do pisania nie braknie. Pozdrawiam. ~ Twoja wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń