poniedziałek, 30 grudnia 2013

8. Marzenie


Hej ludziska... Wiem, wiem, wiem, krzyczcie na mnie. Mama zabrała mi tablet w akcie zemsty i nie miałam jak dodać opka. A było gotowe już dwudziestego drugiego! Myślałam, że po prostu się tam zwinę. No to proszę, takie cacko przed sylwestrem, aby nie było Wam smutno. W nagrodę za tak długie czekanie, opo ma więcej znaczków niż zwykle, taki suprajs.

Komórka ponownie wylądowała w kieszeni jego spodni, kiedy tylko wiadomość o treści "Nie wracam dzisiaj na noc" została dostarczona do osoby, wpisanej w pamięć telefonu jako "Mama".
 - Przykro mi, jednak jest zakaz używania telefonów komórkowych na pokładzie samolotu. - Oznajmiła jakaś blondyneczka jadowitym tonem. "A myślałem, że to rude jest wredne..." Przemknęło mu przez myśl, patrząc na nią znudzonym wzrokiem.
 - Przecież odłożyłem. - Powiedział.
 - Proszę więcej jej nie używać. - Rzuciła i odeszła.
Jakby go to obchodziło... Spojrzał na Itachi'ego z kapryśnym uśmiechem.
 - Miłego lotu. - Usłyszał, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, niczym smarkacz.
Tak... Jest idiotą.

***

Jak to się stało, że znalazł się na pokładzie samolotu? Nic prostszego. Wystarczyło, że Itachi poprosił, a ten poleciał za nim jak debil. No dobra. Nie za nim. Z nim.
Ale co poradzić? Po mimo swoich dwudziestu lat, zamiast zastanawiać się, jak każdy przyzwoity Japończyk, co będzie jutro, ten zacieszał się jak szczeniak na myśl, że w końcu go odnalazł. W końcu znalazł swojego brata.
Spojrzał na okno. Właśnie odlatywali. Pas startowy poruszał się za oknem coraz szybciej, aby po chwili zacząć się zmniejszać, gdy znaleźli się już w powietrzu. Nigdy nie opuszczał Japonii...
 - Chciałbym Ci pokazać wiele rzeczy... Ale najpierw priorytety. Muszę Cię przedstawić kilku osobom.
 - Jakim? - Zapytał. Itachi wspominał coś wcześniej o jakiejś grupie, ale na pytanie, o kogo chodzi, odpowiedział najprostszym "Później.". Teraz mają dużo czasu... Musi mu powiedzieć!
 - Dwie z nich pewnie znasz, Sasoriego i Deidarę.
 - Deidara... Nie przypominam sobie...
 - Pół roku temu wywalili go z Twojej uczelni... Wysadził klasę w powietrze.
 - Inaru! - Poprawił go Sasuke. - Inaru wysadził klasę.
 - A... No tak, fakt. Inaru. - Poprawił się szybko Itachi.
 - Z tego co wiem, to rozpłyną się w powietrzu. Próbowali go złapać i oskarżyć o ciężki uszczerbek na zdrowiu jednego z uczniów. Co on tam robi? - Zapytał zdziwiony. - Chyba go nie ukrywacie! - Dodał po chwili.
 - Słuchaj, Sasuke... Dowiesz się wszystkiego później, teraz nie zadawaj pytań. - Poprosił Itachi, patrząc na fotel przed sobą.
- Powiedz, o co chodzi? Jak już zacząłeś, to dokończ. - Postawił na swoim krótkowłosy, wbijając wzrok w brata. Nie no... On chyba sobie jaja robi!
 - Sasuke, proszę. Zaufaj mi. Obiecuję, że jak dolecimy, to się dowiesz. - Powiedział Itachi, lekko się do niego uśmiechając. Sasuke westchnął.
 - Ok. - Powiedział i bez zbędnych kazań oparł się wygodnie o oparcie fotela.
Przesiedział tak prawie całą podróż, bez skutku usiłując zasnąć. Zegarek nad drzwiami do kabiny pilotów wskazywał godzinę 22:35. Czyli lecą już ponad cztery godziny.

***

Lotnisko w Londynie było duże. W sumie, nie wiedział, jakie są lotniska. Widział fotografie, ale dzisiaj, czy raczej wczoraj, bo sam nie orientował się już w zmianie czasu, był na nim pierwszy i drugi raz w życiu.
 - Gdzie tak w ogóle jesteśmy? I w sumie... Nawet się nie spytałem, po co mnie tu zaciągnąłeś. - Powiedział, sam sobie dziwiąc się, jaki to jest szybko myślący i rezolutny. Normalnie, pogratulować.
 - Wiesz... W tej grupie, o której Ci mówiłem, są pewne zasady. I po prostu lider miał taki kaprys, by Cię poznać. - Odparł Itachi, patrząc na młodszego brata.
 - A jeżeli ja będę miał taki kaprys, że nie chcę go poznać? - Postawił się i oparł o ścianę, gdy długowłosy zamierzał ruszyć z miejsca. O nie, nie, nie... W końcu nie jest dzieciakiem, nie da sobą rządzić, dla jakiegoś wyimaginowanego lidera, jakiejś wyimaginowanej grupie przestępczej, terrorystycznej, czy innego dziadostwa. Bo nie za bardzo dawał wiarę, by zajmowali się pleceniem koszyków i innych pierdół.
 - Sasuke, proszę... Nie rób problemów i chodź. - Powiedział Itachi, nie wkładając w ton ani krztyny rozkazu, jedynie prośbę.
 - Nie. - Dostał odpowiedź, a krew nieznacznie przyśpieszyła mu w żyłach, widząc kątem oka znajomą blond-czuprynę.
 - Sasuke, widzisz Inaru? Stoi jakieś pięćdziesiąt metrów stąd, na północ. Obserwuje nas i jeżeli będą problemy, to nas udupi. Więc proszę, nie rób scen i nie wywołuj problemów. - Powiedział Itachi, wciskając w głos całą siłę perswazji, jaką dysponował.
 - Czemu niby ma nas obserwować? - Zapytał Sasuke, nadal stojąc pod ścianą, zmuszając Itachiego, aby sam podszedł.
 - Bo na przykład... Mogą się pojawić problemy, gdy nie zaczniesz współpracować? - Powiedział wnikliwie starszy, patrząc mu w oczy. - Więc proszę, nie rób głupot. To nie jest klub z piaskownicy, tylko praca. I nikt nie chce kłopotów. - Wytłumaczył.
 - Co to kurde... Jakaś mafia? Tajne przez poufne? O czym Ty gadasz?
Już zaczął się normalnie w tym gubić. O co kurna chodzi? Czemu nic mu nie mówi? Jaki lider, jaka grupa, jak do cholery... Po co on w ogóle tu z nim przyleciał?
 - Masz mi w tej chwili zarezerwować lot do Japonii. Mam dość. - Rzucił, ostro wkurzony. Bez rozgadywania się, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę najbliższych siedzeń, po czym posadził na jednym z nich swoje szanowne cztery litery.
 - Masz rację. Olej go. - Powiedział  Inaru, siadając obok. Jego bujna kitka na czubku głowy majtała się w prawo i w lewo, doprowadzając do szału.
 - Sory, nie znamy się. - Powiedział i wstał. Nie odszedł za daleko, gdy poczuł na dłoni coś nieprzyjemnego. Uniósł ją, by się jej przyjrzeć, ale zamiast bąbla po ugryzieniu muchy, komara, czy innej pierdoły, ujżał długą na całą szerokość ręki kreskę, z której po chwili zaczęła się sączyć jasno-czerwona krew. Spojżał wzrokiem typu "Jestem debilem, wytłumacz, o co chodzi." na chłopaka. Że jak?
Blondyn pomachał mu z dziwnym długopisem dłoni, z którego czubka wystawało cienkie jak brzytwa ostrze. Kolejne: Że jak?
Przeniósł wzrok na Itachi'ego, który stał na miejscu, w którym jeszcze dwie minuty temu stali obaj, niewzruszony, opierając się o ścianę. Jedyne, co ratowało go przed spotęgowaniem gniewu swojego młodszego brata, to przepraszający wzrok, którym się w niego wpatrywał.
 - No, to może teraz zechcesz współpracować, panie Uchiha? Bo oboje będziecie mieć przejebane. - Wyświergotał z uśmiechem blondyn, podchodząc do niego. Jak nie trudno się domyślić, Sasuke został ponaglony do marszu, przyłożonym prosto jak w mordę Tuskowi, do kręgosłupa, "długopisem".
 - W co ty mnie wpakowałeś, idioto? - Zapytał, gdy tylko znów znalazł się blisko starszego brata. - W co, do cholery?
Przetarł wierzch lewej ręki o spodnie, usiłując zetrzeć krew. Piekło cholerstwo, niemiłosiernie, ale starał się nie myśleć o tej jakże miłej niespodziance od nieznajomego.
 - Spełnił Twoje zasrane marzenie. A teraz koniec pogaduszek. Idziemy do samochodu.- Rzucił ozięble, jak na tak słodką dziewczynkę, blondyn i ruszył przodem, najzwyczajniej w świecie uważając, że nie ma co więcej straszyć najmłodszego Uchihę. I miał rację, bo brunet jak nigdy, ulegle ruszył z nim, z podniesioną głową.

***
 Sasuke rozejżał się po wnętrzu luksusowego samochodu, do którego wsiedli. Siedzenia obite najgładszą i najczarniejszą skórą, na której kiedykolwiek siedział, nie mogły wyłapać ani jednego promienia nikłego, londyjskiego słońca, przez przyciemniane szyby.
Gdy znudziło mu się podziwianie siedzeń, wlepił wzrok w obraz za oknami. Domek, domek, sklep, domek, domek, o, kolejny domek. I jeszcze jeden. Oh, drzewko. I domek...
 - Konan kazała Ci to dać. - Usłyszał i aż zamrugał czarnymi oczętami. Deża wi, czy co?
Spojrzał na blondyna, któremu, jak wywnioskował z rozmowy z kierowcą, chociaż nie było mu dane go ujrzeć, na imię Deidara, a nie Inaru. Czyli Itachi mówił prawdę. Jednak ta informacja tylko jeszcze bardziej namotała mu w głowie. Trzymał w ręku origami, tym razem w kształcie  jakiegoś kwiatka. No co... Ikebana nie jest jego najmocniejszą stroną, chyba ma prawo nie wiedzieć, jak to papierowe cudeńko się nazywa?
Zaczął od razu szukać napisu, aż wreszcie zobaczył lekkie przebicie czarnego tuszu na jednym z płatków. Korzystając z okazji, że Itachi rozmawia, a raczej kłóci się z drugim z pasażerów, po angielsku rzecz jasna, jakby kurna był ułomny i nie rozumiał, ("Heloł, ludzie! Mam dwadzieścia lat, angielskiego uczę się od czasu zanim poszedłem do przedszkola...") odgiął lekko płatek i znów ujrzał filigranowe, delikatne pismo.
"Jak wielka jest siła marzeń?"
To pytanie kompletnie zbiło go z tropu. Siła marzeń? Popatrzył na kłócących się mężczyzn, usiłując wsłuchać się w głośną konwersację. Mieli przewagę faktem, że ich angielszczyzna nie była płynna. Wiele słów, a czasem i zdań wypowiadane było z innym akcentem niż reszta, wypowiedzi urywane były w połowie i dodawano różne słowa, których nie znał- z pewnością nie angielskie. Jednak pewność miał co do jednego: mówili o nim. Częstotliwość wypowiadania słów takich jak 'Sasuke', 'on', 'ten szczyl' i tym podobnych, była zbyt duża, aby nie zrozumieć istotnego przekazu. Narobił sobie problemów. To wszystko przez Itachi'ego!
 - Może do cholery przestaniesz go bronić? Pein Cie wy...
 - Gówno mnie to obchodzi. Wiedział, jaki może być scenariusz, to jego błąd. Ja tylko spełniłem NASZE marzenie. - Rzucił Itachi, przyprawiając Sasuke o głębszy wdech.
Nasze marzenie.
Spojrzał ponownie na kwiat trzymany w rękach. Siła marzeń. Do czego jeszcze Itachi się posunie, aby je spełnić? Do czego obaj się posuną...? Nie dane mu było jednak głębiej zastanowić się nad odpowiedzią na te, czy inne pytania, gdyż samochód ustaną w miejscu, tak samo, jak ucichła kłótnia toczona na przeciw.
 - Więc? - Powiedział długowłosy Uchiha, patrząc na blondyna.
 - Niech Ci będzie. Ale ostatni raz ratuję Ci dupę. - Westchnął Deidara, odgarniając z oka lekko grzywkę. Popatrzył na Sasuke, otwierając usta, aby coś powiedzieć, jednak Itachi go wyprzedził.
 - To zostaw mi. - Powiedział stanowczo, na co blondyn potulnie jak nigdy, skinął głową.
 - O co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Sasu, patrząc na ich obu pytająco. Co ma zostawić dla niego? Jasnowłosy nic sobie nie robiąc z jego rozterek myślowych, wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami. Przez chwilę myślał, że i oni wyjdą, jednak przeliczył się. Samochód według jego starszego brata okazał się o wiele lepszym miejscem na konwersację.
 - Słuchaj, Sasuke. Nie jesteś już dzieckiem, więc nie rób szopek... Chciałeś się ze mną spotkać, więc się spotkałeś. Jednak, na naszych warunkach, przełknij to. - Powiedział Itachi, bez cienia skruchy, żalu, prośby czy innego badziewia które można zazwyczaj usłyszeć w ludzkim głosie.
 - O co Ci do cholery chodzi? Co to za mafia, czemu tak późno mi to mówisz? - Zapytał, usiłując ukryć złość. Efekt wyszedł słaby. A nie. Efektu nie było.
 - Przepraszem, nie mogłem wcześniej. Zrozum, nie ja tu rządzę. Potrafię to przeżyć, Ty też musisz. Zrób to dla mnie... Przecież spełniłem Twoje marzenie. Czy może już z niego wyrosłeś?
 - Nie... No co Ty. Zawsze chciałem... - Zaczął, ale los nie dał mu możliwości skończenia, bo starszy zaraz wciął mu się w słowo.
 - No właśnie. Chciałeś, więc...
 - A Ty co? Ty nie chciałeś? Zrobiłeś to tylko dla mnie? Wypchaj się z tym! - Rzucił i złapał za klamkę, w celu wyjścia.
 - To chyba jasne, że chciałem Cię zobaczyć! Po co innego bym się fatygował lata, by zaplanować to wszystko? Nawet nie wiesz, ile musiałem się naprosić!
 - Prosić? Ciekawe o co i kogo?!  Mamusi?! A nie, przepraszam, mamę też olałeś! - Wyrzucił mu w twarz. Nie żałował żadnego ze swoich słów, dopóki nie spojrzał w jego oczy. W oczy, w których widać było tylko ból.
 - Ja... - Zaczął Itachi, schylając głowę. - Przepraszam. Czy mogę Ci to wszystko wytłumaczyć?
Sasuke dotknął jego dłoni, po chwili chwytając ją w lekki uścisk. Czy tak powinno to wszystko wyglądać? Czy to jest te marzenie, o które tyle walczyli?
W odpowiedzi Itachi dostał jedynie lekki uścisk. Znów mógł się do niego przytulić. Znów był małym, nieporadnym chłopcem, patrzącym w lustro na przeciwko schodów.

W następnej części większość pytań z poprzednich rozdziałów się wyjaśni. Do stycznia, ziomeczki i przepraszam za błędy.

PS. Co myślicie o stworzeniu fanpaga dla bloga? Myślę o tym od dość dawna, a ostatnio jedna blogerka, którą straszliwie kocham, tak zrobiła... Może to dobry pomysł?

REKLAMA
pain-in-my-life.blog.onet.pl
Cudowny blog yaoi NaruSasu, polecam wszystkim. Tak długiego i zajebistego opka jeszcze nie widziałam!

3 komentarze:

  1. Powiem Ci, ze zastanawiam się coraz bardziej jak to się rozwinie, wszystko puki co jest okryte tajemnicą, i tak na prawdę nie można się niczego spodziewać, lubię takie akcje. ^^
    Zastanawiam się co Itachi ukrywa przez Sasu, i mam nadzieję ze dowiem się tego jak najszybciej, bo jednak jestem niecierpliwa. :3
    Czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  2. No i pozostawiam kolejny, dłuższy komentarz. Wybacz, SasuNaru baardzo żadko czytam, bo go nie cierpię. Ten paring mnie obrzydza, bo wtedy Itaś zostaje sam... aż mi smutno. No więc, Naruto może mieć każdego innego, a Sasuke już najbardziej pasuje do Itachiego, bo między nimi jest magiczna więź. Co do rozdziału. Jest zajebisty. Czytając za pierwszym razem też mi się ta zabawa w mafię nie podobała, ale teraz czytając po raz kolejny wydaje się to całkiem spoko, ale niepokój nadal pozostaje.

    OdpowiedzUsuń