poniedziałek, 24 marca 2014

Dzieci Podziemia 2

No hej... Tak, wiem, zasługuję na karę. Wybaczcie, ludki, ale na prawdę cierpię na brak weny, czasu i wszystkiego, co jest potrzebne do pisania. Mam nadzieję, że zapoznaliście się z treścią informacji dodanej przeze mnie ostatnio. Było tam zawarte kilka ważnych lub mniej ważnych wiadomości. Jeżeli tego nie zrobiliście, proponuję nadrobić tę zaległość.
No, aby juz nie przedłużać. W notce znajdzie się kilka błędów, które mam nadzieje, że mi wybaczycie. Następną notkę postaram się dodać jak najszybciej. No i aby zniwelować chociaż troszkę Wasz niedosyt, ten post jest dłuższy c:





Biegł, wyczuwając przed sobą ciepłe oznaki życia. Słyszał już bicie serca, czuł puls...
Na polanę, przez którą bezszelestnie przemieszczały się dwie postacie, wbiegła spłoszona sarna. Wystraszona skręciła nagle w lewo, uciekając przed potencjalnym zagrożeniem, jednak żadna z postaci nie ruszyła za nią. Jej serce biło szybko i kusząco, jednak nie warto było marnować sił na ściganie czegoś, co nie zaspokoi głodu.
Biegli dalej, w końcu dostrzegając obiekt swojego poszukiwania. Większy z mężczyzn skręcił w lewo, przyśpieszając gwałtownie tak bardzo, że drugi zdołał zauważyć jedynie nikłe ruchy gałęzi spowodowane przez pędzące ciało.
Nie był w stanie go dogonić, jednak nie o to teraz chodziło. Musieli się rozdzielić. Szybszy okrąża ofiarę i atakuje ją od tyłu, w czasie gdy drugi biegnie wprost na nią i kalkulując informacje, przesyła je drugiemu, równocześnie skupiając na sobie uwagę zwierzęcia.
Tylko nieliczni byli tak przeszkoleni w ataku, jak oni. W sytuacjach, kiedy większość rodu kierowała się instynktem i głodem, oni pomimo przeszywającego bólu i zimna, potrafili trzymać się ścisłej taktyki dopracowywanej miesiącami wspólnych polowań.
Partnerzy.
To słowo dokładnie opisywało braci, teraz usilnie próbujących zrzucić ciężar spoczywający na ich barkach.
Sasuke spojrzał w czarne oczy niedźwiedzia, dostrzegając w nich swoje nikłe odbicie.
Jego ciało szalało od coraz bardziej odczuwalnego bólu, gdy zbliżał się do zwierzęcia. Resztki krwi płynące w jego żyłach powoli obezwładniały poszczególne części zimnego ciała. Nie mógł, nie chciał, nie potrafił się zatrzymać.
W chwili w której powinien skoczyć, skręcił gwałtownie, zostawiając zdezorientowanego drapieżnika za sobą. Chwilę później do jego uszu dotarł przeraźliwy ryk. Obiegł zwierzę wokoło, obserwując, jak wspólnik rozdziera skórę na jego plecach. Zatrzymał się tuż przy pysku i patrząc w lśniące, wymalowane bólem ślepia, jednym sprawnym ruchem zmiażdżył mu czaszkę, obserwując jak jego oczy zalewają się krwią.
Następne czynności były tak instynktowne, że nawet nie zdawał sobie sprawy z ich wykonywania. Jego ciało, stopniowo wypełniające się gorącą krwią szalało od ekstazy. Wyczuwał powoli powracający puls w żyłach, przyśpieszone bicie serca i znajomy szum w uszach. Podniósł się i oparł dłonią o pobliskie drzewo. To, jak kręciło mu się w głowie, było nie do pojęcia.
 - Znów przesadziłeś. - usłyszał w głowie cichy szept brata, wyczuwając w nim nutę rozbawienia
Opadł na kolana, trzymając się za brzuch. Czyjeś dłonie odgarnęły mu włosy z twarzy, w chwili gdy jego organizm pozbył się nadmiaru substancji, poprzez wymioty.
Chwilę później było już po wszystkim. Kiedy najgorsze było już za nim, wstał, przyjmując pomocną dłoń roześmianego brata, który wytarł mu z brody i ust ciemną krew.
 - Przestań... - powiedział Sasuke, odsuwając się od niego o krok, kiedy jego język zaczął zlizywać z jego szyi bordową strugę spływającą powoli w dół. Spojrzał mu z wyrzutem w oczy, zaciskając dłonie w pięści.
 - Nie przesadzaj... – westchnął zrezygnowany Itachi, patrząc na niego. To, że go pieści, nie musi od razu oznaczać, że chce czegoś więcej...
Chociaż tak. Chciał.
Bycie jednym z potomków ich rodu nie należało do najłatwiejszych zadań, do których go powołano. Przymus zabijania, by wyzbyć się uporczywego głodu. Przymus dotyku, by dać ulgę ogarniętemu euforią ciału. Z instynktami nie da się walczyć. Jedynie zagłuszyć czymś silniejszym…. Ale czym?
Wiedział dokładnie, co blokowało jego brata. Strach przed ojcem dominował nad prawie że bolesnym pożądaniem. Nie chciał wystawiać go na próbę, jednak nie tylko on panował nad sobą z wielkim trudem. Nie miał bodźca, który w tej chwili mógłby przyćmić podniecenie, które rozrywało jego ciało. Nie bał się ojca. Wiedział, że zdoła obronić brata przed wszystkim, więc o co miałby się martwić?
 - Chodźmy już. - poprosił krótkowłosy, wycierając resztki krwi z bladego policzka.
Spojrzał jeszcze raz na brata, po czym ruszył przodem. Nie musiał mu obnażać swoich myśli, aby Itachi zrozumiał, co kryje się w jego głowie. Jego oczy mówiły wszystko. Odwrócił się i zaczął biec powoli przez las, kierując się w stronę domu.
Już nie swojego.

***

"Stój!"
Itachi prawie zgiął się w pół, kiedy nagle usłyszał myśli Sasuke, przeszywające jego umysł. Zastygł z podniesioną nogą, którą miał postawić na ziemii, wyrzucając sobie, że pomimo tylu lat nadal nie przyzwyczaił się do takich sytuacji.
Cofnął się cicho, spoglądając na brata. Nie wypowiedział ani słowa, widząc jak chłopak przykłada sobie palec wskazujący do ust, czekając na kolejną falę, tym razem z wytłumaczeniem.
 - Ktoś pilnuje domu. - usłyszał. Zamrugał oczami, patrząc na niego niezrozumiale.
 - Kto?
 - Czworo ludzi, na trzech stopniach. Po dwoje z dwóch stron.- wyrecytował w myślach młodszy, przekazując wszystko bratu.
Telepatia? Pośród Dzieci Podziemia nikt nie znał nazw swoich zdolności. Po prostu je miał.

*** 

Każde dziecko z ich rodziny przychodziło na świat z wpisanym w ciało kodem jedności. Były to komórki regulujące prawidłowy rozwój i połączenie ciała z umysłem. Dwa te "składniki", tworzące każdą istotę żywą, nie potrafiły istnieć bez siebie nawzajem, dopóki nie wynaleziono sposobu na zniwelowanie działania kodu.
Wystarczyło pozbawić płodu całej krwi, jeszcze w łonie matki. Potomkowie nie umierają od razu po wykrwawieniu. Jeżeli mają z czego pobierać substancje odżywcze, mogą żyć bez krwi wiele miesięcy, a nawet lat, przypłacając jednak przedłużenie swojego życia okropnym bólem, wyniszczającym organizm od wewnątrz. Ból ten nazywany jest głodem, ponieważ dopiero po częściowym uzupełnieniu żył krwią, wchłaniającą się przez przewód pokarmowy, przestaje być odczuwany.
Pierwszy rytuał odbył się setki lat temu, pozbawiając życia pierwszą poddaną ku temu kobietę- żonę założyciele rodu.
Historia rodu jest długa i zawiła, lecz sama istotę kodu opisać można kilkoma słowami- oddzielenie ciała od umysłu. Tak jak u zwykłych istot dwie te cechy były połączone i zależne od siebie, u nich ciało i umysł rozwijały się samoczynnie. Przez to, każdy bez kodu posiadał zdolność zależną od tego, co rozwinęło się u niego w większym stopniu. U tych, u których bardziej rozwinęło się ciało, mogła to być ogromna siła, umiejętność modulacji głosu, nadnaturalna gibkość czy wzrok, a u tych, u których umysł był mocną stroną- krótkodystansowe przewidywanie przyszłości, rozmowa z duchami, a nawet czytanie w myślach. Wszystko brzmiało pięknie i równie nieprawdopodobnie. Każdy otrzymywał jakiś dar, coś, co pozwalało im przetrwać, zlikwidować głód.
U znacznej większości potomków rozwijało się ciało, umysł zaś przypadał im w mniejszym stopniu. Nie świadczyło to o poziomie sprawności fizycznej czy inteligencji, bo cecha ta nie była zależna od istnienia kodu.
Najmniej liczną grupą były jednak Dzieci, u których rozwijało się i ciało, i dusza.
Jak wielkie szczęście miał klan Uchiha, kiedy okazało się, że Itachi przynależy właśnie do niej…

***

 - Shisui? - zapytał zdziwiony Itachi, patrząc na przyjaciela. Sasuke nie wspominał, że ojciec postawił go na straży, a zdobycie takiej informacji nie było przecież dla niego problemem.
 - Taaa... - westchnął cicho chłopak, siadając na dachu, obrócony plecami do niego. - Mówiłem, abyś dał już sobie i dzieciakowi spokój. Widzisz, co narobiłeś? – powiedział z wyrzutem, mimo to, w jego głosie nie słychać było gniewu.
 - Ty nic nie rozumiesz. - odparł długowłosy, trochę za głośniej niż powinien, od razu poprawiając się i ściszając głos. - Ja go...
 - Tak, wiem. Kochasz go. - rzucił jego rozmówca, wstając. – Ale powiedz szczerze… czy to naprawdę tak wielka miłość? Zobacz, do czego doprowadziłeś. – wyrzucił mu, kręcąc zrezygnowany głową. – Chcesz dla niego takiego życia? Z dala od rodziny, przyjaciół, z dala od bezpieczeństwa? - zapytał, patrząc mu ostro w oczy.
 - On sam wybrał. Wybierał nie raz. Tłumaczyłem mu, ale on za każdym razem wybierał to samo. - odparł długowłosy, nie ukrywając smutku w oczach. - I jest bezpieczny.
 - Z Tobą? A co jak umrzesz? Wróci? Ojciec go zabije, a sam nie da sobie rady! Już na Was polują! - krzyknął, a z koron drzew wyleciały spłoszone wrony.
 - Nie umrę. - powiedział pewnie Itachi. - I mów ciszej, bo Ci z dołu...
 - Teraz Cię to obchodzi? Teraz, kiedy podpisałeś na was wyrok? – jego głos był przepełniony bólem, tak jak oczy, które zawsze patrzyły na niego z troską. Nawet teraz nie uległo to zmianie.
 - Ty też byłeś zakochany. Powinieneś wiedzieć, co to znaczy. - powiedział długowłosy, odwracając twarz w lewo.
 - Tak. Byłem. - przytaknął Shisui, a w jego głosie czuć było gorycz.- I sam widzisz, jak skończyłem.
Nastała długa cisza, krępująca myśli i gesty. Żaden z nich nie patrzył na siebie, nie potrafiąc znieść swojego wzajemnego, obciążającego wzroku.
 - Idź już. Twój ojciec zaraz wróci.
 - Nie mam ojca. – Itachi znów na niego spojrzał, twardo i pewnie, jednak po chwili jego rysy złagodniały. Podszedł do przyjaciela i przytulił go mocno.
 - Dziękuję. - powiedział jeszcze, zanim skoczył w ciemność.
 - Nie ma za co. - szepnął już sam do siebie Shisui, patrząc z przestrachem na księżycowy sierp oświetlający niebo. - Od tego są przyjaciele.

4 komentarze:

  1. Szczerze.... to gdy przeczytałam pierwsze słowo notki " biegnął " to odechciało mi sie dalej czytać ...nie rozumiem, jak można popełniać aż takie błędy -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twoją krytykę, ponieważ po przeczytaniu Twojego komentarza sama miałam o sobie równie pozywne i bardzo pochebne zdanie. Błąd już poprawiłam, dając sobie kopa w dupę za to, że czytając ten wpis miliard razy nie zwróciłam uwagi na pierwsze słowo. Bardzo dziękuję, ale ja mam dla Ciebie także jedną radę. Jeżeli kogoś krytykujesz, to sama też się do tego stosuj, bo niestety Twój komentarz ocieka hipokryzją :)
      Pozdrawiam gorąco,
      Rena~

      Usuń
  2. Pf, anonim się wielki znalazł znawca. Nie przejmuj się, ja nawet nigdy nie zauważam żadnych błędów u Ciebie, bo sama robię ich zdecydowanie sto razy więcej. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze ciąg dalszy tego opowiadania, bo bardzo przypadło mi do gustu szczerze powiedziawszy, po raz pierwszy spotykam się z opowiadaniem które nie dotyczy świata naruto, lub czasów teraźniejszych dlatego bardzo, ale to bardzo mi się podoba. No więc... uznanie dla Ciebie i kontynuuj to, bo warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    mam nadzieję, że sobie poradzą, choć boli mnie to, że ojciec ich wyrzucił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń