piątek, 12 grudnia 2014

18. Obietnica

Cześć...  Wszystkim...  *Chowa się za telefonem*
Nie krzyczcie, proszę. Wiem, że znowu zawaliłam. Moja wina. W sumie to nie moja, ale moja.
Zepsuł mi się laptop i nadal go nie mam i... No i nie miałam na czym pisać. Wiem, że obiecałam go na trzy tygodnie wcześniej, ale siła wyższa. Ostatecznie wkurwiłam się cholernie i napisałam go na komórce. A raczej przepisałam, bo był w większości gotowy już od dawna. Liczę na wybaczenie przez fakt iż się tak poświęciłam ;-;
Z tego miejsca chciałabym podziękować Wam za taki odzew pod poprzednim postem i na fanpagu. Widzę same nowe twarze (czyt. Nowe podpisy), co mnie bardzo cieszy, chociaż szkoda trochę, że nie komentuje już prawie nikt, kto czytał wcześniej. No trudno. Pisać będę nadal.
Jeżeli blog się Wam podoba, zachęcam kliknąć tu obok, w niebieskie okienko 'dołącz do tej witryny', aby być na bieżąco.
Proszę tylko, nie jęczcie, że rozdział krótki... Naprawdę się starałam i jest średniej długości, tego mi nie zarzucicie ;-;
Zgodnie z obietnicą 'coś' zaczęło się dziać. A mówiąc 'coś' mam na myśli coś między Uchihami.
No dobra, koniec ogłoszeń parafialnych. Zapraszam do czytania~



- Na lotnisko. - Powiedział, wsiadając do pierwszej lepszej taksówki stojącej na ulicy.
- Które? - Zapytał facet w czarnej, zamszowej czapce narzuconą na łysiejącą głowę. Znudzony żuł gumę, co obrzydziło Sasuke na tyle, aby pomyśleć o ucieczce z samochodu. Wiedział jednak, że nie ma na to czasu.
- Na... - I tu pojawiał się problem. Na które lotnisko? W Tokio było ich kilka, a Itachi nic nie sprecyzował. - Zachodnie.
Przez głowę przeleciały mu sceny sprzed dwunastu lat... Oby to lotnisko tym razem przyniosło mu większe szczęście, niż wtedy.
Taksówka ruszyła powoli w stronę celu, wydając przy tym dźwięk, jakby miała za chwilę stanąć w miejscu. Sasuke nerwowo spoglądał na zegarek, prawie wyczuwając jak szybko czas przelatuje mu przez palce.
Ósma dwadzieścia dwa.
Ósma dwadzieścia sześć.
Ósma trzydzieści.
Ósma trzydzieści trzy.
- Nie można szybciej? - Zapytał sfrustrowany, wbijając wzrok w czerwone światło przed samochodem, jakby chciał rozwalić je laserowym spojrzeniem. Niestety, nic takiego się nie stało.
- Nie wpłynę na ruch uliczny, kochasiu. Wszyscy teraz jadą do pracy. - Rzucił kierowca, posyłając mu w lusterku obleśny uśmiech żółtych zębów, po chwili wracając jednak do żucia miętowej gumy, której mdły zapach rozchodził się po samochodzie wraz z odorem benzyny i przepoconych ciuchów.
Sasuke poczuł nagły skręt w żołądku. Nie wiedział do końca czy z obrzydzenia, czy nerwów. Najpewniej z obu powodów.
Westchnął zrezygnowany i położył głowę na kolanach, przykrywając ją rękoma.
Skręcało go w środku, a ręce pociły się, mimo iż jego ciało zdawało się być nienaturalnie lodowate.
- Co taki struty? - Usłyszał nagle i uniósł głowę, patrząc na kierowcę. Zwierzanie się podstarzałemu dziadydze było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, jednak doszedł do wniosku, że co mu szkodzi? I tak zapewne nigdy więcej go nie spotka, a nawet jeśli, nie będą się pamiętać. W Tokio jest tyle taksówek, że przez kwartał mógłby jeździć na wykłady i wracać z nich, za każdym razem inną.
- Mój brat wylatuje. Nie wiem kiedy znów go zobaczę, co gorsza dopiero co go znalazłem po dwunastu latach... W sumie to on mnie znalazł. - Poprawił się. - Nawet nie wiem czy jadę na dobre lotnisko.
Nie lubił narzekać, ani opowiadać o swoich problemach, jednak musiał przyznać, że poczuł coś w rodzaju ulgi, a serce przestało bić tak szybko, że zagłuszało nawet szum silnika.
Zapaliło się zielone światło i taksówka ruszyła.
W oddali widoczna była już wieża lotniska, jednak i tak od celu dzieliło ich jeszcze dobrych kilka minut drogi. Sasuke wbił w nią wzrok, bojąc się spojrzeć na zegarek.
- Nie poleci.
Sasuke zamrugał zdziwiony oczami, przypominając sobie o istnieniu dziadka.
- Co?
- Stawiam pół wypłaty na to, że nie poleci. - Opowiedział taksówkarz, patrząc się na Sasuke jak na idiotę.
- Skąd ta pewność?  - Zapytał, nie potrafiąc znaleźć sensownych argumentów na te stwierdzenie. Wydawało się to dla niego skrajnie niemożliwe.
- Bo nawet taki skurwiel jak ja, poczekałby na brata, którego szukał dwanaście lat.
Na ustach Sasuke pojawiło się coś na kształt zadowolonego uśmiechu. Musiał przyznać, że te słowa... Mimo iż całkowicie bezsensowne, podniosły go na duchu. Zamilkł, rozważając je po cichu.
Czy Itachi zrobi to dla niego? Pokręcił głową. Nie...To nie było możliwe. Poleci, na pewno... Bardziej obstawiałby przy tym, że znów coś wymyśli. Podobnym do niego było mieć jakiś plan, którego nie wyjawiłby nikomu, dopóki by się nie udał. Tylko że co mógłby zrobić na lotnisku? Wywołać burzę i opóźnić lot?
Taksówka zatrzymała się na parkingu przed lotniskiem.
- Leć. - Głos mężczyzny wyrwał go z transu.
Nie trzeba mu było powtarzać drugi raz. Zostawiwszy na siedzeniu kilka banknotów, wyleciał z samochodu i pognał w stronę budynku. Usłyszał za sobą cichy śmiech i charkot zapalanego silnika, a w głowie kotłowała mu się jedna myśl: ''Nie mam czasu."
Wielki zegar nad głównym wejściem wskazywał ósmą czterdzieści dziewięć.
***
Siedział w sali odlotów, czekając na swój samolot. Zbliżała się dziewiąta, jednak nigdzie w pobliżu nie dostrzegał Sasuke.
Naprawdę był tak mocno oburzony, aby się nie odezwać, nie pożegnać? Uśmiechnął się pod nosem i omiótł wzrokiem wyludniającą się salę. Przyjdzie. Był tego całkowicie pewny.
- Przepraszam, która godzina?
Itachi przeniósł wzrok swoich czarnych oczu na stojącą przed nim kobietę. Długie nogi podkreślały obcisłe jeansy i buty na wysokim obcasie, a delikatny makijaż znakomicie współgrał z ciemno brązowymi, kręconymi włosami i różowawą skórą. Typowa Europejka.
- Pięć po dziewiątej. - Odpowiedział bez zbytniej grzeczności, ani też braku szacunku. Ot, zwykła wymiana zdań zwykłych ludzi.
Dziewczyna pokiwała głową i odeszła, stukając obcasami po śliskiej podłodze. Pomyślał tylko: "Cud, że jeszcze się nie wyłożyła.", kiedy jego oczy natrafiły na siedzącą nieopodal postać, trzymającą twarz w dłoniach. Wyglądała jakby płakała, jednak Itachi doskonale wiedział, że po jej policzkach nie spływają łzy.
Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, kiedy staną tuż przed chłopakiem.
- Pan kogoś szuka?
Sasuke podniósł głowę, dając tym samym Itachiemu doskonały wgląd w swoje zszokowane oczy, w których tak jak podejrzewał, nie błyszczała ani jedna łza.
- Itachi...
- Oto jestem. - Zaśmiał się, unosząc dłoń, aby dotknąć jego włosów, jak małemu dziecku, jednak przypomniawszy sobie jego reakcje w wyniku takich gestów, zrezygnował i z powrotem opuścił rękę.
- Co Ty tu robisz?  - Usłyszał, kiedy Sasuke w końcu doszedł do siebie. Teraz młodszy stał przed nim, z uniesioną głową, nadal patrząc mu w oczy. Co w nich widział? Zapewne idealne odbicie swoich własnych.
- Tak to się wita z bratem? - Zapytał się z rozbawieniem w głosie, nie mogąc powstrzymać się od tej reakcji. Z tą miną Sasuke tak strasznie przypominał teraz małe, niewtajemniczone w jakąś poważną sprawę dziecko, które usilnie stara się wszystko zrozumieć. Strasznie przypominał mu teraz dzieciństwo... Pamiętał dokładnie ten wyraz twarzy. Co do tego jego brat nie zmienił się w ogóle.
- Nie... Nie o to mi chodziło... Nie poleciałeś?  - Zapytał Sasuke, siadając z powrotem na plastikowym, niebieskim krześle, które skrzypnęło pod nim tajemniczo.
- Cóż... Chciałem dać Ci jeszcze odrobinę czasu... Tak naprawdę samolot mam za pół godziny. - Wytłumaczył, wskazując ręką na elektryczną tablicę, z zapisanymi wszystkimi odlotami.
- Tak myślałem... Zawsze wybiegasz w przyszłość.
Itachi pokiwał tylko głową, przytakując. Z natury był ostrożnym człowiekiem... A jego profesja nauczyła go tej ostrożności jeszcze bardziej.
- Skąd wiedziałeś, które lotnisko? - Zapytał starszy, siadając obok brata. Był nienaturalnie wyluzowany, a przynajmniej takie robił wrażenie.
- Nie wiedziałem. Przecież mi nie powiedziałeś. - Sasuke pokręcił głową.
- Więc jak tu trafiłeś?
- Pomyślałem, że dam temu miejscu jeszcze jedną szansę.
Tym razem to usta Sasuke wygięły się w uśmiechu.
- I jak?
- Chyba dobrze.
Siedzieli chwilę w ciszy, która przytłaczała coraz bardziej. Ucieszył się, że została przerwana.
- Kiedy wrócisz?
Itachi spodziewał się tego pytania, jednak nie sądził, że będą towarzyszyć temu takie emocje. Jego głos drżał od napięcia. Gdyby Sasuke nie siedział odwrócony do niego plecami i mógłby spojrzeć w jego oczy, był pewny, że zobaczyłby w nich coś na kształt niepewności... A może i smutku? Były to jednak tylko spekulacje.
- Nie wiem. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. - Postaram się jak najszybciej.
Zdawał sobie sprawę, że nie była to zadowalająca odpowiedź, jednak nie miał zamiaru go okłamywać.
- A chociaż w przybliżeniu?
- Może dwa miesiące... Do pół roku.
Itachi dokładnie obserwował jego reakcje. Sasuke zacisnął mocno pięści, obracając się momentalnie w jego stronę. W jego oczach błyszczało niedowierzanie.
- Pół roku?...
- W najgorszym przypadku. - Dodał szybko, doskonale rozumiejąc jego dezorientację. Te "pół roku"  brzmiało gorzej niż wyrok. - Postaram się przylecieć jak najszybciej. Nie martw się.
Mimo wszystko, strach w głosie brata podobał się mu, cieszył jego uszy niczym słodkie słowa z ust kochanka. Było to egoistyczne, ale nie potrafił się z tego nie cieszyć. Czy nie o to chodziło mu cały ten czas, od kiedy znów są razem? Aby Sasuke zaczęło zależeć na nim i na jego obecności?
- Mało pocieszające. - Powiedział Sasuke, a smutek w jego głosie w ciągu chwili zbił się w bryłę zimnego lodu.
- Pan Uchiha będzie tęsknić? - Zapytał ze śmiechem, chcąc lekko rozluźnić napięcie w powietrzu.
- Może i tak. W końcu jesteś moim bratem. Wkurwiającym, ale zawsze. - Sasuke odgryzł się tym samym.
Obaj zaśmiali się cicho, jakby niepewnie, jeszcze nie do końca przyzwyczajeni do nowych sytuacji i swojej obecności.
- A może Ty przylecisz do mnie? - Zaproponował nagle Itachi, przyglądając się mu uważnie. Był świadomy tego, że Sasuke nie chce mieć z tym wszystkim zbyt wiele wspólnego, ba, sam wolał, aby jego brat siedział tutaj i jak najmniej udzielał się w Akatsuki. Mimo wszystko jednak, chciał go zobaczyć trochę szybciej niż za te dwa cholerne miesiące.
- Kiedy?
- Kiedy tylko będziesz miał wolne. Za tydzień, dwa, miesiąc.
Zapadła chwila ciszy. Ten jeden raz Itachi nie tracił nadziei- on po prostu jej nie miał. Nie wiedział, jaka będzie jego odpowiedź, nie zgadywał, nie liczył, nie obstawiał. Czuł, że Sasuke się waha i jak normalnie, zrobiłby wszystko aby jego odpowiedź była twierdząca, tak teraz wszystko postanowił zostawić jemu. Dlaczego? To dziwne... Ale chciał po prostu, aby dokonał swojego własnego i dobrego wyboru, nawet przy tak błahej sprawie.
- Pasażerowie lotu 216, Tokio-Londyn, proszeni są udać się do sali odlotów. Powtarzam, pasażerowie lotu... - Z głośników popłynął czysty, kobiecy głos w kilku językach. Większość z nich Itachi potrafił zrozumieć bez problemu: japoński, angielski, francuski, rosyjski, niemiecki.
Itachi podniósł się z krzesła i chwycił w dłoń uchwyt małej, czarnej walizki na kółkach.
- Zadzwoń, kiedy się zdecydujesz. - Powiedział z uśmiechem, czekając aż i ten wstanie, aby móc się z nim pożegnać.
- Przylecę. Za dwa tygodnie mam sesję. Potem mogę przylecieć.
Zdziwiła go pewność w jego głosie, jednak uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, ukazując swoją radość. Pokiwał głową.
- Kiedy dolecisz...
- Dam znać, że wszystko w porządku, tato. - Przerwał mu Itachi, śmiejąc się pod nosem.
Stali tak przez chwilę. Długowłosy myślał, jak ma się pożegna z bratem, jednak żaden sensowny pomysł nie wpadał mu do głowy- najchętniej nie żegnałby się w ogóle.
- No... To idź, bo Ci samolot ucieknie. - Powiedział w końcu Sasuke. Itachi spojrzał mu w oczy. Za każdy razem gdy to robił, miał wrażenie, że patrzy w lustro, albo w taflę idealnie czystej wody nie zmąconej żadnym ruchem. Nie mógł się od nich oderwać, odwrócić wzroku, ani nawet mrugnąć, bojąc się, że zaraz znikną.
Pokiwał głową i nachylił się, składając na jego ustach krótki pocałunek. Znów się zdziwił, nie wyczuwając żadnego oporu, dreszczu, ani zszokowanego ruchu. Zamiast tego zastał miękkość jego uległych warg i spokojne spojrzenie.
- Pocałunek na "do widzenia"? - Zapytał Sasuke, patrząc mu w oczy, jakby właśnie co najwyżej uścisnęli sobie dłonie.
- Nie. - Starszy pokręcił głową. - Obietnica następnego spotkania.
Na ustach Sasuke przemknął cień uśmiechu, kiedy odwrócił się i zostawił go samego, oddalając się powoli w kierunku wyjścia. Itachi przymknął na chwilę oczy, po czym ruszył w stronę samolotu.
Nie musieli się żegnać. Przecież jeszcze się zobaczą.
Pozdrawiam,
~ Rena

4 komentarze:

  1. Spoko. Może i jestem nowa z komentowaniem u Ciebie, ale w końcu nie mam zamiaru opuszczać tego bloga z komentarzami. Wiem jak bardzo są pomocne podczas braków weny lub w trudnych sytuacjach. A teraz przygotuj się kobieto, bo rozwalę Cię moim długim komentarzem. Mimo iż ten rozdział podobał mi się w cholerę, to najpierw sprawię Ci kazanie, że do końca życia zapamiętasz *^*... ygh. Ile no można trzymać mnie w niepewności ? No ile cholerwa ? Ja już kurde myślałam, że porzucisz tego bloga, jak często robią bloggerzy, a tu nagle post po niemal że pięciu tygodniach nadwyrężania mojej wytrzymałości nerwowej. Kiedy to codziennie sprawdzam czy niema nowego postu i przez cały czas klnę pod nosem za czas oczekiwania, jednak dalej czekam jak głupia.... < wdech, wydech > Przepraszam, ale musiałam to z siebie wyrzucić bo mi na tym blogu zależy. Dobra, a teraz przyznam Ci plusy : jestem pod wrażeniem, że udało Ci się nawet dość długi post jak na telefonie napisać. Ja bym zapewne tylko do połowy, albo i mniej wytrzymała. Przede wszystkim jednak mam nadzieję, że teraz post będzie wcześniej. Aby rozdział 19 pojawił się przed świętami... błagam o to. Mogłabym również prosić o one shota świątecznego z moim ukochanym ItaSasu, ale nie śmiem Cię o to prosić skoro już poprosiłam o rozdział. Jednak myślę, że było by to na prawdę zarąbiste i poprawiło by mój zapał do świąt i pisania. XDD Co do posta, to jak zawsze był zarąbisty i uznaję obietnicę za zaliczoną, bo zaczęło się coś dziać. Kiedy przeczytałam o ich pocałunku... złość mi przeszła T^T jezuz. Płaczę i chodzę aby się uspokoić. Nie dość że mam niedobór i znów będę czekała jak głupia, to ten rozdział jest zajebisty. I ten taksówkarz był ciekawy i Itaś jest po prostu... awww.. uwielbiam jak opisujesz Itachiego. To jest po prostu niezwykłe. To, że Sasuke nie wyszedł u Ciebie na wstydliwą i niepewną ,,dziewczynę" również jest po prostu zarąbiste. Ja Ci dziękuję dziewczyno, że ty tak idealnie opisujesz te dwójkę. Brak mi słów w ogóle. Pierwszy raz się z takim czymś spotykam i z pewnością ten post jest wart tak długiego komentarza i poświęcenia mojego czasu który powinien być przeznaczony na pisanie, świąteczne przygotowania i naukę do poprawek. XDD Czuj się zaszczycona. Jak zawsze czekam na ciąg dalszy... ~ Weny życzę i błagam na klęczkach o kolejnego posta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie rozdział :D *szaleje z radości*
    Niedawno dopiero odkryłam Twojego bloga i wciąż nadrabiam resztę historii ale z tym jestem już na bieżąco i po prostu mój zachwyt nim jest ogromny! Jedno z lepszych ItaSasu jakie było dane mi czytać :D Świetny klimat opka i ładnie prowadzone charaktery postaci :) Przyjemnie się czyta i ja nie mam nic do zarzucenia od siebie :D Łaaa jaka ja byłam ciekawa czy Sasu zdąży na czas... Świetnie rozegrałaś ten moment, całkowicie nieprzewidywalne i co bardzo mi się spodobało bez zbędnych lukrów, co urealniło bardzo sytuacje :) Cierpię teraz, że się rozstali i mam nadzieje, że szybko znów się spotkają :D
    Cudownie piszesz!

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze - chciałbym Cię przeprosić. A za co? Za to, że nie komentowałem. Wybaczysz mi? Próbowałem, ale mój telefon to... mogę używać przekleństw? Albo lepiej nie, bo jak ja wiązankę puszczę... Tak, zdecydowanie nie. A więc, przepraszam ;.; Obiecuję poprawę.
    Opowiadanie mnie cholernie zaciekawiło, a shoty zachwyciły. Szczególnie w ten, w którym Sasuke miał białaczkę, a Łasic próbował popełnić samobójstwo.
    Podziwiam Cię za cierpliwość. Że też chciało Ci się męczyć z telefonem dla nas. *klasku, klask* Dziękuję, choć ja mógłbym poczekać nawet pół roku na kolejny post xd
    Neh, moja niewyżyta natura dalej nie zaspokojona. Ale był już pocałunek (a może był już wcześniej?), więc jeszcze trochę, a zacznie się dziać między nimi więcej. Spodobała mi się postać taksówkarza. Taki dobry wujek xd
    Widzę, że robisz z Łasica genialnego człowieka - angielski, japoński, francuski, niemiecki, rosyjski. Umieć francuski - no po prostu awykonalne marzenie. Nie na moja głowę ten język.
    Ale wracając do rozdziału - cholera, poczułem te wszystkie emocje Saska. W ogóle ten rozdział był mi okropnie bliski. I to czekanie po pół roku na kogoś... Uch, okropne uczucie. Nie dziwię się, że Sasacz zdecydował się polecieć do Londynu.
    A teraz ogólnie o opku - jedno z najlepszych ItaSasu, jakie miałem okazję czytać. Lekko się czyta i jak zaczniesz, to nie możesz skończyć. No czego chcieć więcej?
    Wybacz za krótki komentarz, ale nie potrafię się rozpisać. Uwierz mi, że chciałbym, ale nie potrafię. W zamian za to obiecuję komentować każdą notkę.
    Życzę Ci weny, czasu, naprawy laptopa, wesołych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku!
    A teraz - pozwolisz na spam? Chciałbym zaprosić Cię na mojego bloga http://yaoi-stories-by-ayo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ajajajajjaj, bosze, aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że jak najszybciej bracia się spotkają i serio coś między nimi zaiskrzy. Te powiązania z mafią Itachiego jedynie mnie martwią....brrr. Ale pisz dalej, pragnę wspomnieć, że przeczytałam wszystko co opublikowałaś tu na blogu. Szkoda, że dodajesz tak rzadko :C No, ale cóż... zwykle tak się dzieje, więc przywykłam. Będę wpadać.

    Weronika.

    OdpowiedzUsuń