Wróciłam. Córa marnotrawna. Ubiczujcie.
Straciłam cały zapał do yaoi, jednak moja kochana grupka skanlatorska doskonale sobie radzi z przywracaniem mi weny; nie wspomnę, że 90% członków nienawidzi yaoi, 5% ma na to wyjebane, a kolejne pięć, w tym ja, całkiem je lubi. Cóż.
Hehe, trochę się naczekaliście, jednak mam nadzieję, że będzie się to dla Was całkiem opłacać.
Stąd chciałabym także podziękować Sasu Itanie za życzenia urodzinowe (pomijając fakt, że było to 93 dni temu). Kochana jesteś. Przykro mi trochę, że tak Ci się odpłaciłam, ale cóż... Wyszło jak wyszło. Może teraz będzie lepiej :)
Co tam jeszcze chciałam napisać... Ah, tak. W lipcu stuknęła druga rocznica bloga, jednak tym razem daruję sobie podsumowanie. Sam fakt, że utrzymałam się tu 2 lata (no, z przerwami, ale zawsze coś), jest dla mnie sporym osiągnięciem.
Hmmm... To zostawiam Was z rozdziałem. Nie za bardzo wiedziałam jak go nazwać. Jak macie lepsze pomysły, piszcie śmiało.
Polecam sobie włączyć to->Fantastic Baby lub to -> Bang Bang Bang. Koreański Gej Pop. Nie, żeby było klimatyczne, ale głównie przy tym pisałam. Jakoś ostatnio to najbardziej motywujące piosenki, na jakie wpadłam. A może raczej- najbardziej przywracające do życia. Muszę je sobie ściągnąć na przerwy między jutrzejszymi próbnymi maturami.
Pozdrawiam.
Te słowa nie wywołały w nim szoku. Wręcz przeciwnie, przyjął je bardzo spokojnie, jakby słyszał je od kilku lat, w tej samej sytuacji i bardziej regularnie niż codzienna kąpiel. Wbił wzrok z drogę przed sobą. Przez parę dobrych minut między nimi nie padło żadne słowo, gest ani wyraz dźwiękonaśladowczy, który mógłby określić emocje któregokolwiek z braci. Milczenie i cisza panująca w samochodzie wyrażała dużo więcej niż regułki na prawa Newtona.
- Zatrzymaj się. – rozkazał Sasuke swoim zwykłym tonem, nie sprzyjającym żadnych nadzwyczajnych wydarzeń, pozytywnych czy negatywnych. Przynajmniej tyle Itachi mógł wnosić po tym, czego nauczył się przez ten czas o swoim młodszym bracie. – Duszno mi.
Samochód zatrzymał się na poboczu. Kiedy tylko hamulec został przyciśnięty do deski, drzwi otworzyły się i chłopak wystawił już nogi poza pojazd, nie czekając, aż ten do końca się zatrzyma. Czuł, że musiał wyjść. Wyjść i iść, daleko, jak najdalej. Płuca paliły jak wtedy, kiedy nawdychał się zbyt dużo dymu z pożaru ich domu kilka lat temu. Nic się nie stało, a mimo to od tamtej pory unikał ognia. Wolał nawet grzać wodę w czajniku elektrycznym, niż na kuchence, a obiad jakoś tak lepiej smakował, kiedy wsadzał go po prostu do mikrofalówki.
Odetchnął głęboko i oparł się o auto, zamykając oczy. Usłyszał otwierane drzwi samochodu, jednak brak drugiego podobnego odgłosu uświadomił go w fakcie, że nie zostały one zamknięte. W uszach zabrzmiał mu szelest trawy uginającej się pod stopami długowłosego. Kiedy ucichł, nie musiał otwierać oczu, aby wiedzieć, że stoi on tuż przed nim. Później ciche pstryknięcie krzemienia w zapalniczce i gryzący zapach nikotyny. Zapalił papierosa. Skrzywił usta, jednak nadal się nie poruszył. Wsłuchiwanie się w te wszystkie dźwięki uspokajało go, zapominał o wszystkich obrazach, które na co dzień straszyły jego wyobraźnię i stawiały pod znakiem zapytania najbliższą przyszłość. Oczy, wzrok, możliwość oglądania świata- wszystko ulegało degradacji, przestawało się liczyć, wraz z wyostrzeniem się innych zmysłów: węchu, słuchu, dotyku i smaku. Wyczuł na ustach lekkie muśnięcie ciepłych ust, policzki zostały połaskotane przez czarne włosy. Pozwolił wedrzeć się szaremu dymowi wypuszczonemu z usta Itachiego w swoje. Nie musiał otwierać oczu, nie musiał tego widzieć. Wystarczyło mu wszystko inne. Wciągnął powietrze wraz z nikotyną w płuca, napawając się chwilowym uczuciem przyduszenia. Kiedy je wypuszczał, uścisk w płucach już tak nie przeszkadzał. Z każdym kolejnym razem uspokajał się coraz bardziej, a kiedy gorący żar spadł na jego bladą dłoń, otworzył w końcu oczy.
Itachi stał tuż obok, trzymając w ręce dogasającego papierosa, który po chwili wylądował na ziemi. Wzrok jego starszego brata wyrażał wszystko to, co przez te kilka chwil zdążyło nagromadzić się w jego głowie. Poruszył się, jednak zanim zdołał przerwać tę farsę, mocne dłonie mężczyzny powstrzymały go przed zrobieniem jakiegokolwiek innego ruchu. Przecież oboje wiedzieli, jak to się skończy.
Obok nich przemknął samochód, jednak myśli Sasuke nie podążyły za pędzącym pojazdem. Pocałunki brata bezkonkurencyjnie działały na jego zmysły, przez co skupiał się wyłącznie na ciepłych wargach sunących po swojej szyi. Uchylił usta, pozwalając powietrzu opuścić swoje płuca. Papieros sprawił, że obrazy w jego głowie wirowały lekko, tylko wzmagając wszystkie doznania. Uniósł dłonie i złapał jego pachnące dymem włosy, aby przenieść jego usta wyżej, na swoją szczękę; wyżej, na wargi. Nie odepchnął go, kiedy chłodne od wieczornego powietrza dłonie sprawiły, że jego brzuch pokrył się drobną gęsią skórką. Oddawał pocałunek z równą namiętnością, ciągnąc lekko jego kruczoczarne kosmyki.
Czemu pozwalał na to wszystko? Co sprawiało, że nie odpychał go od siebie krzycząc, że to nienormalne? Że nie powinni tego robić? Czy w ogóle był sens na takie gadki, teraz, po tym wszystkim? Westchnął cicho, czując jak brat dopycha w jego stronę biodra.
Zwierzęta. Przypominali zwierzęta. Z tą różnicą, że zwierzęta nie miały telefonów, które dzwonią w nieodpowiednich momentach. Westchnął głucho, kiedy Itachi wyjął drżące dłonie spod jego ubrania. Jego oddech był nierówny, a ciało widocznie spięte. Sasuke odepchnął brata nieco od siebie, biorąc w płuca duży haust powietrza, którego mu brakowało. Przez chwilę stali tak zdezorientowani, patrząc na siebie, dopóki starszy z braci nie przypomniał sobie o nadal dzwoniącym telefonie. Wyjął go z kieszeni i od niechcenia nacisnął zielony przycisk.
- No?
- Zamiast mizdrzyć się ze swoim braciszkiem, mógłbyś zacząć wracać. Chyba nie muszę Ci przypominać, że… - rozmowa została zakończona równie gwałtownie, jak się rozpoczęła. Itachi rozłączył się, wsuwając telefon z powrotem do kieszeni swoich spodni.
Głośnik nastawiony był na tyle głośno, by stojący naprzeciw niego Sasuke mógł usłyszeć jadowite słowa i irytujący głos, który rozpoznałby nawet na końcu świata. Deidara.
Bez słowa wszedł do auta i zatrzasnął za sobą drzwi. Nie mógł się doczekać, aż w końcu znów będą w domu. Jak na jeden dzień... Nawet dla niego było to trochę powyżej przeciętnej rocznej normy nowych wrażeń.
Zazwyczaj to on był panem sytuacji i nie zważając już na fakt, że był podległy od jakiegoś czasu co najmniej dwóm osobom, była to dla niego stosunkowo świeża sytuacja; do Akatsuki należał dopiero kilka tygodni. Jednak jak się zastanowić... Parę razy prawie stracił życie, a mimo to nadal nie potrafił żałować, że się tu znalazł. Coś w tym musiało być.
- Przepraszam, że tak wyszło. Musisz przywyknąć.
Szczerze, nie do końca wiedział, o co dokładnie mu chodziło. O morderczą podróż przez pół Anglii, handel dzieciakami czy prawie-stosunek przerwany? Najbardziej możliwe, że za to wszystko na raz. Cóż.
- Jedź już po prostu. - westchnął, opierając się wygodnie o fotel i odchylając głowę do góry. Miał doskonały widok na szary sufit samochodu, pokryty czymś w rodzaju flauszu lub innego materiału. Był w końcu aktorem, a nie krawcem. Nie znał się na tkaninach, mimo to mógł się szczycić faktem, że zna słowo, którego nie słyszało nigdy około 65% męskiej populacji. "Flausz"? A co to? Pewnie coś z damskiej kosmetyczki. Ewentualnie materiał do produkcji tamponów.
Kiedy ruszyli, pozwolił sobie zapaść w krótki sen, a przynajmniej takie miał wrażenie. Ostatnio coraz ciężej było mu odróżnić sny od jawy, nie biorąc już nawet pod uwagę faktu, że dwa razy w miesiącu zmieniał strefę czasową na trzy, góra cztery dni, o siedem godzin.
poniedziałek, 23 listopada 2015
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Shine. Bynajmniej nie Szajni.
Wypaliłam się.
Przepraszam.
Obiecuję, wrócę.
Nie zostawię Was na zawsze.
Przepraszam.
Obiecuję, wrócę.
Nie zostawię Was na zawsze.
wtorek, 5 maja 2015
22. Titanic.
No, coś ostatnio ucichliście... Dzielnie walczyliście o trzeci rozdział Dzieci Podziemia, a pod nim tak cicho... Statystyki też mnie przerażają. Zazwyczaj po 50, czasami 100 odwiedzin dziennie, a teraz... 16? Nie no, serio?
Pisać i tak będę, nawet, jak mnie olejecie, ale trochę mi przykro.
Może nie podoba Wam się mój styl, przebieg wydarzeń, może nie opisuję tego zbyt ciekawie, albo wstawiam za rzadko, ale nic na to nie poradzę. Staram się. Już nawet przestałam starać się dla własnej przyjemności, robię to dla Was. A słyszę ciszę...
Blaszane drzwi zamknęły się z hukiem, zabierając tym samym
chłopcom dopływ słonecznego światła. Nic, łącznie z ich zrozpaczonym wzrokiem,
przepełnionym ostatnimi podrygami bezsensownej nadziei, nie było w stanie
wpłynąć na jego decyzję, którą podjął wychodząc z samochodu. Miał cel- cel, do
którego musiał utorować sobie drogę mimo wszystko. Może i nie był przykładnym
czarnym charakterem, i nie przychodziło mu to z nadzwyczajną łatwością, jednak
od czego w końcu są studia aktorskie? Jakoś musiał sobie radzić.
Podszedł
do czarnego auta ulokowanego w pobliżu hangaru i oparł się o niego plecami,
wsuwając dłonie w kieszenie szarej, ocieplanej bluzy, równocześnie starając się
zachować jak największą odległość od stojącego obok Nagato, który nie poruszył
się nawet o milimetr, nie obrzucił go nawet najbardziej jadowitym spojrzeniem,
ani nie wymówił w jego stronę żadnego kąśliwego słowa. Nie, żeby napawało go to
przejmującym smutkiem- wolał ograniczać kontakty z rudym do minimum.
Przebywanie w jego obecności i tak mocno wykraczało poza wytyczoną granicę.
Po
kilku minutach, wydawać by się mogło, bezcelowego czekania, na wyjeżdżony plac
przed blaszakiem podjechało niskie, srebrne BMW z przyciemnianymi szybami i
równie niskim pasażerem w środku. Mężczyzna miał na sobie czarny garnitur z
mankietami wystającymi na idealne trzy centymetry, ciemne okulary
przeciwsłoneczne przysłaniające oczy i wypastowane , lakierowane pantofle,
lśniące prawie tak mocno jak zęby ukazane w gwiazdorskim uśmiechu. Wyglądał
całkowicie niegroźnie i bezbronnie, dopóki po obu jego stronach nie stanęło
dwóch, wielkich jak amerykańskie sekwoje ochroniarzy.
- Gdzie mój towar,
Nagato?
Sasuke przygryzł nerwowo bladą wargę, wbijając zimny wzrok w
gacha, chcąc zabić go za te słowa samym tylko spojrzeniem. W odpowiedzi dostał
jednak jeszcze bardziej sztuczny uśmiech, co szybko wyprowadziłoby go z
równowagi, gdyby nie obraz, który cisnął mu się przed oczy. Już jakiś czas temu
zrozumiał, po co jest ta cała szopka i jak zakończy się ta opowieść, mimo to,
taki zwrot w stronę ludzi napawał go obrzydzeniem. Przez jego głowę szybko
przemknęła myśl, że jedyne, co w tym gościu nie jest zepsute, to uśmiech-
chociaż powątpiewał, by proste i olśniewająco białe zęby u czterdziestoletniego
faceta, jarającego zapewne cygaro za cygarem, bo papierosy to przecież nie ta
klasa, były naturalne.
Rudowłosy
uniósł w jego stronę rękę, podając mu dwa długie pasy czarnego płótna. Złapał
je, posyłając mu przy tym pytające spojrzenie, jednak w odpowiedzi nie dostał
nawet skinienie głową. Z westchnieniem rezygnacji cisnącym się na usta, ruszył z
powrotem w kierunku blaszanego budynku za nimi. Otworzywszy drzwi ponownie wpuścił
do środka odrobinę światła, które padło na blade ze strachu twarze obu braci.
- Co my ci zrobiliśmy?
– zapytał jeden z nich, ten, który obejmował, a nie był obejmowany. Jego mina
upewniła Sasuke w fakcie, że był doskonale zorientowany w sytuacji, jednak
okłamywał nawet samego siebie dla dobra trzymanego w ramionach brata, który
miał wrażenie- zemdleje na jego oczach.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, podchodząc do nich
powoli. Stanął naprzeciw i na chwilę spojrzał w dwie, jasnozielone pary identycznych
oczu, doszukując się w nich jakiejkolwiek różnicy. I znalazł. Lewe oko bardziej
wygadanego chłopaka miało lekko opadającą powiekę, przez co wydawało się, że
jest bardziej smutne od prawego. Powstrzymał mimowolny uśmiech, bo w tej
sytuacji był on co najmniej niepożądany.
Próba
ciągnięcia jakiejkolwiek rozmowy była bezsensowna, więc nie odpowiadał na żadne
pytania, które padały z ust rudych bliźniąt. Nie mógł ich pocieszyć, zapewnić o
bezpieczeństwie czy nawet wyjaśnić całej tej farsy, o której sam mógł snuć
tylko bardziej lub mniej trafne domysły. Nie mógł też ich uratować, choć gdyby
miał taką możliwość, wypuściłby ich bez mrugnięcia okiem.
Żaden z chłopców nie stawiał
oporu. Czy byli już pogodzeni z tym, co ich czeka? Czy można pogodzić się z czymś,
o czym nie ma się żadnego pojęcia? Powoli zaczynał rozumieć zachowanie i zakazy
Itachiego… Wiedza o nich, ich imiona, historia i przyszłość… Gdyby dowiedział
się tego wszystkiego, gdyby pozwolił im zawładnąć swoimi uczuciami,
współczuciem i litością… Możliwość wypełnienia tego zadania spadłaby
drastycznie aż do samego zera. Czy gdyby wiedział dokładnie, co się z nimi
stanie, potrafiłby respektować i mieć na uwadze tylko i wyłącznie swój cel i
swoją przyszłość?
- Proszę. Daj nam
chociaż chwilę. – tuż przy wejściu rodzeństwo zatrzymało się, patrząc na niego
swoimi szczenięcymi oczyma, które zdążył znienawidzić. Zieleń jarzyła się
dodatkowym, powoli dogasającym ogniem nadziei, przez co jego serce zmiękło i
skinął głową z rezygnacją. Musi być twardszy… Ale dlaczego miałby się nie
zgodzić? Nawet skazańcom pozwalają wypowiedzieć swoje ostatnie słowa przed
egzekucją. Odsunął się kilka kroków i oparł o zimną ścianę, starając się nie
przysłuchiwać rozmowie, co w idealnej ciszy panującej w ogromnym pomieszczeniu
było co najmniej trudne.
- Lillay… - imię
bardziej wystraszonego z braci rozbrzmiało w jego uszach echem. Mimo usilnych
prób, nie udało mu się wyrzucić go z pamięci. – Przepraszam. Obiecuję, jakoś
nas z tego wyciągnę, nie bój się…
Czarnowłosy obrócił na chwilę głowę, skuszony ciekawością, i
spojrzał na braci. Stali bardzo blisko siebie… stanowczo za blisko. Jeżeli
miałby powody do analizowania tej sytuacji, mógłby pokusić się o stwierdzenie,
że łączą ich nie tylko więzy krwi, jednak takowych powodów nie miał, więc nie
przywiązał do tej myśli większej wagi.
Nie musiał być detektywem, aby orientować się w odległościach świadczących o
relacjach między ludźmi, ale w tej
sytuacji… Po wszystkich wydarzeniach z ostatnich dni jego mózg był skłonny do
tego typu podejrzeń, z resztą, czy w sytuacji, w której znaleźli się bracia,
myśli się o takich szczegółach jak odstęp co najmniej trzydzieści centymetrów?
Z rozmyśleń wyrwał go widok, który zwykłego człowieka
przyprawiłby o mieszane, a może i nawet negatywne uczucia, na nim jednak nie
zrobił większego wrażenia. Obserwował krótki, jednak pełen emocji pocałunek,
który nie był w żadnym wypadku jednym z tych podniecających, ani chociaż
zapierających dech w piersiach. Nie było w nim pożądania, drżeń ciał, ognia, ani
nic, co mogło by wywołać cokolwiek więcej niż chwilową przerwę w dostarczaniu
tlenu do płuc. Zamiast tego w krótkim przejawie uczuć między dwojgiem ludzi
dostrzec można było przeraźliwy strach, istotę czystej rozpaczy, przeczucie
rychłej rozłąki i próbę wzajemnego,
bezsensownego pocieszenia. Zabolało… Zabolało go coś w środku, pod żebrami, w
okolicach lewego płuca. Co by się stało, gdyby teraz oni, on i Itachi zostali
postawieni w takiej sytuacji?
Przecież doskonale o
tym wiedział. Doskonale wiedział, jak to smakuje, jak boli, jak krzywdzi.
Przeżył to… Przeżył to i wiedział, że nie może popełnić żadnego błędu.
- Musimy już iść. –
powiedział nagle, podchodząc do nich. Odsunęli się od siebie, nie puszczając
jednak swoich rąk. Nie rozdzielał ich. Zawiązał im oczy i bez zbędnych słów
wyprowadził na zewnątrz, pozwalając na to, aby w ich identyczne ciała wbiły się
ostre sople czterech spojrzeń. Dał radę. Tylko to teraz się liczyło. Bez
głębszych rozmyślań prowadził ich w stronę rudowłosego mężczyzny, którego twarz
po raz pierwszy, odkąd dzisiaj ją ujrzał, wyrażała jakieś emocje-
zniecierpliwienie. Świadczyła o tym mała zmarszczka między brwiami, którą
dostrzegł już z daleka.
- Ty też kochasz.
Nie wiedział dlaczego te słowa zrobiły na nim takie
wrażenie. Zatrzymał się nagle i obejrzał do tyłu, jakby chciał sprawdzić, czy
zamknął drzwi wychodząc z domu. Domu jednak nie zobaczył; jedyne, co napotkał
jego wzrok do dwie głowy z przewiązanymi oczami czarną szmatą. Milcząc ruszył
znów w przód, czując na sobie ponaglające spojrzenie rudowłosego,
znienawidzonego mężczyzny.
Kocha…
Kiedy ostatni raz szczerze wypowiedział te słowa, nie żałując później tego, co
zrobił? Odpowiedź była tak oczywista, że nie musiał nawet nad nią myśleć.
Dwanaście lat temu. Ale teraz… Czy mógł
mówić o kochaniu? Tęsknił, pragnął, cierpiał i pożądał… Nigdy nie powiązałby
tych uczuć z miłością. Nigdy nawet nie myślał o nich w tej samej kategorii, co
o niej, a może i w ogóle nigdy o niej nie myślał. Dopiero teraz, w chwili,
kiedy ktoś powiedział to za niego, kiedy usłyszał ten wyrok z innych ust…
Nie odpowiedział.
- Zaprowadź ich do
niego. – Nagato po raz pierwszy tego dnia cokolwiek do niego wyrzekł. Dopiero
jego działający na nerwy głos zdołał oderwać go od natłoku myśli. – Zanim
oddasz, masz wziąć kasę. – z jego ust nie padło ani jedno słowo więcej i wcale
nie zbierało się na to, aby miało to ulec zmianie, więc młody Uchiha wedle
polecenia skierował się w stronę srebrnego samochodu.
Ochroniarze podeszli bliżej, jednak on zatrzymał się i
zmierzył ich wzrokiem, tym samym, jakim góra lodowa patrzyła na RMS Titanic w
1912 roku. Czyż nie piękne porównanie? Teraz to on ma być tą górą, która zatopi
nadzieję ludzi na jakąkolwiek przyszłość. Dwojga ludzi. Bliźniąt. Kochanków.
Czyż to nie romantyczne?
- Najpierw kasa.
Nie chciał wyciągać spod bluzy pistoletu, jednak stojąc tak
przed dwoma wielkimi kupami kamiennych mięśni miał ochotę po prostu spierdolić.
Nie uśmiechało mu się być uderzonym choć raz przez któregokolwiek z nich;
straciłby Wedy zęby szybciej, niż przesylabizował by słowo „nie”. Ku jego uldze
jednak jeden goryl poruszył się nie po to, aby pozbawić go uzębienia, a
wyciągnąć w jego stronę czarną, skórzaną walizkę. Nie musiał jej otwierać, aby wiedzieć, co
znajduje się w środku. I nie był pewny, czy chciał wiedzieć, w jakiej ilości to
coś jest tam złożone.
Wyciągnął dłoń i złapał ją, ważąc
w ręku. Była ciężka, choć zdawało mu się, że więcej waży ona sama wraz ze
stalowymi zasuwami na szyfr, niż nic nie warty papier znajdujący się w środku.
Chociaż… Czy taki nic nie warty? W końcu właśnie ten papier został wymieniony
za wolność dwóch rudych dzieciaków mdlejących z nerwów tuż za nim. Bał się
odwrócić. Nie miał po prostu, do cholery, odwagi, aby na niech spojrzeć. Nawet
jeżeli potrafią zrozumieć jego decyzję, jego brak serca i jakiejkolwiek
wrażliwości, nigdy nie będą w stanie pojąć, dlaczego właśnie oni musieli się tu
znaleźć. I nigdy nie będą w stanie wybaczyć, nie ważne, jak długo jeszcze będą
żyć. Nie chciał już o tym myśleć. Wystarczyło mu, że mimo czarnego materiału
przesłaniającego im oczy, czuł na sobie ich wzrok.
Spojrzał nienawistnie na obu
facetów, po czym skinął głową. Obie góry ruszyły się, przechodząc za niego. Nie
miał sił, aby spojrzeć za siebie i zobaczyć, co stało się z bliźniakami. Kiedy
przechodzili obok, prowadzeni przez ochroniarzy kolesia w eleganckim
garniturku, przymknął oczy i obrócił się, po czym ruszył w stronę Nagato. Był
już, kurwa, zmęczony
***
- Sasuke…
Uciszyła go dłoń uniesiona w
górę w geście zamilczenia, pod groźbą strzelenia w pysk.
Rozumiał.
Nie odpalał silnika, czekając na
kolejną reakcję. Krzyk? Płacz? Wściekłość? Nie sądził. Sasuke był na tyle
chłodnym człowiekiem, że nawet najcięższe uczucia zdawały się z wielkim trudem
wstępować na idealnie wyrzeźbioną twarz. Nie takiego go zapamiętał, jednak ten
czas, w którym było mu dane poznać go na nowo, był wystarczający, aby doszedł do
tak oczywistych wniosków.
Nie ruszał się, domyślając się,
że jakikolwiek gwałtowny ruch morze wywołać szybkie odtrącenie ze strony brata.
Przecież nie chciał, aby się przed nim zamknął. Znaczy, zamknął jeszcze
bardziej, niż zdołał to zrobić dotychczas.
Z samochodu mógł dostrzec wszystko, co działo się
na placu i choć nie miał podsłuchu, aby
móc także słyszeć wszystkie słowa, był pewny, że między nimi- Sasuke i dwójką
rodzeństwa- padły słowa, które nie powinny paść. Nie licząc już faktu, że
między nimi nie powinny paść żadne słowa.
Po kilku długich chwilach
bezczynnego czekania, kiedy ostatni samochód opuścił już teren transakcji,
włożył w końcu kluczyki do stacyjki. Czekanie nie miało większego sensu.
Rozmowa nie miała go tym bardziej, plus dodatkowo mogła wnieść niepożądane
skutki. Jakikolwiek dotyk czy próba okazania czułości mogły się skończyć
rozlewem krwi lub izolacją. Nie chciał pogarszać sytuacji. Teraz Sasuke chociaż
bez słowa siedział obok i nie próbował uciec, zwalać na niego winy za całe zło
na pieprzonym świecie i…
- Jak Ty to robisz?
Pierwsze słowa padły wraz z
pierwszymi dźwiękami włączanego silnika. Szybciej, niż mógł się spodziewać.
- Tak samo jak Ty. – wzruszył ramionami,
cofając. Lewa ręka zadrżała lekko, przez co prawie otarł się o drzewo. Przeklął
cicho i zawrócił, wjeżdżając z powrotem na leśną dróżkę. Spodziewał się tego
pytania… W sumie nie było nic nadzwyczajnego w tym, że padło jako pierwsze; że
w ogóle padło. Każdy normalny człowiek o zdrowych zmysłach, ludzkim rozsądku i
z odrobiną uczuć zapytałby na jego miejscu o to samo: „Dlaczego robisz tak
okropne rzeczy? Kim jesteś, do cholery, że stać cię na zrobienie takiego
świństwa?”.
- A skąd niby wiesz, jak ja to zrobiłem? – szyderczy ton brata
przepełniony gadzim jadem spływał po jego sercu jak słodycz. Potrzebował tego.
Po tym wszystkim co zrobił, po całym świństwie, w którym staplał tylu ludzi,
potrzebował słów nagany. Uświadomienia, jakim jest zerem. Jakim zerem stał się
po to, by móc jeszcze choć raz się z nim spotkać. I jak wielką świnią jest, że
z tego powodu zmusił go do zostania taką samą świnią jak on.
- To chyba oczywiste. – zaśmiał się, nie za
bardzo wiedząc, skąd brał siły na śmiech w tej sytuacji. Był większym zerem niż
myślał… ale to nie przeszkadzało mu w dalszym pragnieniu szczęścia. – Zrobiłeś
to, bo nie chciałeś znów mnie stracić. – powiedział, uśmiechając się do siebie
kretyńsko. Wypowiedzenie tych narcystycznych słów sprawiało mu nieludzką
rozkosz. – A ja robiłem to przez pięć lat, aby Cię odzyskać.
środa, 1 kwietnia 2015
Dzieci Podziemia 3
No siema!
Ej, nie opuściłam Was nawet na miesiąc, co się pieklicie... Przecież napisałam, że post się niedługo pojawi. Miał być w następnym miesiącu, jednak nie wyrobiłam się z nauką, a na weekend nie miałam laptopa, a ten tydzień... Chciałam choć trochę odpocząć, chyba czasem mogę, nie? :D
Zgodnie z komentarzami, napisałam trzecią część Dzieci Podziemia. Idą mi oni dość opornie, ponieważ muszę wymyślać wszystko na nowo (o poprzednim pomyśle zapomniałam, z resztą to co pamiętam mi się nie podoba), ale że na blogu pojawiał się już opis tego opowiadania, to staram się je do niego dostosowywać.
Tak w ogóle, przeczytałam drugi rozdział i... Nie. Muszę go poprawić, pierwszy z resztą też, bo tego się nie da ich czytać. Nie napiszę więcej rozdziałów DP, dopóki tego nie poprawię, więc jeżeli chcecie go szybko przeczytać, mobilizujcie mnie pod postem :p
No i ten... Jak ktoś obchodzi święta, a większość ludziów je obchodzi, chociaż ich nie obchodzą, to wesołego jajka itp, nie chce mi się rozpisywać, bo co roku i tak się pisze to samo, a Wy wiecie przecież, że ja Wam życzę dobrze niezależnie od tego, czy jest to Wielkanoc, Święto Zmarłych, czy piątek trzynastego.
Pozdrawiam!
Ej, nie opuściłam Was nawet na miesiąc, co się pieklicie... Przecież napisałam, że post się niedługo pojawi. Miał być w następnym miesiącu, jednak nie wyrobiłam się z nauką, a na weekend nie miałam laptopa, a ten tydzień... Chciałam choć trochę odpocząć, chyba czasem mogę, nie? :D
Zgodnie z komentarzami, napisałam trzecią część Dzieci Podziemia. Idą mi oni dość opornie, ponieważ muszę wymyślać wszystko na nowo (o poprzednim pomyśle zapomniałam, z resztą to co pamiętam mi się nie podoba), ale że na blogu pojawiał się już opis tego opowiadania, to staram się je do niego dostosowywać.
Tak w ogóle, przeczytałam drugi rozdział i... Nie. Muszę go poprawić, pierwszy z resztą też, bo tego się nie da ich czytać. Nie napiszę więcej rozdziałów DP, dopóki tego nie poprawię, więc jeżeli chcecie go szybko przeczytać, mobilizujcie mnie pod postem :p
No i ten... Jak ktoś obchodzi święta, a większość ludziów je obchodzi, chociaż ich nie obchodzą, to wesołego jajka itp, nie chce mi się rozpisywać, bo co roku i tak się pisze to samo, a Wy wiecie przecież, że ja Wam życzę dobrze niezależnie od tego, czy jest to Wielkanoc, Święto Zmarłych, czy piątek trzynastego.
Pozdrawiam!
Był
głodny.
Sasuke opadł na trawę, przyglądając się jeszcze jasnemu
niebu, mimo iż było późne popołudnie. Białe chmury powoli przemierzały błękit,
jakby uciekając przed tym, co ich goniło. Prawie tak, jak oni… Z jego ust
wyrwało się ciche westchnienie.
Chciał porozmawiać z Itachim, chociażby przez chwilę
usłyszeć jego spokojny głos, jednak doskonale wiedział, że teraz było to
niemożliwe. Nie przez fakt, że dzieliły ich kilometry, to był akurat
najmniejszy z problemów. Nie powinien mu po prostu teraz przeszkadzać. Chwila
nieuwagi mogłaby kosztować ich naprawdę wiele nieszczęścia, a tego mają
przecież już w nadmiarze. Jedyne, co by zdziałał, to rozproszył jego uwagę, a
na to nie mogli sobie pozwolić.
Szum
liści dochodził do jego uszu sprawiając, że kiedy tylko przymykał oczy czuł się
tak, jakby nadal był w domu. Ciepło parującej ziemi na ciele, rażące promienie
słońca, które gdzie-niegdzie przedzierało się przez baldachim liści i gałęzi,
to wszystko przypominało mu szczęśliwe, spokojne życie z daleka od problemów, w
domu. A jednak… Okazało się, że jest ktoś, dla którego be trudu opuścił tę
idyllę- jego brat.
Dopiero po jakimś czasie, którego już nie liczył, zrozumiał,
że las stał się nienaturalnie cichy. Ptaki przestały śpiewać, owady bzyczeć, a
z daleka nie dochodziło już echo stukania w drzewa przez dzięcioła. Jedynie
liście szumiały nadal, chociaż i one zdawały się cichnąć, jakby w obawie przez
czymś…
Przez ich szmer przedarł się nagle świst, przypominający
wsysanie powietrza . Czarnowłosy otworzył szybko oczy i usiadł na trawie, czujnie
nasłuchując, jednak dźwięk nie powtórzył się już ani razu. Nigdy nie słyszał
niczego podobnego, a życie nauczyło go, że do nowych i niepewnych rzeczy należy
podchodzić z dystansem, zachowując podejrzliwość, więc i tym razem tak
postąpił.
Przygotowany na wszystko podniósł się powoli z trawy, na
której zaczęła się już zbierać wieczorna rosa i ruszył w kierunku szuwar, cały
czas będąc przy nadziei, że ujrzy tam jednak jakieś spłoszone zwierzę.
Niestety, za ścianą zieleni nie było niczego. Fakt, że nie było tam nic, na co
mógłby zwalić winę za ten dźwięk, wcale nie przyprawiał go o radość- wręcz
przeciwnie. Spowodowało to jedynie jeszcze większy niepokój.
Zapuszczał się coraz głębiej, przechodząc między krzakami,
jednak jedyne, co dzięki temu zyskał, to poczucie śledzącego go wzroku.
Przykucnął, szykując się do skoku, nie miał jednak pojęcia, w którą stronę
przypuścić atak, więc zrezygnował z tego pomysłu równie szybko, co na niego
wpadł. Mimo to był święcie przekonany, że ktoś go obserwował. Co do tego nigdy
się nie mylił.
Zawarczał głośno, ciągle usilnie próbując wyczuć
czyjąkolwiek obecność, zobaczyć ruch gałęzi lub usłyszeć trzask łamanej
gałązki, jednak nic takiego nie następowało. Dosłownie tak, jakby ktoś po
prostu…
Poderwał wzrok w górę i wzdrygnął się ze strachu, widząc na
pomarańczowym już niebie białą, mglistą poświatę księżyca.
***
Mikoto odchrząknęła cicho,
zastanawiając się, jak może zacząć swoją opowieść. Poprawiła koc, który okrywał
dwoje małych dzieci, siedzących na jej kolanach, wygładziła go, po czym
przymknęła oczy. Postanowiła zacząć w ten sam sposób, w który zawsze zaczynała
jej matka i który pamiętała z dzieciństwa. Nie sądziła, że może istnieć
jakikolwiek lepszy.
- Wieki, wieki temu,
kiedy nasze plemię dopiero powoli zaczynało się układać w wielką rodzinę,
rozgorzał bunt. Konflikt toczył się między dwoma grupami: tych, którzy uważali
ludzi za zwierzęta i tych, którzy nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego. Nie
minęło wiele czasu, jak zostaliśmy przez to zdemaskowani. Ludzie ginęli, a
strach powodował, że zapuszczali się coraz głębiej w nasze piękne lasy i
poznawali coraz więcej naszych sekretów. Wszystkie tajemnice powoli wychodziły
na jaw, odkrywając nas coraz bardziej ludzkim oczom. Wybicie wszystkich opozycjonistów,
którzy niedoceniali zwykłych ludzi nie przyniosło żadnych skutków. Zostaliśmy
zdemaskowani, a dodatkowo nazwali bratobójcami.
Gdyby nie to, nadal żylibyśmy w naszym słodkim raju, upijając się
szczęściem, jak nasi przodkowie. Sami byliśmy sobie winni. – mówiąc to, z jej
ust wydobyło się ciche westchnienie, jakby wspominała tamte czasy. Prawda jednak
była taka, że nawet jej pra-pra-prababka nie znała tamtego okresu. Wszystkie
wiadomości trwały w ich pamięci opowiadane z pokolenia na pokolenie, od
najbardziej zamierzchłych czasów. Mimo to, tęsknota za tym, czego nigdy nie
było dane jej poznać i pragnienie spokojnego życia nadal tliły się delikatnie w
jej sercu. – To my pierwsi zaatakowaliśmy ludzi, chcąc więcej, niż było nam to
potrzebne. Nie można podzielić nas na dobrych i złych. Wszyscy mamy taki sam
udział w tej zbrodni, jak i zesłanej karze. To my zasialiśmy strach w ich
sercach, my, nasze plemię, więc i my musimy teraz nieść ten ciężar.
Po świecie zaczęły krążyć plotki
o potworach, istotach wychodzących prosto z piekła, siejących zniszczenie,
śmierć i ból. Zaczęto utożsamiać nas z cierpieniem i wszystkimi nieszczęściami,
jakie spotykały ludzkość. Byliśmy sprawcami wojen, epidemii, a najgorszych
złoczyńców palono na stosach, wmawiając ludom, że są jednymi z nas, żyjącymi w
ukryciu. Wołano na nas Dzieci Podziemia.
Sasuke poruszył się niespokojnie
na jej kolanach, jak zawsze, kiedy dochodziło do tego momentu w historii. Jak
na swoje pięć lat był bardzo wątłym chłopcem, choć jego aż nadto rozwinięty
intelekt, tak jak jego brata, był dumą całej rodziny. Nadal mimo wszystko był
jedynie pięcioletnim dzieckiem, które nie do końca potrafiło rozumieć
okropności tej opowieści. Itachi natomiast zawsze słuchał uważnie i zdawał się
rozumieć każde wypowiadane przez nią słowo, choć był jedynie o połowę starszy
od najmłodszego z ich dzieci. Od zawsze był… Inny. Oboje byli. Mimo dumy którą
czuła, jej matczyne serce i tak krwawiło. Taki ciężar, ciężar zbyt szybkiej
dorosłości, która jest im pisana, nie był szczęśliwy dla nikogo.
- Niedługo później
ludzie odkryli naszą kolejną, tym razem najważniejszą tajemnicę. Dowiedzieli
się, jak nas pokonać. – kontynuowała - Bo jedyną rzeczą, która kiedykolwiek
mogła i może nam zaszkodzić, jest blask księżyca. Od tamtej pory przestaliśmy
być bezpieczni. Jedynie w dzień mogliśmy bez obaw się poruszać, bo ludzie w
walce nie mieli z nami żadnych szans.
Mijały lata, coraz bardziej
spokojne, jednak tylko nieliczni z nas podejrzewali, że jest to cisza przed
prawdziwą burzą. Ludzie odkryli melodię księżyca, pieśń, która naginała światło
do ich woli. Mogli je formować, wydłużać
promienie, a nawet oplatać nim broń, dzięki czemu stali się prawie
równymi nam wojownikami. A może raczej: myśliwymi. Najmniejsza ilość nocnego
światła potrafi każdego z nas pozbawić zmysłów, a w końcu zabić. Powala nawet
najsilniejszych, nie patrząc na nic, jak czarna śmierć. Żaden z nas nie potrafi
się tego ustrzec.
Zamknęła oczy, aby usunąć spod powiek obraz prześladujący ją
od najmłodszych lat. Obraz umierającego na niej ojca, który ochronił ją własnym
ciałem przed śmiertelnym blaskiem. Obraz martwego ciała taty, pod którym
przysięgła mu spełnić całą noc, aż do samego rana.
- Na dzisiaj to
koniec, dzieci. Itachi, zabierz brata do łóżka. – powiedziała, wymuszając na
ustach uśmiech. Starszy syn skinął głową, posłusznie biorąc młodszego za rękę i
prowadząc do pokoju. Patrząc na nich, z jej oczu spłynęło kilka łez. Teraz
rozumiała, dlaczego jej ojciec to zrobił, mimo iż nigdy nie okazywał jej
nadmiernej miłości. Dla nich- dla tych dwóch małych urwisów- zrobiłaby o samo.
***
Sasuke odgarnął ze swojej twarzy
długie włosy brata, które wsuwały mu się do ust, kiedy próbował złapać oddech
między kolejnymi jękami. Spojrzał na niego z miłością, na jego czerwone usta wygięte
w uśmiechu ekstazy, na lśniące czernią oczy i połyskujące w świetle
zachodzącego słońca drobinki krwi na jego policzkach i szyi. Kiedy wrócił po
polowaniu… Był najszczęśliwszy na świecie. Zawsze, kiedy go widział, był
najszczęśliwszy, jednak kiedy widział go bezpiecznego po tak długiej rozłące,
jego szczęście nie miało już granic. Reszta potoczyła się szybko…
Trawa i ostre kamienie polany wbijały się w miękką skórę
pleców, jednak nie czuł żadnego bólu. Odnalazł po omacku jego usta i wpił się w
nie wygłodniale, jak głodne zwierze. Biorąc pod uwagę ich naturę, niewiele się
od nich różnili, jednak raczej nikomu to nie przeszkadzało. Co za zbieg
okoliczności. Kto by pomyślał. Kiedyś toczyły się spory nad decyzją o
zwierzęcej naturze ludzi, a teraz taki bezwartościowy śmieć jak on doszedł do
wniosku, że to właśnie oni są zwierzętami. W tej chwili obaj nie tylko
zachowywali się jak zwierzęta- byli tak samo jak one ofiarami, czekającymi na
myśliwych. Polował na nich każdy. Jedynymi osobami, które nie patrzyły na nich
oczami łowców, byli oni sami.
Ciepła ręka przysłoniła mu usta, powstrzymując od głośnego
krzyku, kiedy ciało spięło się w największej przyjemności. W chwili, gdy poczuł
w sobie gęste spełnienie brata, po jego ciele przeszła cudowna fala uniesienia.
- Kochanie… Sasuke.
Dziękuję. – usłyszał tuż przy uchu, wyczuwając na nim gorące powietrze z
szybkiego oddechu.
Za każdym razem, kiedy to robili, czuł przerażenie na myśl o
ogromnej sile tego doznania. Przestawał myśleć nad czymkolwiek innym, jego umysł
wypełniały jedynie te cudowne chwile, które spędzał tuż pod nim lub na nim.
Jednak mimo strachu, jakim go to napawało, uwielbiał te uczucie. Uwielbiał
trwać w jego nagich, silnych ramionach, uwielbiał być przygniatany słodkim
ciężarem jego ciała i zalewany niespotykaną przyjemnością, którą mógł go
obdarzyć tylko on. Itachi.
Położył się wygodnie na plecach, nie otworzywszy oczu i nie
wypowiedziawszy ani słowa. Czy był sens? To, co właśnie się stało, wyrażało
więcej, niż wszystkie słowa, które kiedykolwiek wypowiedzieli.
Kiedy uchylił w końcu powieki i usiadł na trawie, rozbudzony
chłodem wieczoru, niebo było już całkowicie ciemne, a daleko, daleko na
wschodniej jego części, świecił księżyc, niekiedy przedzierając się swoim
blaskiem przez liście drzew poruszane wiatrem.
- Chodźmy. Musimy
sobie znaleźć coś na noc. – powiedział, wstając z ziemi i szybko nakładając na
siebie ubrania, lekko zwilżone nocną rosą. Miał złe przeczucia. Nie powinni
spędzać tyle czasu, odsłonięci na wszystko i wszystkich, w samym środku lasu.
Takie zachowanie było co najmniej nieodpowiedzialne i nierozsądne.
- Spokojnie. Panuję
nad wszystkim. – odparł długowłosy na jego słowa, widząc niepokój w czarnych
oczach . Nałożył bez pośpiechu ubrania i przeczesał palcami grzywkę, która
opadła mu na oczy.
Sasuke podszedł bliżej, dotykając gołej skóry brata, która
prześwitywała przez rozszarpaną dziurę w rękawie koszuli. Popatrzył mu w oczy,
marszcząc brwi.
- Nie mówiłeś nic, że
się zraniłeś. – zbeształ go.
Mimo iż w tym miejscy skóra nie była nawet zaczerwieniona,
doskonale wiedział, że jeszcze kilka godzin temu świeciła tu, sądząc po fakcie,
jak poszarpana była koszula w tym miejscu, dość głęboka rana. Ich organizmy
regenerowały się bardzo szybko, szczególnie, jeżeli rana powstała w trakcie lub
tuż po polowaniu.
- Nie martw się,
kochanie… to nieistotne. – Itachi pokręcił głową, głaszcząc go po bladym
policzku. – Spójrz, już nawet nie ma śladu.
Sasuke westchnął i chwycił jego dłoń, prowadząc go w
kierunku zachodu, jak najdalej od blasku bijącego z nieba.
poniedziałek, 16 marca 2015
21. Bliźniaki.
Hej, hej, hej!
Dawno mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Tak, opieprzałam się przez ten czas, jeżeli chodzi o bloga, jednak miałam tyle roboty, że jedyne, w co chciałam włożyć ręce to kwas. Szkoła mnie dobija, ale postaram się to bardziej opanować. Muszę. Musicie we mnie uwierzyć i mnie trochę zmotywować, bo nie chcę się poddać, a czasem jestem bliska.Ale w końcu się udało. Usiadłam, napisałam, miało być dłuższe, ale stwierdziłam, że koniec w tym momencie będzie odpowiedni. Rozdział jest i tak rekordowo długi, ma równo 5 stron A4, a to według standardów tego bloga jest sporo, o ile nie najwięcej, ile dotychczas było.
Już nie ględząc, wstawiam Wam opko, tylko jeszcze mam jednego interesa... Napiszcie mi proszę czy wolicie, aby następnie ukazał się kolejny rozdział zapomnianego już opowiadania "Dzieci Podziemia", czy wolicie 22 częś "Kwiatów...", bo nie wiem, nad czym teraz myśleć.
Zachęcam też do klikania w link podany na końcu, aby być na bieżąco.
Pozdrawiam, mam nadzieję, że zobaczymy się za niedługo!
Dawno mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Tak, opieprzałam się przez ten czas, jeżeli chodzi o bloga, jednak miałam tyle roboty, że jedyne, w co chciałam włożyć ręce to kwas. Szkoła mnie dobija, ale postaram się to bardziej opanować. Muszę. Musicie we mnie uwierzyć i mnie trochę zmotywować, bo nie chcę się poddać, a czasem jestem bliska.Ale w końcu się udało. Usiadłam, napisałam, miało być dłuższe, ale stwierdziłam, że koniec w tym momencie będzie odpowiedni. Rozdział jest i tak rekordowo długi, ma równo 5 stron A4, a to według standardów tego bloga jest sporo, o ile nie najwięcej, ile dotychczas było.
Już nie ględząc, wstawiam Wam opko, tylko jeszcze mam jednego interesa... Napiszcie mi proszę czy wolicie, aby następnie ukazał się kolejny rozdział zapomnianego już opowiadania "Dzieci Podziemia", czy wolicie 22 częś "Kwiatów...", bo nie wiem, nad czym teraz myśleć.
Zachęcam też do klikania w link podany na końcu, aby być na bieżąco.
Pozdrawiam, mam nadzieję, że zobaczymy się za niedługo!
Czuł się cholernie dziwnie, śpiąc
samotnie na łóżku.
Tak, wygonił go na podłogę. W sumie, Itachi sam tam poszedł
spać, a on po prostu mu w tym nie przeszkodził, mimo iż teraz czuł się co
najmniej jak dzikus. Niby po tym co się między nimi wydarzyło, po całym dniu,
który spędzili głównie na rozmowie i pocałunkach, nie powinien mieć żadnych
obiekcji do spędzenia wspólnie nocy. Z resztą nikt przecież nie powiedział, że
spanie w jednym łóżku musi kończyć się koniecznie na jednym, jednak warto
dmuchać na zimne, nie? Nic im nie zaszkodzi.
Ranek był dość ciężki. Spał
krótko i pomimo iż wygodnie, obudził go okropny ból głowy. Z jękiem podniósł
się z łóżka i spojrzał na siedzącego w fotelu brata, który przyglądał mu się z
wkurwiającym uśmiechem.
- Daj mi dragi na
łeb. – rzucił, mrużąc przy tym oczy. Światło słoneczne było równie wkurwiające
co ten bezczelny uśmiech, chociaż w tym momencie to ono było problemem numer
jeden. – I zasłoń te cholerne rolety, jest wschód słońca, szósta rano…
Człowieku… - westchnął, spoglądając na zegarek elektroniczny, stojący na szafce
nocnej, po czym z powrotem opadł na poduszki. Rzadko się budził o tej godzinie,
nawet kiedy miał wcześnie wykłady. Zebranie się do szkoły zazwyczaj zajmowało
mu dziesięć minut, więc po co skracać swojemu ukochanemu organizmowi czas
regeneracji?
- I dobrze. Wstawaj,
dzisiaj wielki dzień. – powiedział starszy z braci, podnosząc się z fotela i
podchodząc do jednej z szafek. – Ibuprofen, Paracetamol, Morfina?
- Wszystko naraz. –
odpowiedział Sasuke, przyglądając się mu z konsternacją i łapiąc rzucony w jego
stronę listek tabletek. Mimo wszystko, postanowił poczekać z pytaniami do
czasu, aż nafaszeruje się chemią. Wziął ubrania i poszedł do łazienki aby się
ubrać i popić tabletki kranówą, bo właśnie dotarło do niego, że nawet nie wie,
gdzie jest kuchnia.
Kiedy wrócił, łóżko i materac
były już pościelone, na szafce stał talerz z kanapkami i filiżanka herbaty, nad
którą unosiła się para. Rozejrzał się po pokoju. Długowłosy stał oparty o
parapet, tyłem do niego. Szczerze powiedziawszy, spodobał mu się ten obrazek.
Był spokojny, prosty, jakby przerysowany z jakiegoś realistycznego obrazu,
jednak na swój sposób piękny. Chciał do niego podejść i objąć, jednak Itachi okazał
się być szybszy. Odwrócił się w jego stronę i wbił w niego wzrok. Wzrok,
którego Sasuke znów nie potrafił zrozumieć.
- Co to za wielki
dzień? – zapytał, siadając na fotelu. Głowa nadal go bolała, jednak wątpliwości
na twarzy starszego brata sprawnie dawały mu o tym zapomnieć. Cisza, która
zapadła szybko zaczęła działać mu na nerwy, więc ponowił pytanie. – Co to za
dzień?
Długowłosy podszedł bliżej i usiadł na brzegu łóżka, po czym
oparł łokieć o kolano, a brodę o dłoń i spojrzał mu w oczy.
- Jak bardzo mi
ufasz?
***
Jechali dość długo. Po jednej stronie
mieli las, a po drugiej pola rzepaku, zbóż, kukurydzy i sałaty. Oczywiście nie
było dane mu się dowiedzieć gdzie jadą, jednak nie miał wyjścia. Przez czas
spędzony z Itachim nauczył się już, że wszczynanie kłótni jest bezcelowe, a
zadawanie jakichkolwiek pytań -zbywane milczeniem, zmianą tematu lub tymi jego
filozoficznymi wywodami. Mimo iż na pytanie o zaufaniu odpowiedział
kategorycznym „Chyba Cię pojebało.”, wiedział, że są sprawy, w których musiał
przemóc swoją nieufność. Nie lubił, kiedy ktoś nim sterował, jednak już dawno
doszedł do wniosku, że nie warto się sprzeciwiać.
Moment, w którym Itachi się odezwał był tym, który chciałoby
się wpisać do kieszonkowego kalendarza dużymi, kolorowymi literami.
- Jedziemy do
Cardiff, stolicy Walii. – powiedział nagle, nie spuszczając wzroku z drogi.
- Wiem, co to
Cardiff. – przerwał mu Sasuke, zanim zdążył ugryźć się w język i dać mu
skończyć. No cóż, charakter. Z niektórymi przyzwyczajeniami nie da się walczyć.
- Mamy stamtąd
odebrać dwójkę chłopców… I zawieźć ich w pewne miejsce. – wytłumaczył starszy,
nic nie robiąc sobie z jego niekulturalnej wstawki. Dwudziestolatek spojrzał na
niego z niezrozumieniem.
- Co to za chłopcy? I
po co mamy ich zawozić?
Itachi milczał chwilę, po czym wziął głęboki wdech i
wyrzucił z siebie słowa, które tylko jeszcze mocniej pogrążyły go w
niepewności.
- Dowiesz się w swoim
czasie.
Młodszy westchnął i oparł głowę o zagłówek fotela. Zamknął
oczy i wsłuchał się w ryk silnika, usiłując poskładać wszystko w logiczną
całość, jednak chwilowo było to niemożliwe, z dwóch powodów: miał nadal za mało
informacji, a głowa wciąż nieprzyjemnie pulsowała.
Reszta podróży minęła im w
milczeniu. Dopiero po ujrzeniu zielonej tabliczki z napisem „Cardiff” do jego
głowy zaczęły napływać jakiekolwiek myśli, jednak całkiem odbiegające od
dzisiejszych wydarzeń i bardziej skupiające się na wczorajszym popołudniu.
Ze zdziwieniem musiał przyznać, że teraz, kiedy znów o tym
pomyślał, zaczynało mu brakować tego wszystkiego, co miało miejsce
wczoraj: rozmowy z nim, słuchania o
uczuciach, kwestiach, pierdołach, przyczynach i skutkach oraz… pocałunków. Miał
cholerną ochotę powiedzieć mu, aby się zatrzymał, zamiast tego jednak milczał i
siedział sztywno na fotelu pasażerskim. Jego dłoń była tak blisko… Dlaczego nie
miałby jej dotknąć? Dlaczego nie miałby położyć na niej swojej dłoni? Może
dlatego, że się bał?
- Nie pocałowałeś
mnie dzisiaj.
Powiedział to tak raptownie i tak bezmyślnie, że sam nie za
bardzo wierzył w to, że te słowa wyszły właśnie z jego ust. Przygryzł wargę, a
nagłe szarpnięcie samochodu w lewo sprawiło, że zrobił to za mocno. Ostre zęby
przeszyły mięsień, przez co poczuł w ustach odrobinę krwi. Zatrzymali się
gwałtownie na poboczu, co wywołało w nim nagły, wręcz irracjonalny strach. Poczuł
z tyłu głowy szarpnięcie za włosy, które zmusiło go do spojrzenia w stronę
brata.
Czy to pytanie było błędem? Co się teraz stanie? Przez myśl
przeszło mu, że dostanie w twarz, albo odbije się głową od szyby, jednak nic
takiego nie miało miejsca. Zamiast tego poczuł na ustach miękki, jednak
niedelikatny pocałunek. Tak bardzo odstawał od tych, które czuł wczoraj…
Oddawał go z pasją, czerpiąc z niego siły na kolejne godziny egzystencji w
niepewności. Zapomniał o bólu głowy, o nadgryzionej wardze i o tym, że znów
wpakowano go w coś, o czym nie miał bladego pojęcia. Nie liczyło się już nic
ponad ten pocałunek. W tej chwili był w stanie wybaczyć mu każdy brak
odpowiedzi, ba. W tym stanie nie chciał nawet ich poznać.
Kiedy
Itachi odsunął się od niego, trzymając jednak nadal jego włosy, nie potrafił
odwrócić wzroku. Znowu to czuł… Pożądanie, którego nie potrafił opanować.
Ciekawość, niepohamowaną ciekawość, chęć zasmakowania jego dotyku i upajania
się jego ciałem. Doskonale wiedział, że długowłosy właśnie to widział teraz w
jego oczach, nie krępowało go to. To w końcu to właśnie przez niego zaczynał
odnajdywać w sobie te chore, jednak jakże przyjemne uczucia. Fakt, że w jego
oczach dostrzegał teraz to samo, był tylko jednym z wielu argumentów, przez
które nie czuł żadnego wstydu.
Ruszyli dalej. Między nimi znów panowała cisza, tym razem
jednak była ona tak przyjemna, że nawet przez myśl mu nie przeszło, aby
przerywać ją jakimkolwiek pytaniem. Pewnie i tak nie dostałby odpowiedzi.
***
Kiedy
dojechali na miejsce, Sasuke skierował na brata pytający wzrok.
Zatrzymali się pod
jakimś obskurnym hostelem, a przez kilka drobnych szczegółów, takich jak
czerwone rolety, przygaszone światła oraz ogromny baner z napisem „Paradise
Kiss”, chłopak mógł spokojnie stwierdzić, że miejsce należy do tych z rodu
przybytków rozkoszy, potocznie zwanych przez pospólstwo burdelami.
- Serio? – zapytał,
chcąc poznać sens zatrzymywania się w takim miejscu, brat jednak uciszył go
gestem dłoni, spoglądając na zegarek. Wskazał brodą bez słowa na drewniane
drzwi budynku , jednak nic się nie stało. Dopiero po dziesięciu minutach drzwi
rozchyliły się, niczym nogi jednej z tanich dziwek, które zapewne tamże
pracowały i wychylił się z nich (Z drzwi, a nie z nóg.) ogr. No, może nie tak
do końca, jednak pierwsze skojarzenie Uchihy było właśnie takie. Facet był
nieludzko wieki, a w ciemności ulicy jego twarz zdawała się być nienaturalnie
blada, wręcz sina, jak u Norwega, któremu ktoś kazał czekać na śniegu przez
trzy dni w samym tylko worze pokutnym. Miał strasznie zdeformowaną twarz, jakby
policzki spływały mu z twarzy, przez co lekko przypominał rybę. Kiedy podszedł
do samochodu i zapukał w okno po stronie kierowcy, Sasuke nie mógł się
nadziwić, jak bardzo trafne było jego skojarzenie: Mężczyzna miał strasznie
spiłowane zęby, które przypominały paszczę rekina, a wielkie usta w około nich
dawały jeszcze bardziej okropny efekt. Dopiero po tym, jak szyba zsunęła się w
dół, zrozumiał, czemu jego twarz zdawała mu się być tak zdeformowana- facet był
poparzony. Widok był naprawdę nienaturalny i przerażający, więc odwrócił twarz
w drugą stronę, aby nie musieć na niego patrzeć.
- Wybacz za poślizg,
szefuńciu. Zaraz tu będą. – zaśmiał się wielkolud-ryba, a Sasuke, mimo iż nie
spoglądał w jego stronę, potrafił sobie wyobrazić jego uśmiech bez trudu. – Jak
tam podróż?
- Dobrze, Kisame. Co
się stało? – zapytał Itachi, a najmłodszy odetchnął cicho. Spokojny głos brata
przyjął z ulgą, gdyż gruby baryton
sinoskórego faceta był równie straszny co jego wygląd. Nie chodziło o to, że
się go brzydził, albo mu nie współczuł. Miał jeszcze resztki serca i kultury,
jednak ten widok zrobił na nim naprawdę duże wrażenie. Nie codziennie widuje
się zdeformowanych ludzi, którzy dodatkowo wykorzystują swój, nie oszukujmy się,
w tym wypadku- straszliwy wygląd, aby straszyć. Większość ludzi próbowałaby to
ukryć.
- Jeden próbował
uciec przez okno i trochę się poharatał szybą. Kakuzu go opatruje.
Itachi wydał z siebie ciche westchnięcie, które nie uszło
uwadze jego brata.
Uciec? Dlaczego ten chłopak miałby uciekać? Zmuszają go do
bycia dziwką, czy co? Nie dane mu się było tego dowiedzieć, ponieważ w tamtej
chwili z budynku wyszedł jeszcze dziwniejszy człowiek, prowadząc za sobą dwóch
rudowłosych knypków. Za nimi, ku jego zdziwieniu, szedł Hidan.
Nie wiedział dlaczego, jednak już wtedy zaczął im współczuć,
zanim jeszcze poznał całą prawdę.
***
- Nie odzywaj się do
nich. – zgromił go Itachi, kiedy padło pierwsze pytanie w stronę rudowłosych
bliźniaków. Nie wiedzieć czemu, Sasuke skulił się w sobie, czując się jak
dziecko ganione przez matkę. Jego ton był władczy, pewny, dokładnie taki,
którego jeszcze nigdy nie słyszał z jego ust w odniesieniu do siebie.
Przestraszyło go to, jednak starał się trzymać pewnie i nie dać tego po sobie
poznać. Zaraz wyprostował się, zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na niego
wyzywająco.
- Bo?
Nie lubił, kiedy mu
przeszkadzano. Może Itachi skąpił mu informacji, jednak teraz nadarzała się
doskonała okazja, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Jaki normalny człowiek, żyjący
w niepewności tyle czasu co on, odpuściłby tak ławo, nawet nie próbując jej
wykorzystać?
- Bo będę musiał ich
zakneblować, a tego chyba nie chcesz. Jeszcze się poduszą. – rzucił długowłosy,
posyłając mu spojrzenie, mówiące : „Stul się, dla ich dobra.”.
Ok, to było dziwne.
Posłusznie zamilkł, wpatrując się
w drogę przed sobą. Ta sytuacja była
naprawdę ciężka, a powrót okazała się być dużo trudniejsza niż myślał. Ba. Miał
nadzieję, że właśnie on wniesie coś do jego informacji, jednak zamiast tego, w
jego głowie kotłowało się jedynie jeszcze więcej pytań.
Bracia, bo na takich wyglądali niezaprzeczalnie, siedzieli
cicho na tylnych siedzeniach. Z ich ust nie wydobył się żaden dźwięk, przez co
Sasuke co chwila zerkał na nich, aby upewnić się, że nadal tam są. Ich miny nie
wróżyły nic dobrego- wystraszeni, byli pewnie w jeszcze większej niewiedzy, niż
on sam. Mało pocieszająca myśl. Dopiero w połowie drogi jego mózg zaczął
pracować i wiązać niektóre fakty.
- To zakładnicy? – zapytał
starszego brata, nie odwracając jednak wzroku w jego stronę.
- Nie.
Odpowiedź była szybka, zbyt szybka i stanowcza. Czuł, że nie
powinien zadawać więcej pytań, jednak one same napływały do jego ust.
- Żywy towar?
Chwila milczenia, przerwana jedynie cichym jękiem
dochodzącym z tyłu. Sasuke spojrzał w boczne lusterko. Jeden z braci był
nienaturalnie blady, opierał głowę na ramieniu drugiego, siedzącego sztywno na
swoim miejscu. Chyba nie tylko on zaczął kojarzyć, co się dzieje. Może naprawdę
lepiej by było, gdyby zamilkł.
- Sasuke, możesz
łaskawie się zamknąć? Prowadzę. – Rzucił Itachi, jednak na jego twarzy nie
widać było zdenerwowania, ani gniewu. Jedynie… Współczucie? Było to
wystarczająco wiele, aby zrozumiał.
Resztę drogi siedział w ciszy.
Po około godzinie z powrotem
znaleźli się na rozpoznawalnej już przez młodszego drodze wjazdowej do Londynu.
Zdziwiło go jednak, że zamiast jechać prosto, skręcili w lewo, na jedną ze
zwykłych dwupasmówek. Jechali tak długo, aż po obu stronach drogi wyrosły
ściany lasu, po czym skręcili w ledwie widoczną drogę, zakrytą wielkimi
paprociami.
Po dziesięciu minutach błądzenia na ujeżdżonej przez
samochody drodze, zatrzymali się przed jakimiś krzakami. Itachi zgasił silnik i
obrócił się w stronę Sasuke, rzucając na jego kolana kajdanki.
- Zakujesz ich razem
i poprowadzisz do budynku za tymi krzakami. – powiedział, patrząc mu w oczy.
Dwudziestolatek nie za bardzo ogarniał, co się dzieje, więc nawet nie mrugał,
wpatrując się w niego jak cielę. –
Zamkniesz drzwi na zasuwę, i będziesz czekał, aż Nagato i wyda Ci polecenia. Zrozumiałeś?
W gardle krótkowłosego wyrosła dziwna gula, przez którą
zbierało mu się na wymioty. Nie podobał mu się ten ton. Nic mu się nie
podobało. Ani jego rozkazy, ani srogi wzrok, nic. Nie wiedział, dlaczego ma to
robić, co się dzieje teraz ani co się sanie później. Skinął tylko głową i
chwycił w zesztywniałe dłonie srebrne kajdanki.
- Musisz to zrobić,
Sasuke. – usłyszał, kiedy spuścił już wzrok i chwytał za klamkę. Nie spojrzał
jednak na niego, pozwalając mu dokończyć w spokoju myśl, którą wypowiadał już
dużo delikatniej. – Proszę, nie sprzeciwiaj się mu. Rób wszystko dokładnie tak,
jak mówi. – w jego głosie nie słychać było zrozpaczonego błagania, jakby właśnie
wysyłał go na super-kurewsko-wyjebiście trudną misję, z której mógł nie wrócić,
żegnając go słowami „Tylko uważaj na siebie.”. Był to raczej ton, który miał go
przestrzec przed popełnieniem kolejnego błędu i sprowadzenia na nich obu
największej teraz kary- kolejnej utraty. Musiał to zrobić, chociaż nie za
bardzo wiedział, co dokładnie mieściło się w ramach słowa „to”. Wyszedł z samochodu i otworzył jedne z
tylnych drzwi. Promienie słońca padły na rudowłose postacie, oświetlając ich
przerażone oblicza, po wysłuchaniu rozmowy sprzed chwili. Jakoś mało go to już
obchodziło.
- Ręce. – zagrzmiał,
patrząc na nich z góry bezlitośnie.
Wystawili je od razu, a z ich twarzy zniknęła nadzieja,
która jeszcze chwilę temu przyświecała w dwóch parach zielonych, wpatrzonych w
niego oczu.
środa, 18 lutego 2015
Vanitas vanitatum ! Źle, ale stabilnie.
Marność nad marnościami... Może widzieliście już post na kwiatowym fanpage'u, a jeżeli nie, wstawiam ją Wam też tutaj~
Cześć, karaluszki.
Mam niestety złe wiadomości... Ale spokojnie, to chwilowe.
Jako iż nauczyciele w szkole podostawali skrętu jajników/ jajowodów itp, do niedzieli nie napiszę NIC, a miałam zamiar. Okazało się na dodatek, że jest organizowany nabór na wolontariat dziennikarski, a to mi będzie cholernie bardzo potrzebne do studiów i po prostu MUSZĘ spróbować, MUSZĘ. Wybaczcie mi, jednak ta praca jest chwilowo ważniejsza niż całe moje życie i marzę, aby się tam dostać, więc... Naprawdę, wybaczcie :C
Nowy rozdział pojawi się jednak dopiero ok. 10 marca, chyba, że wcześniej skończę artykuł i te wszystkie pierdoły... Trzymajcie więc kciuki.
Bloga oczywiście nie zawieszam, cały czas myślę nad nowym rozdziałem.
No i dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem, pobiliście blogowy rekord, dziękuję!
Pozdrawiam,
Rena~
Do marca :)
Cześć, karaluszki.
Mam niestety złe wiadomości... Ale spokojnie, to chwilowe.
Jako iż nauczyciele w szkole podostawali skrętu jajników/ jajowodów itp, do niedzieli nie napiszę NIC, a miałam zamiar. Okazało się na dodatek, że jest organizowany nabór na wolontariat dziennikarski, a to mi będzie cholernie bardzo potrzebne do studiów i po prostu MUSZĘ spróbować, MUSZĘ. Wybaczcie mi, jednak ta praca jest chwilowo ważniejsza niż całe moje życie i marzę, aby się tam dostać, więc... Naprawdę, wybaczcie :C
Nowy rozdział pojawi się jednak dopiero ok. 10 marca, chyba, że wcześniej skończę artykuł i te wszystkie pierdoły... Trzymajcie więc kciuki.
Bloga oczywiście nie zawieszam, cały czas myślę nad nowym rozdziałem.
No i dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem, pobiliście blogowy rekord, dziękuję!
Pozdrawiam,
Rena~
Do marca :)
środa, 21 stycznia 2015
20. Odpowiedź.
Hej, hej, hej ^^
Jest piątek, 22 styczeń, ferie zaczynają się jutro, więc się wyrobiłam xD Mam nadzieję, że nie będziecie źli, szczególnie iż ten rozdział może Wam się bardzo spodobać, no i poprawiłam się jeżeli chodzi o czas pomiędzy notkami, to pewne. Postaram się aby ten stan się utrzymał na długo. A teraz uwaga, mam dla Was kilka ogłoszeń parafialnych.
Po pierwsze... Hertazenko! Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawiłaś mój humor w Sylwestra, dodając aż osiemnaście komentarzy na bloga. To było bardzo miłe :3 Podziwiam Cię za o, że Ci się chciało, każdy oczywiście przeczytałam. Wybacz mi, że nie odpisałam, jednak było tego tak wiele, iż postanowiłam zebrać wszystkie odpowiedzi w jeden komentarz i wstawić go w odpowiedzi pod 19 rozdziałem. Pojawi się, jak tylko dostanę wifi, bo jest długi i nie chce mi się go przepisywać z telefonu na komputer, wybacz xD Powinien się pojawić niebawem.
Po drugie- nie wiem, kto to zrobił, jednak bardzo dziękuję anonimowemu czytelnikowi za to istnie cudowne pytanie na asku (Chociaż tak na prawdę była to zwykła opinia, ale cii...) o tym, że podoba Ci się mój blog. Jeżeli to czytasz, daj chociaż znać pod postem, abym wiedziała kim jesteś =3
Po trzecie, zaczęłam publikować swoje opowiadania na pewnym blogu, jednak nie moim, tylko prowadzonym przez kogoś. Są tam nie tylko moje opowiadania, ale też wiele innych, naprawdę ciekawych, a tematyką jest seria o Percym Jacksonie, którego jestem wielką fanką, może ktoś zna? ^^
Link do bloga: rickriordan.pl
Linki do moich opowiadań:
"Pójdziemy razem"
"Światło"
"Autorytet" (nie yaoi)
Jeżeli chcecie, będę przy okazji następnych postów wstawiać także linki do tych opowiadań, ponieważ nie zamierzam zaprzestać ich tam wysyłać :)
No i po czwarte- dobiliśmy w końcu do 20tego rozdziału! Strasznie się cieszę, ponieważ jest to jedno z moich największych osiągnięć, a to wszystko dzięki temu, że mnie mobilizujecie. :3
PS. Pod poprzednim postem przełamaliście granicę, znalazły się tam nie cztery, lecz pięć komentarzy. Dziękuję :3
Miłego czytania!
Pozdrawiam,
Rena Uchiha <3
Jest piątek, 22 styczeń, ferie zaczynają się jutro, więc się wyrobiłam xD Mam nadzieję, że nie będziecie źli, szczególnie iż ten rozdział może Wam się bardzo spodobać, no i poprawiłam się jeżeli chodzi o czas pomiędzy notkami, to pewne. Postaram się aby ten stan się utrzymał na długo. A teraz uwaga, mam dla Was kilka ogłoszeń parafialnych.
Po pierwsze... Hertazenko! Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawiłaś mój humor w Sylwestra, dodając aż osiemnaście komentarzy na bloga. To było bardzo miłe :3 Podziwiam Cię za o, że Ci się chciało, każdy oczywiście przeczytałam. Wybacz mi, że nie odpisałam, jednak było tego tak wiele, iż postanowiłam zebrać wszystkie odpowiedzi w jeden komentarz i wstawić go w odpowiedzi pod 19 rozdziałem. Pojawi się, jak tylko dostanę wifi, bo jest długi i nie chce mi się go przepisywać z telefonu na komputer, wybacz xD Powinien się pojawić niebawem.
Po drugie- nie wiem, kto to zrobił, jednak bardzo dziękuję anonimowemu czytelnikowi za to istnie cudowne pytanie na asku (Chociaż tak na prawdę była to zwykła opinia, ale cii...) o tym, że podoba Ci się mój blog. Jeżeli to czytasz, daj chociaż znać pod postem, abym wiedziała kim jesteś =3
Po trzecie, zaczęłam publikować swoje opowiadania na pewnym blogu, jednak nie moim, tylko prowadzonym przez kogoś. Są tam nie tylko moje opowiadania, ale też wiele innych, naprawdę ciekawych, a tematyką jest seria o Percym Jacksonie, którego jestem wielką fanką, może ktoś zna? ^^
Link do bloga: rickriordan.pl
Linki do moich opowiadań:
"Pójdziemy razem"
"Światło"
"Autorytet" (nie yaoi)
Jeżeli chcecie, będę przy okazji następnych postów wstawiać także linki do tych opowiadań, ponieważ nie zamierzam zaprzestać ich tam wysyłać :)
No i po czwarte- dobiliśmy w końcu do 20tego rozdziału! Strasznie się cieszę, ponieważ jest to jedno z moich największych osiągnięć, a to wszystko dzięki temu, że mnie mobilizujecie. :3
PS. Pod poprzednim postem przełamaliście granicę, znalazły się tam nie cztery, lecz pięć komentarzy. Dziękuję :3
Miłego czytania!
Czekanie było jedną
z najgorszych kar, jaką można narzucić komuś, kto całe swoje życie miał
podstawiane wszystko pod nos. Tak jak te dwa tygodnie minęły mu stosunkowo
szybko, ponieważ doskonale wiedział, kiedy znów się zobaczą, tak teraz, kiedy
nie miał o tym pojęcia, ostatnie kilka godzin, które spędził w „swoim” pokoju,
napawały go nerwowymi mdłościami.
Ile jeszcze ma tu czekać?
Opadł na łóżko i odetchnął głęboko, zastanawiając się nad
czymś, co chociaż na chwilę odwiodłoby jego myśli od tego, na co tak usilnie
czekał. Musiał coś zrobić… Tylko co?
Wyszedł z pokoju i zaczął błądzić po willi, bez trudu
omijając rejony bliskie do gabinetu Nagato. Szczerze, nie miał zbyt wielkiej
ochoty na spotkanie z rudym… Odkąd gościu przyłożył mu lufę do czoła, mimo iż pistolet
był nienaładowany i nie miał zamiaru pozbawić go życia, po prostu go
znienawidził. Możliwe, że na wszystko miał wpływ ten dziwny rodzaj strachu
przed tajemnicami, którymi ostatnio zostało oblepione całe jego życie. Nikt
raczej nie lubił, kiedy ustalano za jego plecami kolejne dni jego egzystencji.
Pierwsze uchylone
drzwi okazały się sporym błędem. Złapał za klamkę i pchnął je w chwili, kiedy
po pomieszczeniu skrytymi za drewnem rozniósł się głuchy jęk, który w jego
mniemaniu nie usiłował być nawet przytłumiony. Mrugając z zaskoczenia, wlepił
niezrozumiałe spojrzenie w Hidana, trzymającego na kolanach roznegliżowanego blondyna
z rozpuszczonymi na plecach włosami. Mimo iż chłopak siedział tyłem do niego,
bez żadnego trudu rozpoznał w nim jednego z najmniej lubianych przez siebie i z
czystą wzajemnością, członka Akatsuki- Deidarę.
Pluł sobie w twarz, że przeszkodził im w takim momencie,
dopóki nie przypomniał sobie kilku faktów które rzucały mu się na myśl, kiedy
patrzył na białowłosego. Kiedy skojarzył jego podchody, całą tę szopkę z
usiłowaniem bycia blisko i dziwnymi gestami, poczucie winy zniknęło. Miał
ochotę obrzucić go mocno zgniłym mięsem, jednak jego godność kazała mu
ograniczyć się do szyderczego uśmieszku, który miał za zadanie wywołać u faceta
skruchę i pomieszanie. Nawet nie wiedział, jak naiwny okazał się, myśląc w ten
sposób.
- Cześć, Sasu. Chcesz
się przyłączyć?
Jedno, jedyne pytanie, które wypadło z ust Hidana, wmurowało
go w podłogę, przebiło się przez piwnicę i zapewne nieodwołalnie ugrzęzło w
warstwie skalnej trzynaście metrów pod powierzchnią ziemi.
Liczył na zmieszanie z jego strony, ewentualnie obrzucenie
wiązanką bluzgów, butów i innych rzeczy, które mogłyby napatoczyć się pod rękę
im obojgu, jednak taki obrót spraw całkowicie zbił go z tropu. Sam fakt, że
białowłosy ma kogoś i tak perfidnie szmaci go przed wszystkimi, w tym nim
samym, był wystarczająco wstrząsający, jednak propozycja, którą usłyszał…
- Chyba Cię coś boli.
– Rzucił pogardliwie, wychodząc z pokoju i kierując się w bliżej nieokreśloną
stronę.
Czy im wszystkim
tutaj brak jakiejkolwiek, chociażby szczątkowej moralności? Rozumiał, że jest to
bardzo dziwne zgrupowanie i straszenie bronią, w ogóle noszenie je przy sobie i
ukrywanie się przed całą państwową policją, która stoi Ci na ogonie jest na
porządku dziennym, jednak najnowsze fakty, które dopiero poznawał, mówiące o
tym, co dzieje się pod tym dachem, były nowością. Dość rażącą.
Skoro ta garstka ludzi, których stąd poznał, nie ma w sobie
krztyny moralności, nie był pewny, czy chce poznać resztę.
Zdenerwowany
postanowił wrócić do pokoju i wziąć kąpiel, która z całą pewnością po tym
wszystkim mu się należała. Itachi miał przy pokoju sporą, dobrze oświetloną
łazienkę z ogromną wanną i jeszcze większym lustrem. Co prawda mógł skorzystać
z prysznica, jednak alternatywa poleżenia chociaż kilka minut w przyjemnej
wodzie pachnącej cyprysem była zbyt kusząca. Spragnione odpoczynku ciało
dwudziestolatka od razu poddało się rozkosznemu ciepłu.
- Nie za wygodnie
Ci?
Niedługo po tym, jak wszedł do wanny, po pomieszczeniu
rozniósł się głęboki, ostatnimi czasy tak bardzo wyczekiwany przez niego głos. Starszy
nie oszczędził mu odrobiny rozbawienia, którego nie usiłował nawet zamaskować.
Doskonała akustyka prawie pustego, okafelkowanego aż pod sam sufit
pomieszczenia nasiliła echo, a każdy kąt zdawał się rozbrzmiewać czystym
dźwiękiem.
Sasuke zamknął oczy, uśmiechając się lekko pod nosem.
- Nie… Jest w sam
raz. – Odpowiedział po chwili udawanego zastanowienia. Obrócił głowę w lewo,
aby w odbiciu lustra zobaczyć, gdzie stoi jego brat.
Wanna była wystarczająco wysoka i było w niej wystarczająco
wiele piany, żeby mógł podejść znacznie bliżej, on jednak stał przy drzwiach,
zapewne nie chcąc być znów posądzonym o zboczenie. Taka sytuacja była jednak
dla młodszego odpowiednia- Itachi zachowywał odpowiedni dystans, nawet jeżeli
ich wcześniejsze zachowanie mogłoby w zwyczajnych warunkach ujść za pozwolenie
mu na więcej, niż patrzenie się na tył jego głowy i odbicie twarzy w tafli
lustra. Starszy dawał mu kontrolę, możliwość wyboru, co mu jak najbardziej
odpowiadało.
Kiedy znów zamknął
oczy, usłyszał cichy śmiech i trzask zamykanych drzwi.
***
To nie tak, że był
zboczeńcem.
Bez bicia przyznał się, że życie w Akatsuki dawało wiele do
myślenia. Można by godzinami zastanawiać się, gdzie w tej zapyziałej mafii
kończy się człowieczeństwo, a gdzie zaczyna absurd, jednak byłoby to co
najmniej głupie zachowanie. Jeżeli dałoby się to stwierdzić, zajęłoby to na
tyle dużo czasu, aby uznać to za bezsens.
Nie chodziło o to,
że był święty i wyróżniał się na tle tych pajaców, po prostu nie wiedział, że
on tam jest, że leży w tej cholernej wannie. Mimo to, nie sądził, że gdyby o
tym wiedział, nie zrobiłby tego samego ponownie.
Starał się zachować odpowiednią odległość, co okazało się
nie być takim prostym zadaniem, jakim się wydawało- sam często dystansował
innych do siebie, mimo iż w zwyczaju to on gwałcił ich prywatność bez
najmniejszego mrugnięcia okiem. Był do tego tak przyzwyczajony, że powoli
zapominał o granicach i dużo wysiłku kosztowało go przypomnienie ich sobie, a
jeszcze więcej- trzymanie się ich.
Kiedy wyszedł z pomieszczenia spokojnie, nie zostawszy
uprzednio wygoniony i potraktowany biczem przekleństw, w jego sercu pojawiło
się uczucie dziwnej ulgi. Udało się.
Legł na łóżku i
zamknął oczy, nie potrafiąc znaleźć sobie żadnego zajęcia. Nie powinien teraz
nigdzie wychodzić, chociaż kto by na to patrzył? Bez względu na to, chciał
zostać. Czeka ich rozmowa, nie tylko na temat niedawnego pocałunku, lecz też o
dużo poważniejszej sprawie. Westchnął.
Mógł po prostu tam wejść, zwalić wszystko na niewiedzę i nie
przejmować się jego obecnością, czuł jednak, że przy następnej takiej okazji
postąpiłby tak samo co wcześniej. Sam dziwił się, że chciał po prostu, aby
Sasuke wracał tutaj, do niego, z chęcią i robił to dla przyjemności, a nie z
przymusu czy rozkazu Nagato. Nie potrafiłby umyślnie spowodować zniszczenia tej
delikatnej więzi, którą stworzył z takim trudem.
Drzwi do łazienki
otworzyły się nagle, przynosząc za sobą do pokoju chłodny podmuch wiatru, mimo
to jednak Itachi nadal nie otwierał oczu.
Zastanawiał się, o czym teraz musi myśleć jego brat. Czy
pamiętał to, co stało się dwa tygodnie temu? Tego był pewny. Przecież takiego
czegoś nie zapomina się w kilka dni, a nawet pamięta się latami… Niecodziennie
całuje Cię własny brat. Przez chwilę w pokoju panowała głucha cisza, którą
przerwał dopiero dźwięk uginającego się pod ciałem materaca, co w końcu zmusiło
go do uchylenia powiek.
Sasuke leżał tuż
obok, zwrócony twarzą do niego i podparty o łokieć. Jego czarne oczy świdrowały
go nieprzerwanie, nie pozwalając skupić się na żadnej konkretnej myśli i nie
dając wyczytać w twarzy jakichkolwiek emocji. Prześlizgnął się wzrokiem po jego
ciele- długiej, smukłej szyi, nagich piersiach, umięśnionym brzuchu i po
skrytych pod czarnym jeansem nogach. Minęła dłuższa chwila, dopóki jego młodszy
brat nie podjął decyzji o przerwaniu ciszy, która mimo wszystko nie przeszkadzała
długowłosemu.
- Czemu milczysz?
Itachi posłał mu
lekki uśmiech, po czym uniósł rękę i odgarnął za jego ucho zbłąkany kosmyk
czarnych włosów, leżący na bladym policzku.
- A czemu miałbym coś
mówić?
Nie widział sensu w wypowiadaniu jakichkolwiek słów. Lepszym
według niego wyjściem były gesty, które mogły podkreślić znaczenie tamtej jak i
tej chwili. Czy słowami da się przekazać wszystko tak samo dokładnie, jak
wzrokiem czy dotykiem? Pamiętał jeszcze, jak przez mgłę, jednak pamiętał,
czasy, kiedy potrafili dogadać się bez słów. Po tak długiej rozłące było to
niemożliwe, jednak ludzie wraz z upływem chwil uczą się siebie. Przecież
wszystko da się naprawić.
- Aby mi wytłumaczyć.
- Co takiego mam Ci wytłumaczyć? – Zapytał starszy, kładąc
dłoń na jego szyi. Jego ruchy były spokojne, a gesty nie wykraczały poza
wytyczoną przez nich granicę, czuł jednak jak szybko jego mięśnie się napięły.
Ze strachu? Nieprzyjemności? A może z emocji? Jeżeli tak, to jakich?
Negatywnych czy pozytywnych? Sasuke był jedną z nielicznych osób, z których nie
potrafił wyczytać dosłownie nic, dopóki skrywał się pod jedną ze swoich masek.
- Tamtą sytuację. –
Odpowiedź padła szybciej, niżby Itachi mógł pomyśleć, bez żadnego
zastanowienia. To zdradziło przynajmniej jedno jego uczucie: zniecierpliwienie.
A za tym mogło iść równie dobrze zdenerwowanie, rozemocjonowanie, ciekawość…
Analiza. Czy nie to było jego domeną? Szczegóły. Trzymał się szczegółów, dopóki
nie rozwiąże całej krzyżówki.
- Jest coś do
tłumaczenia? – Zapytał z lekkim uśmiechem, głaszcząc kciukiem gładką skórę. Obserwując
go dokładnie, dostrzegł jak przygryza policzek od środka. Czuł przyjemność
spowodowaną jego dotykiem czy frustrację brakiem odpowiedzi? A może oba? – Na
lotnisku odpowiedziałem na Twoje pytanie. To było całe możliwe wytłumaczenie.
Sasuke ściągnął brwi, najwidoczniej nie usłyszawszy tego, co
chciał usłyszeć. Denerwował się czy myślał jak sformułować swoje myśli?
- Dlaczego to
zrobiłeś?
- Bo miałem taką
ochotę. – Odpowiedział najspokojniejszym głosem, na jaki było go w tej chwili
stać. Jego opanowanie stało za nim, cały czas mu kibicując. Jak dobrze urodzić
się zwykłym, opanowanym człowiekiem.
- Dlaczego mnie
pocałowałeś? Jesteśmy braćmi. Możemy sobie mieć na to ochotę, ale…
- Czyli Ty też masz?
– Zapytał z uśmiechem, przerywając szykujący się monolog. Szczegóły. Mina
młodszego zdradzała, jak bardzo nieprzemyślaną rzecz powiedział, jak bardzo był
na siebie wściekły i jak bardzo prawdziwe było to stwierdzenie. Sasuke poderwał
się na łóżku, siadając i patrząc na niego z góry.
- To nie Twój
interes. – Powiedział ostro, odpychając od siebie jego dłoń. – Tylko mój. Teraz
ja zadaję pytania.
- Dobrze, panie
władzo. – Zaśmiał się Itachi, patrząc na niego niczym na małe dziecko, które
teraz tak bardzo mu przypominał. – Więc jak brzmi kolejne z nich?
- Nadal tak samo.
Sasuke nie wydawał się równie rozbawiony co jego brat, który
ani na moment nie spoważniał. Jego oczy świeciły chęcią zabawy, podchodów, w
które sprawnie go wciągnął, a on zdawał się nawet nie mieć o tym pojęcia. Czy
to było moralne? Czy to ważne? Jak blisko był granicy? Ile dzieliło go od
przerwania delikatnej, nowej więzi? Jak długo będzie budował następną? Podniósł
się i dotknął jego policzka, mrużąc oczy.
- Czego Ty jeszcze
nie rozumiesz? – Zapytał, zniżając drapieżnie swój głos. Rozdrażnienie.
Zdenerwowanie. Dezorientacja. Pożądanie. Twarz najmłodszego z Uchihów wyrażała
teraz tak wiele uczuć, że nie miał nawet czego analizować. Wszystko zostało
podane mu jak na tacy, cała jego gra została perfekcyjnie wplątana w czas,
jakby był to zwykły, komputerowy program, hasło, które można złamać kilkoma
kliknięciami. Było tak skomplikowane, przesadzone, że przestawało być tajemnicą
po kilku chwilach.
Nachylił się i
ponownie złączył z nim swoje usta, łapiąc mocno jego nadgarstki, w razie gdyby
chciał go odepchnąć. Nie było takiej możliwości. Nie dawał mu jej, chociaż był
prawie w stu procentach pewny, że po głowie jego brata nie przemknęła nawet
myśl o ucieczce. W końcu właśnie tego chciał. Wytłumaczenia.
Wsunął język w jego usta, sam dziwiąc się, jak łatwo mu to
przyszło. Nie wyczuwał żadnych oporów, żadnej niechęci ani spięcia. Jego
uległość była tak niemożliwa, że czuł przez nią wirowanie w głowie, niczym po lampce
mocnego, europejskiego wina. Pchnął go na plecy, każąc mu się położyć.
Uległość czy pożądanie? W jego ustach wyczuwał obie te
rzeczy, jednak obie zdawały się być równie niemożliwe, jak i prawdziwe.
Rzeczywistość… Po raz pierwszy rzeczywistość była tak niepewna, a zarazem tak
piękna.
Całował namiętnie, starając się wziąć z tego pocałunku jak
najwięcej, jednak dać mu z siebie równie wiele. Żałował, że ta chwila nie mogła
trwać wiecznie, jednak nie starał się też jej na siłę przedłużać. Oderwał się od jego ust, puściwszy przy tym
jego nadgarstki i spojrzał mu w twarz, która wyrażała teraz rozbawienie.
Oddychali szybko, nierównomiernie, jakby ich oddechy próbowały się prześcignąć.
- Jak z odpowiedzią
na Twoje pytanie? – Zapytał w końcu, wsunąwszy swoją dłoń w jego. Zadrżała lekko,
jednak po chwili poczuł przyjemny uścisk. Sasuke otworzył oczy i posłał mu
jedno ze swoich bezczelnych i szczeniackich, jednak na swój sposób uroczych
spojrzeń.
- Zaliczona.
Subskrybuj:
Posty (Atom)