wtorek, 6 sierpnia 2013

3. List.

No to oddaję w Wasze szanowne łapki trzeci rozdział opka. Widzę, że licznik odwiedzin idzie w górę, ale nikt się nie odzywa. No trudno... Pisać i tak będę, choćby dla samej siebie. Jak myślicie? Czy do czwartego rozdzialiku dojdziecie do trzystu odwiedzin? Mam nadzieję ,3 A teraz dość biadolenia... Jeżeli ktoś chce być informowany, pisać na gg, jest podane na moim profilu na bloggerze. A teraz zapraszam na notkę.



Rudowłosy, na około dwudziestopięcioletni letni mężczyzna szedł ulicami zatłoczonego Tokio. Nienawidzi tego miasta. Jest tu stanowczo zbyt dużo ludzi, zbyt dużo gapiów. Może i Londyn pod tym względem nie różnił się tak bardzo, ale przynajmniej nie był przeludniony, a znalezienie mieszkanka, czy choćby dobrego hotelu nie było prawie niemożliwe. Jaka to była ulica? Tak, tak... Pamięta... Itachi mówił... Eee...
W porównaniu z Wielką Brytanią, Japonia miała straszne nazwy ulic. Po prostu się  odzwyczaił, po sześciu latach przebywania poza krajem. Na szczęście, dla niego, zamieszkali w dzielnicy, w której jest do kogo otworzyć gębę w swoim języku, więc nie zapomniał japońskiego.
Ah, no tak. Kalejdoskopowe osiedle. Co za dziadowska nazwa?? WTF?? Jakby nie mogli wymyślić czegoś łatwiejszego. Jak na przykład Tęczowy Las*. Proszę. Brzmi sto razy ładniej i jest tak głupie, że łatwo zapamiętać...
Sasori usiadł na ławce, tak by mieć dobrą widoczność na rezydencję rodziny Uchiha. Nic tutaj się nie zmieniło, nadal ten sam obsrany przez psy trawnik. No, może trochę więcej kwiatków dosadzili. Tak, róż. Aby smarkacze miały czym poharatać łapy.
Siedział na ławce, siadem tureckim, czekając, aż obiekt jego pseudo a'la misji wyjdzie z domu. Tyle zachodu by dostarczyć osobiście list dla jakiegoś gówniarza. No, ale czego nie robi się dla przyjaciół...

***

Sasuke siedział w domu.
Kolejny dzień już nie miał co robić. Wakacje są do dupy. Szczególnie lipiec. Szczególnie, cholerny, dwudziesty trzeci lipiec, kiedy to wszyscy są strasznie sztuczni, mili, groteskowi i przynoszą mu te badziewne czekoladki, słodkie w chuj, których i tak nie może jeść. Nie chce, nie musi, nie może. Nie ważne.
Wstał i chwycił małą paczuszkę, leżącą obok łóżka. Prezent od Naruto.
Kim był Naruto?
Skąd ma to kurna wiedzieć?
Naruto był zawsze. Zawsze i wszędzie. Przyjaciel, kolega, wróg, rywal, ostoja... Normalnie, jak chemikalia z Biedronki. Wszystko w jednym. (Jakby ktoś nie wiedział : Szampon, odżywka, mydło, proszek do prania, płyn do naczyń, czasem też domestos.)
Rozerwał papier i otworzył małe, czarno-srebrne pudełeczko na biżuterię. Popatrzał na wisiorek zalegający na mięciutkim materiale. Fiu, fiu... Pierwsza klasa po prostu.
Wyjął zawartość pudełeczka i położył na dłoń, by dobrze się temu przyjrzeć. Wisiorek miał kształt wachlarza, z czego górna połowa była srebrna, a dolna- złota. Na srebrnej części była wygrawerowana dumna dwudziestka, a z tyłu, na samym dole nóżki wachlarza, dopatrzył się próby. Wysokiej próby. Uśmiechnął się do siebie. Nie lubił prezentów. Ten akurat był ładny, dopracowany, dany rozmyślnie... Ale to nie zmieniało faktu, że ich nie lubił. Po prostu nie umiał się już nimi cieszyć. Nie umiał, odkąd... Eh.
Odłożył wisiorek do pudełeczka i położył na szafkę. Popatrzył na łóżko na którym leżało jeszcze kilka innych, mniejszych lub większych drobiazgów, który dostał w ten okropny dzień. Nie chciało mu się na to patrzeć. Nawet nie był ciekawy. Takie rzeczy jedynie utwierdzały go w przejmującym fakcie, że kolejny już rok nie widział Go. Kolejny, długi rok, kolejny rok, w którym stracił jakąkolwiek nadzieję na zmianę.
Ma już dwadzieścia lat. Od dzisiaj jest tym cholernym, pełnoletnim obywatelem Japonii i wbrew namowom rodziców i pseudo-przyjaciół, nie ma zamiaru uczestniczyć w tej cholernej paradzie.**
Dwanaście lat minęło, odkąd Cię ostatnio widziałem. Czy nadal mnie pamiętasz? Czy nadal jesteś moim Aniki, Itachi?

***

Rudy siedząc na miejscu kolejną godzinę, powoli zaczął tracić nadzieję, że ten cały zasrany ''braciszek'' nadal tam mieszka. Nosz kurdę.
Gdy już kochana mamusia Nadzieja zaczęła opuszczać jego płomienną główkę, a kochany tatuś Ból zaczął zaglądać w tyłek, na którym nieprzerwanie, od pięciu godzin czekał, stał się cud.
Nie, niestety ławka nie zamieniła się w super wygodny fotel z plazmatycznym telewizorkiem, wieżą stereo i kinem domowym. Niestety. Jednak z domu powoli wyłoniła się ubrana na czarno postać, w glanach, czarnych rurkach i granatowej, kraciastej koszuli. Czarne włosy sterczały... Przepraszam, układały się pięknie wokół bladej twarzy. Z daleka nie było widać, czy domniemany osobnik Alfa miał pomalowane na czarno oczy, czy to może (nie)zwykłe cienie pod oczami, robiące za mejkap. Po kilku chwilach, doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej jest to i jedno, i drugie.
Wstał z ławki, z lubością rozprostowując nogi i podszedł do owego człowieko-podobnego stworzenia, jakim był Sasuke. Nawet nie musiał się go o to pytać. Po prostu to widział. Podobieństwo między braćmi było naprawdę urzekające.
-Sasuke, prawda? - Zapytał, z czystej formalności.
Odpowiedział mu jedynie pytający wzrok chłopaka.
Nie ma co się dłużej męczyć.

***

Sasuke.
Dawno się nie widzieliśmy, co nie? Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz, Otouto.
Z tego, co się orientuję, albo nie odpisywałeś z własnych powodów, albo... Właśnie, ''albo''.
Zdaje mi się, że żaden z moich listów nie dotarł do Ciebie. Szkoda. Nic  tym nie mogłem zrobić, aż do dzisiaj. Ale musisz mi wierzyć, pisałem... Nie miałem żadnej odpowiedzi, ale pisałem.
Pamiętasz Sasoriego, tego, który kiedyś mieszkał w Tokio, na naszej ulicy? On dał Ci list.  Czemu akurat on? Później się dowiesz... Mam nadzieję, że nie narobił Ci stracha... Do ludzi ma zniszczone podejście.
Nawet nie wiem, jaki teraz jesteś...
Nie wspominaj o mnie rodzicom, nienawidzę ich.
Tak strasznie tęsknie... Kochasz mnie jeszcze?
Zostawiam Ci mój numer, zadzwoń, jeżeli chcesz. Mam jednak nadzieję, że zadzwonisz.
Kocham Cię.
Itachi.
PS. Sto lat, z okazji dwudziestych urodzin.

***

Brunet patrzył na białą kartkę papieru, siedząc na łóżku. Z przykrością musiał stwierdzić, że kartka została pognieciona, a może i nawet porwana przez niego w miejscach, gdzie zacisnął na niej palce. Nie mógł puścić.
Już sam nie pamięta, kiedy ostatnim razem widział te duże, eleganckie, lekko pochyłe pismo. Ile lat temu ktoś nazwał go ''otouto'', ile lat temu ostatni raz widział swojego Aniki? Już jest chyba za duży na to słowo.
Jak wygląda? Co robi? Gdzie jest? Jaki jest?
Popatrzył jeszcze raz na kartkę, czytając list od nowa.
''Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz [...]"
Jakby mógł zapomnieć??
''[...] nie odpisywałeś [...]"
Nie miał na co! Ale pisał! Co tydzień, co dwa, potem co miesiąc, co trzy... Aż w końcu co rok, zawsze dziewiątego czerwca***...
"Nie wspominaj o mnie rodzicom, nienawidzę ich.''
Więc to oni? Te listy na stole... Nie potrafił uwierzyć w to, że byliby do czegoś takiego zdolni...
Sasuke podszedł do biurka i popatrzył na telefon.
Zadzwonić?
Czy tego chce, pragnie? Czy to naprawdę nadal jego kochany ''Aniki''? Czy w ogóle to prawda? Może jakiś głupi żart?
Rok. Dwa lata. Potem trzy. Dwanaście.
Czy nadal są braćmi?
Bez zastanowienia wystukał na swojej Nokii* podany na kartce numer.
Jeden sygnał.
Dwa sygnały.
Trzy sygnały.
-Uchiha Itachi, słucham?
Nagle serce dwudziestolatka stanęło w miejscu.
-Halo, kto tam?
Znów ten sam, głęboki głos. Milczał.
Milczał, bo nie był w stanie nic powiedzieć.
-Halo, jest tam ktoś?
-Itachi? - Wydusił z siebie, sam przestraszywszy się swojego głosu. Bardziej przypominał zarzynaną kwokę...
Nie. Nie uwierzy. To nie możliwe...
-Sasuke? To ty? - Usłyszał.
Ten głos. Czy to możliwe, aby należał do Itachi'ego? To nie był jego głos. Nie, to nie jego... Itachi miał niski, ale słodki głos dwunastolatka, a nie głęboki, hipnotyzujący głos dorosłego mężczyzny.
Rozłączył się i odłożył telefon na biurko.
Za dużo.
Stanowczo za dużo.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*No co? XD Wierzcie, lub nie, ale tak nazywa się osiedle w Olsztynie xD
**Nie pamiętam, jak to się nazywa, ale co roku, w Japonii jest parada, w której uczestniczą jedynie osoby, które przez ostatni rok weszły w pełnoletniość, czyli skończyły dwadzieścia lat. Taka baaaaaaardzo stara tradycja, a wiadomo- tradycja jest droga. XD
***Urodziny Itchy'ego.
****Kocham tą firmę xD Ogólnie, pochodzi przecież z Dżapanii, więc jest ok xD


Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podobało, a jak nie, to trudno... Widzimy się za tydzień... Papa ,)



4 komentarze:

  1. Bardzo. bardzo mi się spodobało.^^
    Hu, uwielbiam ten paring, a ta historia co raz bardziej mnie urzeka.
    Pisz dalej. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdzialy fajne ale jest w nich duzo literowek ktore rzucaja sie w oczy ....to chyba tyle ... weny zycze i wgl :) ~Kamii

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo fajnie się zapowiada. Pisz dalej bo świetnie Ci to wychodzi:-) ~Karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha , jebłam na końcu i się nie podniosę. Śmieję się i paczę
    T^T

    OdpowiedzUsuń