piątek, 9 sierpnia 2013
Two-shot: Pamiętnik. part I
Wiem, wiem, zasłużyłam na karę. Trochę sie to przedłużyło, miały być dwie części po maksymalnie cztery strony, ale wyszło jak wyszło. Do tego jest masa błędów... Wiem. Rena is very very bad girl. Mam jednak nadzieję, że opo zjadliwe... Jak ktoś czyta i się mu chce, to niech zostawi komentarz. Wtedy może Rena się zmobilizuje i doda czwarty rozdzialik już w niedzielę, a kontynuację tego już w środę. To ustalmy granicę. Wymiana będzie za trzy komenty ,p a teraz dosyć ględzenia, zapraszam do czytu-czytu~
Ciemnowłosy chłopak wybiegł z domu. Był ubrany w czarne dresy, adidasy i czarną podkoszulkę z logo Nike.
Na podwórku nie było zbyt ciepło, więc narzucił na siebie granatową kurtkę umożliwiającą cyrkulację powietrza, czy coś tam. Jak zwał, tak zwał.
Zrobił kilka skłonów, przysiadów i wybiegł przez furtkę. Biegał, codziennie rano, czasem też wieczorami, od... Dobrych kilku lat. Jeden z jego najzdrowszych nawyków.
Zawrócił, gdy jego zegarek na rękę zaczął wibrować. Czas wracać do domu, w końcu na ósmą do szkoły.
***
-Teme! Znów wyszedłeś dziesięć minut za późno! Znów się spóźnimy! - Krzyknął rozeźlony blondyn, tupiąc nogami o chodnik. -Nie olewaj mnie! - Krzyknął znowu, widząc, że jego domniemany rozmówca przechodzi obok. Po dwóch minutach jednak, domniemany rozmówca odwrócił się, zaciekawiony ciszą.
Zazwyczaj wystarczało policzyć do dwóch, aby usłyszeć kolejny wybuch blond-narwańca, a sytuacja, w której on nie następował, była wielce zadziwiająca.
Co. Do. Cholery.
Ten głupek, zamiast się na niego złościć i wyklinać w najlepsze sobie... Esemesuje?!
-No, młotku, uważaj, bo znów wejdziesz w latarnie... - Zaczepił go.
Zawsze potrafił go sprowokować, za to tym razem jedyne co mu wyszło, to pulsująca żyłka na czole. Kutfa.
Olał go i przyśpieszył. Jego stan pogorszył się jeszcze bardziej, gdy po około pięciu minutach usłyszał jakże inteligentne pytanie wypowiedziane przez narwańca.
-Ymmm... Mówiłeś coś?
-Nie. - Odpowiedział, zaciskając zęby. Nie będzie się poniżał, bez przesady... Szedł dalej, nie zwracając uwagi na blondyna. Czyli wracamy do domu. Znów jest normalnie.
-Teme! Wiem, że coś mówiłeś! Znów się ze mnie nabijałeś! Masz mi...
-Właśnie o tym mówiłem. - Zaśmiał się ironicznie, patrząc, jak Naruto łapie się za czoło, po bardzo bliskim spotkaniu z latarnią.
-Ał! To nie jest śmieszne! - Krzyknął blondyn, rozmasowując obolałe czoło.
-Oj, jest. Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zaśmiał się i zaczął iść. - Rusz się, bo tym razem przez Ciebie się spóźnimy. - Powiedział.
Jak zawsze, wyszło na jego. Heh. Norma.
***
Na lekcji było cicho. Nikt normalny na lekcji profesora szanownego Orochimaru, nie próbował dyskutować. W ostatniej ławce, zajmowanej przez dwójkę dosyć specyficznie do siebie nastawionych przyjaciół, słychać było jedynie szuranie kredy po tablicy, gdy szanowny i uwielbiany przez wszystkich (czytaj: znienawidzony) profesor z rodziny żmijowatych (i bynajmniej nie chodzi tu o nazwisko, choć kto tam z resztą wie...) pisał na tablicy jakieś głupie dysocjacje i... Cichy brzęk klawiszy telefonów.
Sasuke powoli zalewała krew, ze złości, irytacji i ciekawości.
"Z kim tak namiętnie piszesz." - Napisał na ostatniej kartce swojego zeszytu.
Trzeba wspomnieć, że musiał sporej siły by go szturchnąć, aby młotek stwierdził kartkę podpychaną mu prawie że pod nos, ponieważ zwykły kopniak w piszczel nie był w stanie odwrócić jego uwagi od ekranu swojej ukochanej Nokii X2 (tak, wiem, mam manię na punkcie tej firmy xD).
Zamrugał oczami i spojrzał na kartkę, a jego policzki nieznacznie poróżowiały.
"Z kolegą." - Odpisał mu lekko drżącą ręką.
Oh, wiec wszystko się wyjaśniło. Naruś ma chłopaka. Słodkie. Ciekawe tylko, czemu on musiał się zakochać w kimś, kto i tak nigdy go nie pokocha tak, jak on.
Odłożył zeszyt i spojrzał na tablicę, z przykrością, a może jednak i bez niej, stwierdzając fakt, że nie rozumie ani jednego znaku, cyferki, nie mówiąc już o symbolach pierwiastków. Z niemym westchnieniem wsadził słuchawki w uszy i spoczął na ławce, wsłuchując się w czyste, ostre dźwięki muzyki.
Our legs begin to break.
We're walked this path for far to long.
My lungs, they start to arche,
But still we carry on.
I'm chooking on my words,
Like I got a noose around my neck.
I can't believe it's come to this.
I can't bellieve it's come to this.
And dear, I fear
Thats this ship is sinking tonight.
I won't give up on you.
These scars won't tear us apart.
So don't give up on me.
It's not too late for us.
And I'll save you from yourself.
And I'll save from yourself.*
***
Lekcje zaczynały właśnie się kończyć. Akurat, gdy Sasuke wyjął telefon, by sprawdzić ile czasu zostało do końca lekcji, zadzwonił ostatni już dzisiaj dzwonek, obwieszczający koniec lekcji. Podniósł głowę z ławki, z przykrością uświadamiając sobie, że nudności, których dostał po ostatniej lekcji, nie minęły.
Wstał z krzesła i zaczął pakować książki do torby. Kurde. Jest źle.
Popatrzył na tablicę. A raczej tablice, bo widział dwie. Zacisnął oczka i pokręcił głową. Odetchnął głęboko i skierował się jeszcze w miarę prosto w kierunku wyjścia, jednak okazało się to zbyt dużym wysiłkiem dla jego płuc, którym raptownie odechciało się pracować.
Przytrzymał się ściany i starał się łapać powietrze.
-Sasuke? Co jest? - Usłyszał przestraszony głos swojego przyjaciela, jednak był zbyt zajęty ratowaniem ostatnich drobinek powietrza ze swoich płuc. Poczuł jak pod pachy wbijają mu się jakieś kościste palce, potem krzyk. Nic więcej nie był w stanie stwierdzić, przy betonie opadającym na jego klatke piersiową. Chciał tylko powietrza.
To była jego ostatnia myśl, zanim dopłynął "Brakiem Tchu" do portu zwanego "Ciemnością".
***
Brunet otworzył swoje onyksowe, aktualnie przekrwione oczęta, spoglądając w biel sufitu zalegającego nad nim. Szczerze? Nic nie pamiętał.
Czuł jedynie tępy bul w głowie i suchość w gardle.
Po chwili dało się też słyszeć ciche pikanie i stukot.
Odwrócił głowę w lewo i spojrzał prosto w okno, oślepiające blaskiem. Zmrużył oczy i po chwili przyzwyczaił się do owej jasności, w której przebywał. Otworzył oczy ponownie. Piekły, ale szło z tym wytrzymać. Zauważył białe ściany, do połowy pomalowane blado-zieloną emalią.
Szpital.
-Sasuke? Słyszysz mnie? - Usłyszał głos po drugiej stronie.dopiero teraz poczuł, że ma coś założone na usta. Maska.
Skupił się i poczuł, jak coś delikatnego głaszcze go po dłoni.
Nie mógł wpaść na żadną myśl, kim ten ktoś może być, kogo to ręka go głaszcze, czyj to głos, taki czysty, aksamitny... Odwrócił powili głowę i spojrzał w czarne tęczówki jakiegoś mężczyzny. Zna go. Tak... Tylko nie pamięta imienia... Aniki.
-To ja, Itachi. Spokojnie, już wszystko jest dobrze. Możesz oddychać? - Zapytał mężczyzna uśmiechając się pięknie, a Sasuke pokiwał głową i zaciągną się powietrzem, aby udowodnić. Silikon sprawnie uniemożliwiał powietrzu uciec, a maszyna wciąż serwowała kolejne porcje życiodajnego tlenu.
Nie każdy człowiek potrafi docenić powietrze. Dopiero gdy go zabraknie, dowiadujemy się, jak bardzo jest ono nam potrzebne.
Otworzył usta, jednak maska sprawnie tamowała jego słowa, których nie dość, że nie mógł wymówić, to na dodatek nie było by słychać.
Popatrzył pytająco na swojego brata, chcąc zapytać go, co tak naprawdę się stało.
-Sasuke... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę z Tobą rozmawiać. Strasznie nas przestraszyłeś, Naruto prawie zemdlał ze strachu i musieli wołać drugą karetkę... Miałeś atak... Astmy. - Powiedział Itachi, a Sasuke rozszerzył oczka.
Astma? Ale jak? To nie możliwe... To brzmiało strasznie. Jak wyrok...
-Spokojnie. To nie jest choroba śmiertelna. To znaczy...
Sasuke złapał dłoń Itchy'ego, patrząc na niego wzrokiem "Cicho już.". Doskonale wiedział, co to astma... W końcu mama na to zmarła. Był wtedy bękartem, ale wiedział...
-Zaraz zawołam pielęgniarkę. - Powiedział Itachi, wstając. Wyszedł z sali, by po chwili wrócić, idąc ślad śladem za niezbyt wysoką, rudowłosą kobietą.
Miała może trzydzieści pięć lat, była ładna. Gdyby nie kilka drobnych zmarszczek, wyglądała by wiele młodziej. Delikatny makijaż, blada cera, oczy rozpromienione radością, a na ustach miły uśmiech. Taką pielęgniarkę chciałby mieć każdy pacjent.
-No, Sasuke, jak się spało? - Zapytała z uśmiechem, zdejmując mu maskę i poprawiając poduszkę. Chłopak wziął głęboki wdech. Nie wiedział czemu, ale w pamięci miał przedziwne uczucie strasznego ciężaru na piersiach. Dotknął ręką klatki piersiowej, jakby szukając oznak złamania, skrzywienia, czy czegoś. Może miał wypadek? Ale dlaczego astma?
-Spokojnie. Nic Ci nie jest. Możesz mówić? - Zapytała pigułka, patrząc na niego matczynym wzrokiem.
-Chyba tak. - Powiedział ochryple. Chciał się zaśmiać. Brzmiał jak prosie, któremu podrzyna się gardło. Heh, porównanie. Sto procent true.
-To teraz spróbuj zasnąć. Jesteś jeszcze osłabiony, płuca muszą się uspokoić. - Powiedziała pielęgniarka, ponownie nakładając mu maskę, zamykając mu tym samym usta na jakiekolwiek protesty.
Pogadała jeszcze chwilę z Itachim i poszła.
Sasuke zamkną oczy i starał się skupić na zaśnięciu. Był zmęczony, ale nie potrafił zasnąć. Och, dziadek Morfeusz nie kwapił się z przyjściem i daniem mu solidnego kopa w kościsty zadek, nakazując mu tym samym spać, o nie. Dzisiaj kochany przodek z rodzinnej Starszyzny wziął urlop i szczerze mówiąc po prostu go olał. Sasuke starał się chociaż robić pozory śpiącego, gdy w końcu wpadł na pomysł, czemu nie może zasnąć. Z równowagi ciągle wyprowadzał go dźwięk... Klawiszy telefonu Itaśka. Z czymś mu się to strasznie kojarzyło, ale nie mógł sobie przypomnieć, z czym.
Nie mógł sobie przypomnieć, do pewnego momentu.
-Sasuke jeszcze śpi? - Usłyszał brunet, a jego szok ukrywała jedynie senna maska, narzucona na blade oblicze.
~KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ~
*Bring Me The Horizon - The sandess will never end. Polecam.
PS. Tytuł opowiadania wyjaśni się w drugiej części.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Biedny Sasuke, wiem że z astmą żyje się tak jak wcześniej, a czasami jest to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńMam bardzo dziwne przeczucia co do tego tytułu..
Czekam na więcej! :3
*żyje się czasami jak wcześniej
UsuńGdzieś mi wcześniej zginęło.;)
Yuuki, mam nadzieję, że Ci się spodoba. Muszę przyznać, w tej części nie ma nic, co wiązało by się z tytułem, to fakt. Po prostu opowiadanie pisałam kilka miesięcy temu i trochę je pozmieniałam, przedłużyło Się... ale mam nadzieję, że mi wybaczysz i że rozwiązanie Ci się spodoba. Pozdrawiam, Rena~
OdpowiedzUsuńJezu, to czytałam z bólem w sercu. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak czytam to co napisałaś, to aż mnie serce boli. Wiem, wiem no normal. Ale tak mi się dzieje jak się ekscytuję. A twoimi opowiadaniami ekscytuję się na pewno. Po prostu aż mi powietrza brakuje tak jak Sasuke. Brr. No, jak zawsze świetne, chociaż nienawidzę kiedy się łączy Itacza z kimś innym niż Sasuke, ( ewentualnie Kakaś, lub Madara ) ale to do Sasu najbardziej pasuje no i, no i aż mnie krew zalewała, bo skojarzeniu faktów.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńSasuke jest zakochany w Naruto, pięknie blond narwaniec też potrafi go olać... z kim esemesuje, czyżby z Itachim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia