piątek, 30 sierpnia 2013

Two-shot: Pamiętnik, part II

Po pierwsze, pragnę przeprosić... Za zwłokę, za błędy, z to, że opo wyszło tak strasznie długie... Mam nadzieję, że zjadliwe i nadrobię tym ten długi czas... Jak wiecie, już zaraz szkoła... Więc życzę wam powodzenia ,3 Ja sama, szczerze mówiąc, już chcę do szkoły... Bynajmniej chciałam... Ale dzisiaj było spotkanie wszystkich klas pierwszych i... Wszyscy patrzyli na mnie jak na okaz w muzeum! A przecież wcale (hueh) nie ubieram się dziwnie... To oni maja coś z oczami. A teraz przestaje ględzić i zapraszam do czytania moich myślowych wypocin... To opo to gniot i koniec! Jest shounen-ai, wybaczcie. Jak będzie trochę chętnych, to może zrobię bonusowy rozdział z yaoi... się zobaczy.


Jedynie dzięki w miarę silnej woli zdołał leżeć spokojnie. Jakimś cudownym sposobem zdołał opanować czarną rozpacz, która z każdą chwilą coraz bardziej opanowywała jego serce, a z każdą następną myślą coraz bardziej utwierdzał się w fakcie, że nie wytrzyma już dłużej.
Wsłuchiwał się w słodkie dźwięki pocałunków, rozrywających jego serce na miliony drobnych kawałeczków. Zaciśnięte dłonie pod pościelą zbledły, drżąc od nadmiaru emocji.
W jednej chwili wszystkie jego plany i marzenia poszły w zaświaty, a odpowiedzi na zadawane sobie rano pytania zaczęły błądzić po jego główce, powodując istny chaos.
Teraz już wszystko rozumiał, z kim tak usilnie pisał Naruto.  Nie potrafił w to uwierzyć. Tylko czemu musiał to być akurat jego brat. Jego kochany Itachi...
Opanowany fałszywymi złudzeniami, żalem i niechcianą prawdą, zasnął, nie zauważając nawet, że okropność ustała. Nadal w uszach dźwięczał mu czysty odgłos miłości, a pod powiekami tworzyły się liczne sceny, których nigdy w życiu nie chciałby oglądać.
Jedynie dzięki zmęczeniu, zdołał odpłynąć w krainę, gdzie królował dziadek Morfeusz.

***

Gdy się obudził, sala była pusta.
Na początku, nic do niego nie dochodziło. Był w dziwnym szoku, odrętwieniu, którego sam nie rozumiał. Gdzie jest Itachi?
Spojrzał na krzesło, stojące obok i wszystkie emocje uderzyły w niego falą tsunami.
Jak? Co? Czemu? Kiedy? Po co? Dlaczego?
Dziesiątki pytań, na które nie znał odpowiedzi, zaczęły huczeć mu w głowie, powodując ból. Obraz rozmazał mu się przed oczyma, a po chwili z bladych, tym razem szarych, a nie białych policzków, zaczęły spływać łzy. Najprawdziwsze w świecie, słone krople, które od kilku lat nigdy nie gościły na jego twarzy. Nie potrafił nad nimi zapanować. Nie. Nie wytrzyma tu ani chwili dłużej. Ani sekundy.
Jednym sprawnym ruchem wyrwał igłę z nadgarstka, sycząc cicho. Spiął się, przykładając kołdrę do ręki, by zatamować chwilowe krwawienie. Oh. Boli.
Zdjął maskę z ust i odczepił diody z piersi, a maszyna obok nagle przestała pikać, nie wyczuwając bicia serca. Nic z tych rzeczy nie jest mu potrzebne.
Rzucił się w stronę ubrań, co raczej jednak było błędem, bo upadł na ziemię, czując zawroty głowy. Nic takiego. Po prostu za szybka zmiana pozycji. Normalne.
Wstał na drżących z braku jakiejkolwiek energii w nogach i poczłapał w kierunku torby, która leżała na pod kaloryferem.
Rozpiął zamek, wyciągnął pierwsze lepsze spodnie i koszulkę po czym usiadł na łóżku obok, usiłując się ubrać.
Nadgarstek promieniował pulsującym bólem, tak jak głowa, która bezwładnie trzymała się jakimś cudownym sposobem nadal w pionie. Nic jednak nie przebije uczucia duchoty i ciężaru na piersiach, które nie potrafiły zrobić więcej miejsca dla płuc bijących się o choćby gram powietrza więcej, po nagłym wysiłku.
Co za cudowne uczucie. Szkoda, że nie potrafił dostrzec okna, gdzie słońce właśnie wstawało i budziło wszelkie życie po tej stronie Ziemi. Nie zauważyło jednak jednego, małego elementu, którego płomyk właśnie wygasał.
Chciał otrzeć łzy, jednak nie mógł się ruszyć, walcząc o powietrze. Po co?
Jego płuca same pracowały, nie potrafił ich zatrzymać, choć wiedział z góry, że to nic nie da. Powietrze uleci z niego, prędzej, czy później, bez względu, czy się zgodzi, czy nie. Nie będzie sprawy sądowej, o miejsce i czas zdarzenia. Nie będzie łapówek, sprawiedliwości i kłamstw. Niczego już nie będzie.
W jego uszy wbił się głośny krzyk. Ciało poczuło znajomy dotyk, ręce, które trzymały go całe życie. Światło, które nagle rozbłysło przed jego oczami, nie dawało zasnąć.
Oh... Spokojnie, Sasuke. To tylko słońce... Jednak los się zlitował i słońce obudzi także Ciebie.
W głowie kotłowała się jedna myśl, jedno pytanie...
Czy tak umierała mama?

***

Obudziło go głaskanie.
Otworzył oczy i spojrzał w bok, na swoją rękę. Była przykryta drugą, znacznie większą i znacznie mniej delikatną, jednak nie wielką, męską, choć do mężczyzny należała na pewno. Krótkie, okrągłe paznokcie były pokryte cienką warstwą czarnego lakieru, a smukłe palce głaskały lekko dłoń pod sobą. Nie musiał unosić wzroku, aby wiedzieć, do kogo należy owa dłoń.
Sięgnął pamięcią wstecz, jednak jedyne, co potrafił sobie przypomnieć, to nagła jasność, która przykryła biel.
Nie potrafił tego zrozumieć, opisać.
Jakby znajdował się w chmurach, a nagle ich biel rozmazała się. To nie był kolor. Nie można opisać czegoś, czego nie ma. Tak jakby biel stała się przeźroczysta, ale nic nie było przez nią widać. Znając życie, nawet Wikipedia nie posiadała by w zasobie swoich terminów takiego hasła, ani definicji.
Uniósł lekko wzrok i zmrużył oczy, napotykając na swojej drodze wpatrujące się w niego, dwie, czarne tęczówki.
Spodziewałby się wszystkiego. Uśmiechu, wstydu, zażenowania, radości, prawie że matczynej czułości, jednak to, co zobaczył w tych oczach.... Przeraził się, a jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, co sprawiło, że maszyna obok zaczęła piszczeć jeszcze szybciej.
-Spokojnie... - Powiedział Itachi, choć jego twarz malowała się strachem i bólem, rzec by można, rozpaczą.
Sasuke spuścił wzrok, nie potrafiąc znieść tego spojrzenia.
-Itachi... Co się stało? - Zapytał cicho. Nie rozumiał...
-Nie wiem... Ty mi powiedz. Chciałeś uciec? Sasuke... Co ty zrobiłeś... Nie sądziłem, że jesteś takim dzieckiem... - Usłyszał po czym powoli zaczął przypominać sobie poszczególne fragmenty.
Rozpacz. Ból. Determinacja. Strach. Ekstaza. Słabość.
Wszystko powoli wracało do niego, małymi kroczkami dochodził do coraz dalszych wspomnień.
-Itachi... Co się stało? Ja... Umarłem? - Zapytał. Głupie pytanie, matole. Przecież żyjesz.
-Nie, nie umarłeś. Znalazłem Cię, gdy... Gdy byłeś... Boże, Sasuke, czemu to zrobiłeś? - Powiedział Itachi, głosem tak strasznie przesiąkniętym bólem, że Sasuke nie potrafił tego słuchać. Popatrzył mu żałośnie w oczy, modląc się, aby przestał.
-Przepraszam, Itachi... Ja... Nie wiem, czemu to zrobiłem... Wybacz mi... - Szepnął.
Starszy jedynie pokiwał głową.
-Nie rób tak więcej... Błagam... - Powiedział, patrząc mu w oczy. Gdyby Sasuke wiedział tylko, co przeżywał...
-Ja... Przepraszam... Chciałem tylko stąd wyjść... Nie mogłem uwierzyć, że jestem chory... Przestraszyłem się tego, chciałem już iść, zostawić to wszystko... To przecież nie możliwe, Itachi... To nie mój świat... - Zaczął mówić, na poczekaniu. Musiał coś wymyślić, musiał skłamać, by Itachi mógł go zrozumieć. Lepiej, by wiedział jakieś zmyślone kłamstwo, niż prawdę... Lepiej, dla niego. Dla nich.

***

Pięć dni później opuszczał mury szpitala, z naręczem leków i po pół godzinnym instruktarzu pt. "Jak używać Ventolinu?*". Standardowo, towarzyszył mu Itachi, który każdą wolną chwilę spędzał u niego, w szpitalu, doprowadzając chłopaka do jeszcze większej depresji. Oferował nawet pomoc psychologa, po tym, jakich kłamstw (Dla dobra ich relacji.), nagadał mu Sasuke. Oczywiście, Itachi wierzył w każde jego słowo. Jak za starych dobrych czasów.
Jednak z ich "dawnych czasów" nic nie zostało.
Kilka pierwszych dni było najgorszych.
Sasuke z całej siły starał się nie wchodzić w drogę bratu, ani przyjacielowi, a gdy zdarzała się taka okazja- milczał.
Nie dlatego, że tak postanowił, bynajmniej nie było to głównym powodem. Każde słowo skierowane ku któremuś z nich bolało. Gardło ściskało, a oczy zaczynały machinalnie łzawić, jak przy krojeniu cebuli. Nie szło nad tym panować.
-Sasuke, co się dzieje?
-Nic.
-Sasuke, gniewasz się na mnie?
-Nie.
-Sasuke, co Cię boli?
-Nic.
-Sasuke, czemu mnie olewasz?
-Nie olewam.
Każda rozmowa, każde słowo działało w odwrotnym kierunku.
Apogeum wszystkiego naszło w chwili, kiedy wchodząc do domu usłyszał urywane krzyki. Dwóch osób.
Nie musiał długo się zastanawiać, wyszedł, bez trzaskania drzwiami, bez fochów, bez psychicznych myśli. Po prostu... Bez niczego. Wyszedł i wrócił w środku nocy.
-Sasuke, co Ty sobie myślisz, do cholery?! - Po raz pierwszy w życiu Itachi wydarł się na niego, buzując w środku i na zewnątrz. Jego mina wyraźnie wskazywała na to, że jest wyprowadzony z równowagi.
-A co mam myśleć? - Zapytał spokojnie, jakby nie wiedział, o co chodzi. Nie, nie chciał go zlekceważyć, nie chciał pyskować ani być bezczelnym. Po prostu... Sam nie wiedział.
-Znów uciekasz! Sasuke, co się z Tobą dzieje? Okres buntu dawno za Tobą, masz siedemnaście lat! Wiesz jak się bałem? - Krzyknął Itachi a Sasuke... Wyszedł.
Usiadł na łóżku. Itachi nigdy na niego nie krzyczał. Nawet za oceny, za to że przychodził za późno, za wagary. Za nic. Coś musiało się stać. Pokłócili się z Naruto... Na pewno...

***
Itachi stał osłupiały na środku kuchni, patrząc tępo w miejsce, w którym przed chwilą stał jego młodszy brat.
Co on najlepszego zrobił? Czemu wrzeszczał? Co on kurwa wyprawia?
Popatrzył na swoje ręce.... Nie mógł uwierzyć. Nigdy na niego nie krzyczał, Sasuke nigdy się tak z reszta nie zachowywał... Często przecież wracał tak późno...
Przypomniał sobie prośbę Naruto, by powiedzieć dla Sasuke o ich prowizorycznym związku. Bo trudno to nazwać związkiem. Nic nie poradzi na to, że ten małolat się zakochał, z resztą, zna warunki i jego intencje. To, że go nie olewa i nie traktuje jak szmaty, nie znaczy, że go kocha. Oczywiście- nie zgodził się. Nikt nie ma prawa się dowiedzieć, a Sasuke w szczególności.
Kłócili się trochę, ale przeminęło z wiatrem. Jak zawsze.
Ale teraz musi porozmawiać z Sasuke. Musi. To jego brat, musi go przeprosić, nie może stracić jego zaufania...
Wszedł cicho do pokoju. Sasuke siedział przed biurkiem i pisał coś. Podszedł po cichu i położył rękę na jego ramieniu. Jedyne, co zdołał zauważyć, to kilka znaków i...
Sasuke walną dłonią w biurko, trochę za mocno, usiłując zakryć treść kartki. Nie chciał spojrzeć mu w twarz. Bał się.
Wziął głęboki wdech.
Na pewno pisał tam, co czuje... Jak mu przykro... Jak strasznie aniki go zranił... Aniki.
Nawet nie pamięta, kiedy ostatni raz Sasuke go tak nazwał. Zawsze był jego małym otouto, nawet teraz. Ale dla Sasuke już nigdy nie będzie kochanym aniki.
Stanął za nim i powoli zaczął zjeżdżać dłońmi w duł, po jego drżących od płaczu ramionach. Sasuke zawsze pisał do niego listy. Bał się mówić, nie potrafił powiedzieć nic, nie potrafił rozmawiać patrząc w oczy, dlatego... Pisał.
I coś mu mówiło, że stary zwyczaj wrócił. Złapał jego zimne, jak zwykle, dłonie i odsunął je od zeszytu. Nie napotkał żadnych oporów, nie zmuszał go do tego. Jeżeli Sasuke by się sprzeciwił, nic by nie zrobił... Wziął zeszyt w ręce.
To nie był list. Spojrzał na wysłużone kartki z prawej i białe, czyste z lewej. To nie były listy.
Przewertował zeszyt na pierwszą stronę.
"Nie czytaj... To nie Twoje, więc po co ruszasz?"
Przewrócił kartkę i znów napotkał na pojedynczy napis na środku.
"Mówiłem: Nie czytaj."
Myśląc, że to już koniec, przewrócił znów kartkę i zdziwił się znacznie.
"Jesteś bezczelny."
Oh, tak. Wie to doskonale... Ale nie cofnął się. Skoro Sasuke mu pozwolił, znaczy, że chce, aby to przeczytał.
Zanurzył więc wzrok w eleganckich znakach. Styl pisma co chwila się zmieniał. Raz był niechlujny, pisany szybko, raz litery były koślawe, innym razem znów proste i płynne. Zdarzały się karty, gdzie niektóre znaki były zamazane łzami, tusz czasem się rozmazywał, widniały kleksy....
Nawet nie czytając, mógł znać jego emocje.
Pierwszy wpis był sprzed dwóch lat i pół roku. Było tam opisane wszystko.
Źle się czuł, czytając najskrytsze myśli swojego brata, ale nie przestawał. Kierowała nim najzwyklejsza w świecie ciekawość i... troska.
Jego oczy rozszerzały się coraz bardziej, czytając dalszą treść pamiętnika.
Pomiędzy ostatnim, a przed ostatnim wpisem minęło jedenaście miesięcy.

***

Jednak nie przeszło. Miało przejść, ale nie przeszło. Starałem się, starałem się zakochać w kimś innym, ale nie potrafię. Widzę go codziennie, jak idzie do pracy, jak wraca, je obiad, ogląda telewizję, je kolacje, pisze te jebane książki. Na prawdę się starałem.
Ale on mnie nie kocha. To nie ma już znaczenia. Jestem, zawsze byłem i zostanę tylko małym, głupim otouto. Nigdy nie zobaczy we mnie nikogo więcej. Otouto - rodzaj bezosobowy, liczba pojedyncza. Dla niego nie jestem facetem, tylko bratem. I zawsze tak będzie.
Znalazł sobie kogoś. Tylko czemu akurat tego kogoś? Dwie najbliższe mi osoby są razem. Nienawidzę ich, a przecież tak strasznie ich kocham. Czemu nie mogłem się zakochać w Naruto? Było by o wiele łatwej. Słyszałem... W szpitalu, dziś w domu. Kochają się, nie chcę im w tym przeszkadzać. Zawsze tylko przeszkadzam. Dziś krzyczał... Po raz pierwszy na mnie nakrzyczał. Czy mu przykro ? Nie wiem... Nic już nie wiem i nie chcę wiedzieć.
  Powinienem dać im spokój, może się wyprowadzę? Nie dam rady trzymać tego dłużej w sobie, a przecież nie mogę mu tego powiedzieć.
Bo niby jak miałbym to zrobić?
"Hej, Itachi, kocham Cię. Wiem, że to nienormalne, ale na prawdę Cię kocham."
Hahaha.
I co? Może jeszcze dodam: "Wyjdziesz za mnie?"...

***

Sasuke wstał w momencie, gdy zeszyt uderzył o panele.
Nie czekając na żadne słowa ze strony starszego, wyszedł z pokoju i zaczął się ubierać. Co teraz?
-Sasuke, nie zachowuj się jak tchórz. Znów uciekasz? - Powiedział Itachi, stając przed nim. Popatrzył mu w oczy, ale Sasuke spuścił wzrok i ominął go szybkim krokiem. Nie potrafił się odezwać. Poczuł, jak coś łapie go za ręce i obraca w swoja stronę. - Powiedz coś. Powiedz mi, że mnie kochasz.
-Po co? Czy coś to zmieni? - Zapytał i prychnął w jego stronę.
Itachi milczał.
No a co ty myślałeś? Że kuźwa mać weźmie Cię w ramion, przytuli i pocałuje, tak, jak robi to w tej chwili? Chyba sobie kpisz.
...
Sasuke rozszerzył swoje onyksowe oczka, zdając sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji właśnie się znalazł.
Co.
Uchylił ze zdziwienia usteczka, wpuszczając go do środka. Nie możliwe...
Czuł w swoich ustach jego język. Z dziąsłach, zębach, policzkach, podniebienia... Machinalnie oddawał pocałunek, choć nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego faktu, ale też z tego, że z jego ust wychodzą ciche westchnienia.
Gdy zajarzył już wszystko, co powinien, a nawet więcej, oderwał się od niego i odsunął.
-Jesteś chory. - Powiedział i poszedł do pokoju.
Nie. Nie może. To nie była przyjemność. To był instynktowny odruch.
To nie był przyjemność, czuć w jego ustach smak owoców. Itachi nie żuje gum owocowych, to Naruto pochłania je kilogramami...
Pobiegł do łazienki i zwrócił.
Nie potrafił czerpać przyjemności z ust, które kochają kogoś innego.
-Sasuke...
-Zostaw mnie! Rozumiesz!? Nic nie wiesz! Jest tak tak dawniej! Zapomnij o tym! - Zaczął krzyczeć w panice. Nie chciał litości. Nic nie chciał! Było dobrze tak, jak było dawniej!
-Sasuke, kocham Cię..
-Nie żartuj sobie! Wypieprzaj z stąd! - Krzykną i odepchną go, gdy Itachi z mocno się zbliżył.
-Kocham Cię, Sasuke, czemu mi nie wierzysz? Przecież...
-Kochasz mnie? To po co pieprzysz się z tym cwelem pod moim nosem? I w naszym domu! Przepraszam, od dzisiaj to Twój dom. - Powiedział i opuścił szybko łazienkę, zostawiając Itachi'ego, w stanie niezłego osłupienia.
Zamknął drzwi na klucz i zaczął wrzucać do torby wszystko, co było pod ręką. Olewał łomotanie w drzwi, próby szantażu i straszenia. Nie był dzieckiem.
Gdy stukanie ucichło, otworzył drzwi i najzwyczajniej w świecie, wyszedł.
-Wyprowadzasz się? - usłyszał i skinął głową.
-Czemu?
-A jak myślisz?
-Myślałem, że tego chciałeś. Miłości...
-Chciałem. Ale Twoich ust. - Powiedział i popatrzył mu w oczy. - Ale już nie chcę. Skoro mnie kochasz, to masz problem. Przynajmniej masz Naruto pod ręką, będzie mógł Cię pocieszyć. - Powiedział bezczelnie, nie patrząc na to, czy go rani, czy nie. Odwrócił się od niego i zaczął iść, jednak tuż przy drzwiach Itachi złapał go za rękę.
-Sasuke...
Próbował się wyszarpnąć, jednak Itachi przyszpilił go do ściany.
-Puść mnie, skurwielu! Podam Cie o molestowanie!
-Dobrze... Wole siedzieć w więzieniu, niż być bez Ciebie. - Szepnął mu na ucho. Sasuke przeszedł dreszcz. - Przepraszam. Nie powinienem był Cię wtedy całować. Daj mi jeszcze jedną szansę... - Poprosił. Odpowiedź jednak zmroziła go całkowicie.
-Nie dostaniesz jej. - Powiedział krótkowłosy i popatrzył mu ostro w oczy. Musi być stanowczy i konsekwentny.
-Więc wezmę ją na siłę. Skoro i tak mnie podasz do sądu, to nie ma różnicy. - Powiedział i złączył ich wargi.
Sasuke wyrywał się, jednak Itachi był silniejszy. Jedną ręką trzymał mu twarz, wbijając mocno palce w szczękę, biodrami dopychał go do ściany, trzymając mu z tyłu ręce. Pocałunek nie trwał długo. Tylko chwilę, a porem go puścił. Popatrzył mu w oczy.
Umył zęby...? - Przeleciało młodszemu przez głowę, gdy jego ręka celnie powędrowała na policzek długowłosego, z głośnym "plask". Spojrzał mu z nienawiścią w oczy.
-Co ty sobie myślisz? Że jestem kurwą? Nie masz prawa mnie dotykać! - Wrzasnął Sasuke, gdy w oczach zebrały mu się łzy. Nie, nie, nie! Nie może ryczeć!
Itachi milczał. Poczuł jego dłonie na ramionach, nawet nie chciało mu się ich strzepnąć. Już nic mu się nie chciało. Olał fakt, że ich usta trzeci raz spotkały się razem, olał fakt, że Itachi znów go całuje, że odbiera mu resztki godności, wchodząc w jego usta. Niech odbiera... Jego godność zawsze była tylko dla niego.
Starał się zaczerpnąć z tego pocałunku choć trochę... Nie potrafił. Nie potrafił się cieszyć tym, że jego marzenia chciały się spełnić.
-Dajmy sobie czas. Wszystko się ułoży... Daj mi siebie kochać... Proszę. - Pokiwał w milczeniu głową. Tak. Na pewno będzie dobrze. Itachi go kocha...
-A Naruto?
Itachi zaśmiał się, rozdzierając serce Sasuke na kawałki. A wiec jednak to był żart... Zrobiłeś z siebie idiotę. Popatrzył, jak starszy wyjmuje telefon i coś pisze. Czyli SMS był ważniejszy od Ciebie, Sasuke... Po chwili jednak Itachi pokazał młodszemu wiadomość.
"Hej, Naruto. Już nie musisz przychodzić, zapłacę jutro. Miłej pracy, Itachi."
A po chwili doszła krótka odpowiedź.
"Ok."

PS. Gomen za błędy, nie mam siły tego sprawdzić...

3 komentarze:

  1. Ou. *-*
    Padlam, serio nie spodziewalam sie takiego zakonczenia, ale podobalo mi sie, bledow nie wylapalam, Swietne! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdeptałaś moje uczucia. Czuję się jak Sasuke kurde. XD ale dobrze, bo przynajmniej jest uczuciowo. Boszz.... i znów przez czytanie twoich wypocin mam palipitacje serca. Ja umieram. ;_; no i stracisz czytelnika jak umrę. Biedna ja. Biedna ty. Dobra, nie zamulam. To było świetne :D Chociaż kiedy Sasuke zwrócił nieco mnie wmurowało szczerze się przyznam XD

    OdpowiedzUsuń
  3. i jak się okazuje Itachi nie kocha Naruto, a Sauke jest zakochany w Itachim, zabolały mnie słowa Sasuke, jak nazwał Naruto cwelem i o co chodzi z tym esemesem za co zapłacił?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń